Bardzo mnie martwi to, że będąc rok po ślubie myślę o rozstaniu. Gdy mówię o tym mężowi to zbywa mnie komentarzami: "nie wymyślaj". Mąż jest ciągle na mnie zły, a już największa zbrodnia to poprosić go o coś. Wtedy jest foch na całego. Zresztą posić muszę kilkakrotnie. I tak to głównie ja zajmuje sie domem. Mąż wraca z pracy i odpoczywa...
Mąż ostatnimi czasy (może od pół roku) nie okazuje mi uczuc. Mówi, że kocha, ale ja tego nie czuję. Chciałabym, żeby mnie przytulił, pocałował, tak sam z siebie... Ale on przytula, szybko daje buziaka , a potem odsówa mnie od siebie...
Wiem, ze to rzaden problem, ale przez to wszystko czuję się okropnie. Chciałabym jakoś zwrócic na siebie uwagę męża. Moj łzy już nic nie działają, chyba tylko denerwuja męża. A płacze teraz bardzo często, bo przez to zachowanie meża jest mi cały zcas żle. Gdy wspomniałam, że mysle o rozstaniu to mnie zbył... Gdy powiedziałam, ze czuje, ze mnie ni kocha to powiedział "Kocham do cholery!". Przeciez normalnie nie okazuje sie tak uczuć.
Chcałabym, zeby maż wreszcie zauwazył moje cierpienie. A ja juz nie czuje się kobietą, w której mozna sie zakochac, za którą mozna szalec... Czuje sie jak kucharka, sprzątaczka... Doszło do tego, że zastanawiam sie czy jak cos sobie zrobie to maż wreszcie zauwazy moje wewnętrzne cierpienie.
Czuję jakbym wiedła. Jakby moja kobiecosc zanikała.
Przepraszam za literówki.