---------- 22:14 20.07.2010 ----------
Wiesz co Lady, z tymi kwiatami to nie pamiętam żebym miała jakieś rozterki. Po prostu wiedziałam, że zachowałam się w sposób niesprawiedliwy i krzywdzący i było mi za siebie wstyd całą sobą. Nie miałam też żadnych dylematów czy się narzucam czy nie, bo sytuacja była troszkę inna, mój narzeczony nie kończył związku , nie mówił że ma jakieś rozterki, nie chciałam tymi kwiatami czegoś osiągnąć itp.
Przypomniała mi się jednak ta historia, bo wtedy odrzuciłam zastanawianie się i analizę ,, a co on powie, zrobi, pomyśli itp." , a ważna dla siebie byłam tylko ja - moje autentyczne poczucie że zachowałam się nieodpowiednio i moje autentyczne przekonanie że chcę to przyznać. W owej sytuacji nawet gdybym usłyszała ,, a wsadź sobie te kwiatki w d... " nie poczułabym że to umniejsza mojej godności czy poczuciu wartości, bo czułam się niezmiernie pewna siebie i bardzo odważna z powodu tego, że zdobyłam się na taki niezwykły akt
. Zdobyłam się na coś czego do tej pory nie robiłam.
Nie wiem Lady czy powinnać zrobić taką akcję czy nie. A jak zareagujesz jeśli on mimo wszystko stwierdzi, że jednak decyzji nie zmienia? Po co miałabyś to zrobić? Co w Twoim wypadku oznaczałyby kwiaty? Czy zrobiłabyś to dla siebie i czułabyś się z tym dobrze niezależnie od jego reakcji czy też jeśli ten akt nic nie zmieni poczujesz się podle i zaczniesz go obwiniać że nie przyjął tego daru tak jak tego chciałaś?
---------- 22:14 ----------
Ladybird napisał(a):Mnie sie wydawalo ,ze nie mozna sie narzucac facetowi , bo sie znudzi i odejdzie.
Wiesz Lady mnie wcześniej to też bardzo zajmowało - czy się znudzi czy sie nie znudzi itp. - a czaiło się za tym napięcie i paniczny lek przed odejściem. Jak pisałam, w trakcie terapii ( ale to już zaczyna się 4-ty rok) ten lęk gdzieś mi znikł. A jak znikł to w jakiś cudowny niepojęty sposób zaczęłam traktować rozmowę telefoniczną jak rozmowę a nie jak test nie wiadomo czego i przestałam ważyć i mierzyć kto ile daje, kto dzwoni, kto pisze sms-a itp. Jeśli narzeczony nie dzwoni, to sobie myślę że pewnie jest zajęty i robię co mam robić. Jeśli dzwonię, a on np. nie odbiera, to przyjmuję to z pełnym spokojem, że oddzwoni gdy tylko będzie mógł. Jeśli dzwonię, a on mówi że nie ma czasu gadać, bo zaczyna się mecz, to nie obruszam się i nie wpadam w czarny dół domysłów że już mu nie zależy tak jak kiedyś . Jeśli się pokłócimy to daje mu spokojnie czas na dojście do siebie i nie odzywam się, nie wyjaśniam , zajmuję się sobą. Wiem, że wróci do mnie z rozmową najpóźniej drugiego dnia. Wcześniej każda kłótnia powodowała, że wpadałam w panikę, potrzebowałam wyjaśniania i zapewniania natychmiast że wszystko jest ok i niec się nie zmieniło . Myślę że za tym zachowaniem też krył się paniczny lęk przed porzuceniem.
Najbardziej fascynujące dla mnie jest, że ja już teraz sobie żadnych nowych zasad czy zachowań nie narzucam, nie muszę kombinować, analizować, kontrolować się. Ja się zachowuję jakoś tak normalnie sama z siebie , kompletnie zmienił się mój sposób postrzegania rzeczywistości.
Mój przydługi wywód służy temu, że fajnie by było gdyby Twoje postępowanie wobec obecnego Pana było zgodne z Twoimi przekonaniami, a nie było rodzajem podświadomej rozgrywki, której celem jest spowodowanie żeby zmienił zdanie.
Lady, co stałoby za Twoimi działaniami nieważne czy to będą kwiaty czy miś ? Miłość do tego konkretnego człowieka czy paniczny lęk przed opuszczeniem ?