zgadzam się, Sanna...
ja też mam poczucie, że powoli zaczynamy jakby zataczać koło w tym wątku i maluje się nam ten sam scenariusz...
czy to chodzi o ojca, czy o matkę, czy o brata...?? - niewątpliwie na początku jest uraz w przeszłości, w dzieciństwie... ale przecież potem jest jeszcze cały kawał dorosłego życia, który może niewiele nas kształtuje (jeśli jesteśmy zafiksowani na urazie), ale jakoś tam "obrasta tkanką" wokół naszego "dziecięcego charakteru"... zatem to w TYM CZASIE I MIEJSCU mamy ze sobą problemy i MAJĄC OBECNIE TAKI A NIE INNY CHARAKTER...
mam wrażenie, że z tym charakterem trzeba by UMIEĆ coś zrobić i ZROBIĆ to... a dopiero wtedy może się zmienić scenariusz... (i na przykład TACY a nie inni faceci przestaną nam "wchodzić w drogę"...)