Nie wiem jakiego typu jest mój problem. Nie wiem czy w ogóle mam problem… Zacznę od początku..
Mam 15 lat. Moje problemy ‘’ze sobą’’ zaczęły się w pierwszej klasie gimnazjum (2 lata temu). Nigdy nie miałam dobrego zdania o sobie. Nie pamiętam kiedy za coś się pochwaliłam albo uważałam, że zrobiłam coś dobrze. Byłam dzieckiem nieplanowanym. Rodzice zwyczajnie wpadli. Wiem jednak, że cieszyli się na moje przyjście. Jak byłam malutka wujek w formie żartu często mi mówił, że tak naprawdę mnie nie chcą, nie kochają i jeżeli będę niegrzeczna to mnie zostawią. Babcia zaś często, gdy coś robiłyśmy nie tak jak chcieli powtarzała, że nie można im o tym mówić, bo się zdenerwują. Dla mnie składało się to następująco : jeżeli nie będę zachowywać się tak jak chcą, zdenerwują się na mnie i zostawią. Robiłam więc wszystko pod ich dyktando. Jeżeli zrobiłam inaczej, kłamałam ile wlezie żeby się nie wydało. Do dziś mam problem z mówieniem im prawdy jeżeli wiem, że nie pochwalają tego co robię. Zwyczajnie boję się ich. Przez 14 lat byłam jedynaczką. W październiku tamtego roku urodził mi się brat. I tu pojawiły się następne problemy. Czuję się mianowicie jeszcze mniej kochana i potrzebna w rodzinie. Mają przecież swojego małego skarba, a ja jestem im potrzebna tylko i wyłącznie do gotowania, sprzątania i zajmowania się nim kiedy chcą chwilę odpocząć. Przekłada się to na nieuzasadnioną nienawiść względem tego malca. Próbowałam zmienić swój stosunek względem niego, ale nie potrafię.
W grudniu 2008 roku pierwszy raz spotkałam się z cięciem. Cięła się koleżanka. Na początku nie rozumiałam jak można okaleczać swoje ciało i cieszyć się przy tym. W lutym następnego roku jednak sama zaczęłam się ciąć. Do dziś mam z tym problem, ponieważ w ciężkich sytuacjach to wydaje się być jedynym rozwiązaniem, które na marginesie nijak nie pomaga, ale w tamtych chwilach tak nie uważam. Sama sobie wmawiam, że jest to mój nałóg i nie mam wystarczającej siły by z nim walczyć. Jest to moje usprawiedliwienie przed samą sobą. Miewam myśli samobójcze.
W czerwcu tego roku mój przyjaciel próbował popełnić samobójstwo. Nie udało mu się, więcej prób nie podejmował. Moja psychika jednak bardzo wtedy ucierpiała. Cieszyłam się, że mu się nie udało z drugiej zaś strony podziwiałam za to, że zrobił coś o czym ja od dawna myślałam. Nikt o tym jednak nie widział.
Siedząc czasami w pokoju miewam różne przywidzenia. Ma to jednak miejsce tylko kiedy czuję się wyjątkowo źle. Ostatnie było takie, że widziałam siebie wiszącą na lampie. Ogarnia mnie wtedy ogromna panika. Mam ochotę wybiec z domu, uciec od tego wszystkiego.
Jedną z rzeczy, które ostatnio źle na mnie wpłynęły była pewna wiadomość. Otóż mam przyjaciela. Ma on 19 lat i mieszka sam. Czasem z przyjaciółką i jeszcze dwoma chłopakami (tworzymy taką jakby ’’paczkę’’) siedzimy u niego w domu. Nie ma marudzących rodziców i tego typu rzeczy. Nie wiem zupełnie na jakiej podstawie, ale ludzie mieszkający na jego osiedlu uznali, że ‘’dajemy tam dupy’’. Bardzo zabolało mnie to stwierdzenie, kiedy się o tym dowiedziałam. Daleko mi do takiego zachowania. Sama gardzę dziewczynami, które w moim wieku ‘’puszczają się’’ i zabolało mnie, że ktoś uznał mnie za jedną z nich.
Może ktoś uzna, że to nic wielkiego. Zwykłe problemy czy coś w tym stylu. Nie wiem. W każdym razie nie radze sobie z tym. Zaczynam odczuwać lęk przed wszystkim, domem, miastem, ludźmi, rodziną. Wszystko jest takie przerażające..