---------- 17:03 12.08.2010 ----------
kici, dobrze mi robi to, że właśnie odniosłaś się do tego co napisałem w taki a nie inny sposób... mam poczucie, że mnie odbierasz, współodczuwasz i to mi pomaga, bo właśnie się okazało, że od najbliższej przyjaciółki nie mogę obecnie na to liczyć a od ponad 20 lat nie mam też tego od matki...
mnie się przez wiele lat marzył wyjazd na stałe do Londynu, ewentualnie do Szkocji, bo byłem tam kiedyś i to jest takie moje dobre miejsce na ziemi...
nie zrealizowało mi się to pragnienie, choć może jeszcze kiedyś się ziści... kto wie? jednak całkiem możliwe, że gdyby się spełniło, to mój "raj" zakłócałyby pewne sprawy - podobnie jak u Ciebie - nie załatwione, z przeszłości mniej lub bardziej odległej...
tylko czasami zakrada się we mnie zwątpienie czy takie sprawy w ogóle można naprawdę raz na zawsze załatwić...? gdzieś w głębi siebie czuję nadzieję, że można, że jest to możliwe - może jednak trzeba natrafić w życiu na jakąś właściwą ścieżkę, czy też drogę, która do tego może nas poprowadzić... możliwe, że jak dotąd ja błądzę a nikt nie potrafi mi podpowiedzieć właściwego kierunku... bo tak sobie myślę, że samo pragnienie uporządkowania swojego życia i znalezienia rozwiązań swoich problemów, to jeszcze zbyt mało - bo musi się człowiekowi udać tę jakąś właściwą drogę znaleźć i przynajmniej nią pójść i dojść chociaż w jakiejś części do celu...
---------- 17:22 ----------
p.s.
dziś stała się dziwna rzecz: moja matka powiedziała mi, że mnie kocha i że jestem przecież jej dzieckiem...
w ogóle tego nie czuję, bo zbyt długo już zachowuje się w sposób, który temu przeczy...
najgorsze (?) jest to, że ja już się z tym jakby pogodziłem... sam mam uczucie, że jej nie kocham i nie oczekuję od niej miłości...
nie czuję już, żeby mi to sprawiało jakiś problem - a kiedyś miałem odczucie, że to mnie niemal przerasta... tylko, że ja nie chcę tak żyć... jednocześnie nie radzę sobie, nie jestem w pełni samodzielny, chociaż jakoś tam "łatam" sprawy jak się da... ten brak psychicznej samodzielności rozkłada moje sprawy, podobnie jak stany lękowe, z którymi zmagam się właściwie całe życie...
wydaje mi się, że tłumiąc lęki i starając się uporać z żalem i bólem z powodu nieudanej relacji z matką odciąłem się chyba nie chcący w ogóle od swoich uczuć - w dużo większym stopniu niż bym sobie tego życzył...
możliwe, że teraz z powrotem się jakby trochę otwieram... możliwe, że jakby wracam... (z wewnętrznej Szkocji
która stała się jednak jakby pałacem z lodu...), tylko że sam powrót niczego nie rozwiąże - trzeba jeszcze umieć i móc coś w sobie zmienić... tak mi się przynajmniej wydaje...