znowu bardzo mi się podoba to, co napisała marie...
wolfspider, myślę że otrzymałeś z jej strony bardzo cenną i życzliwą radę...
wspomniałeś, że sam wiesz o tym, iż w jakiś sposób uzależniłeś się... (od tamtej dziewczyny) może i masz szczęście, że nie od alkoholu i narkotyków, tylko od drugiego człowieka... bo w tym wypadku jest tylko uzależnienie psychiczne, emocjonalne a nie ma chemicznego... nie wiem czy to może być jakieś małe pocieszenie, ale jest to chyba fakt
ja wiem, z własnego doświadczenia, że wyjście z takiego uzależnienia od drugiego człowieka, który nas nie chce, albo bawi się nami i nas wykorzystuje emocjonalnie, albo nawet bywa, że nas dręczy i poniża (choć może jednocześnie nawet dzielić z nami intymność...
), to bardzo trudna i bolesna sprawa... wydaje mi się, że dobrze jest mieć w tym różnego rodzaju wsparcie i pomocników: na przykład bliskiego przyjaciela, psychoterapeutę, również takie forum jak to, itp. niestety, ja przekonałem się, że w ostatecznym rachunku, jeśli sam sobie jakoś praktycznie nie poradzę, to nikt nie zrobi niczego za mnie i nie rozwiąże mojego problemu...
jeżeli "przerabiasz podobny scenariusz" nie po raz pierwszy (ktoś Cię pociąga, Ty się angażujesz a potem zostajesz odrzucony), to jest to sygnał, że masz poważny problem do rozwiązania i o własnych siłach będzie Ci ciężko... ja osobiście uważam, że psychoterapeuci nie bardzo sobie radzą z takimi problemami pacjentów, ale w niektórych przypadkach ich pomoc może coś istotnego wnieść, zatem o ile jeszcze nigdy nie próbowałeś, to warto spróbować, nawet i drugi raz warto, jeśli może za pierwszym razem trafi się na jakąś niewłaściwą osobę...
tak czy inaczej, współczuję Ci podobnie jak sobie samemu, bo ja ten problem znam z własnych doświadczeń i na własnej skórze przerobiłem wielokrotnie jakiś rodzaj odrzucenia, zawodu i głębokiego rozczarowania i to mimo, że jestem przystojnym, inteligentnym facetem i myślę, że poukładane mam w głowie nie najgorzej... (trzeba trochę samego siebie pochwalić czasami!
) - a jednak mam podobne problemy do Ciebie, czyli problem leży we mnie i ciągle się z nim zmagam...
heh, może Ci to doda zachęty, jeśli Ci powiem, że po ostatnim nieudanym związku partnerskim (który trwał niecały rok, łącznie z fazą próbowania przejścia na stopę przyjacielską...) właśnie już ponad dwa tygodnie temu odciąłem się ostatecznie od tej osoby i... daję radę! - już w ogóle nie dzwonię, codziennie nie piszę smsów i nie odpisuję na jego wiadomości (to facet, bo ja jestem gejem - mam nadzieję, że nie zszokuje Cię to info
) i wiesz... powoli mi się udaje odklejać się i czerpię też jakąś siłę z tej mojej wytrwałości... pozwalam sobie jeszcze raz na tydzień napisać do niego parę zdań i odliczam wtedy czas, który upłynął... on nawet do mnie z własnej inicjatywy napisał z wyrazami podziwu, że stać mnie na takie oddzielenie, przeprosił mnie za różne przykrości, które mi sprawił i wyraził jeszcze zazdrość o moją zdolność do prawdziwej przyjaźni i serdecznego, bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem, czego jemu brak a nawet wyraźnie się przyznał, do tego, co z nim jest nie tak i co przeszkadza z jego strony w nawiązaniu prawdziwej więzi i jej utrzymaniu... zatem można powiedzieć, że na koniec dostałem chyba dzięki mojej postawie jakąś skromną rekompensatę za mój wcześniejszy wkład, w to żeby budować a nie niszczyć...
ale ja już do niego nie wrócę i kontaktować się nie będę - chyba, żeby podjął bardzo konkretne działania, które oznaczałyby drogę ku zmianom z jego strony, poinformował mnie o tym i zdeklarował się uczuciowo - jednak według mnie na to się nie zanosi, zatem kieruję sobą w stronę ostatecznego rozdzielenia się naszych dróg życiowych, chociaż to bardzo dla mnie trudne... przekonałem się, że on nie bardzo potrafi nawet być przyjacielem a mam wrażenie, że ta Twoja-nie-Twoja-dziewczyna... podobnie!
pozdrawiam Cię i życzę siły i wytrwałości oraz obrania właściwego kursu...