odpowiadajac na posta skierowanego do mnie chande - niezbyt przemyslanie zabrzmialo dla mnie Twoje
uż się nie poddam
.i że się nie poddam...oraz że warto walczyć...
powyzsze zakladaja, ze niewazne co sie stanie, niewazne jakie bedziesz musial poniesc koszta, 'nie poddasz sie' i bedziesz dalej parl w te ruchome piaski...
---------------------------
jak już będziesz dorosła, to sobie ułożysz życie
- jak widac, nie jest jeszcze dorosla...
---------------------------
„wiem, no ale co ja mam zrobić?”
„poczekaj, daj mi trochę czasu, ona musi się przyzwyczaić” (przyzwyczaja się już prawie rok)
„zobaczysz to się zmieni”
bez komentarza po prostu...
powiem Ci tak - bardzo duzo sie czyta o maminsynkach, ktorzy cale zycie poswiecaja mamusi, a nie swoim zonom/partnerkom.
poszukaj na forach, poczytaj
tam rozwiazanie jest proste i szybkie - on sie nie zmieni, tylko Ty sie pokaleczysz. Bo z mamusia nie wygrasz, jesli dana osoba nie bedzie aktywnie walczyc po TWOJEJ stronie.
tu masz dokladnie to samo.
jakies tandetne wykrety, ze ona wie, ale....i nic z tego nie wynika.
na jak dlugo masz jeszcze sile? Jesli to, co pisze dodus, nie wypali, co wtedy zrobisz? bedziesz probowal rok, dwa, trzy, dziesiec? kiedy za duzo bedzie za duzo?
NIE PRZEZYJESZ ZYCIA ZA KOGOS.