Jednak nie kocha...

Problemy z partnerami.

Postprzez pszyklejony » 14 lip 2010, o 23:07

Nicht fersteien? :) samo w sobie niewiele zmienia, to pozycja wyjściowa.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez cvbnm » 14 lip 2010, o 23:19

brr... nie lubie niemieckiego...
mnie ten mechanizm ciekawi, chociaz troche to sie robi taki "trynd", kiedys to bylo porzadku porozpaczac po milosci, a teraz to jakos nieladnie. ciekawe co by bylo gdybysmy sie juz wszyscy ladnie zachowywali, bez zdnych tam dysfukcji, czy by sie nam na nowo nie spodobalo troszku bebechow.....

a, pojde juz spac

co to da kobicie... ze ja se offa napisze...

sory
cvbnm
 

Postprzez Filemon » 14 lip 2010, o 23:28

pszyklejony, myślę że może być tak jak mówisz, tylko że ja byłem już w paru terapiach, indywidualnych i grupowych, i jakoś tam jak to się mówi przepracowywałem kwestie dzieciństwa, relacji z rodzicami, itp. i gucio z tego wyszło... na przykład dalej właśnie powtarzam te same autodestrukcyjne schematy... :( więc nasuwa mi to przypuszczenie, że albo psychoterapie w moim przypadku okazały się nieskuteczne (ale wydaje mi się, że nie tylko w moim a także w wielu innych przypadkach...), albo też przyczyny MOGĄ być takie jak sugerujesz i jest co całkiem prawdopodobne, ale też MOŻNA dopuścić przypuszczenie, że przyczyny te są jednak jakieś inne... - przyczyny, w sensie to, co jest aktualnie mechanizmem zaburzeń i powodem ich występowania...

po części odniosłem się też chyba do tego o czym mówiłaś, cvbnm...

myślę, że nie koniecznie to jest offtop - bo bardzo prawdopodobne, że ladybird te kwestie jak najbardziej dotyczą, choć może nie jest ona aktualnie na etapie ich przerabiania...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez pszyklejony » 14 lip 2010, o 23:55

To nie jest takie łatwe, tu naprawdę trzeba Freuda, Narzędzia psychologów są przydatne, bo pomagają naprowadzić, oni nie mają możliwości grzebania Ci w emocjach jak chirurg skalpelem. Zresztą prawdę mówiąc jak słyszę wypowiedzi Dyrektorów Generalnych Państwowych Instytutów... na tematy uzależnień, to mi ręce opadają. Więc może do końca nie jest to poznane.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez KATKA » 15 lip 2010, o 00:46

przydałby się wątek dla tak dogłębnych analiz...i mówię serio 8) chciałabym usłyszeć jakąś charakterystykę mojej osoby..oraz przypuszczalne czy też domniemane przyczyny konfliktu w głowie....a tak trzeba myśleć nadal nad wizytą u specjalisty....w którego osobiscie nie wierzę... :?
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez pszyklejony » 15 lip 2010, o 01:03

I to jest jeden z oporów. Nie wierzysz, tym trudniej oczekiwać efektów.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Ladybird » 15 lip 2010, o 06:22

---------- 06:14 15.07.2010 ----------

PO waszych ostatnich odpowiedziach odnoszę wrazenie, ze rozpacz po rozstaniu swiadczy o zaburzeniach ???!!!
Nie mozna niczego przezywac, trzeba na zimno , pragmatycznie itp
Jestem osoba z jednej strony bardzo ciepla, romantyczną, sentymentalna.
Dlatego nie splywa po mnie to , dlatego wole ratowac niz odchodzic , dlatego marzę od dziecinstwa o pieknej milosci.
Czuje sie samotna , jak juz pisalam są rozne przyczyny tego odczucia i to calkiem racjonalne :

1. Od 16 lat z malymi przerwami ostatnio jestem sama
2. Nie ma sie do kogo odezwac na tej wsi ,poradzic ,pogadac wieczorami po pracy o dniu jutrzejszym
3. Uwielbiam cieplo drugiego czlowieka, nie ma sie nawet do kogo przytulic
4, Ciagle musze wszystkie decyzje podejmowac sama ,co nie obywa sie bez bledow
5. Musze byc twarda biznes women ,a w gruncie rzeczy w srodku jestem inna
6. Nie mam sie o kogo troszcyc
7. nie ma sie kto troszczyc o mnie
9. Nie ma sie na kim oprzec w trudnych chwilach ( choroba, itp. )
10. Prawie cale zycie jestem sama ( jestem jedynaczka , mala rodzina )
i mam juz dosc.
11. Chce kochac i byc kochana, nienawidze pustki uczuciowej


Zazdroszczę jemu , on nawet po tym jak zona go rzuciala z hukiem ,nie cierpial Mowil nie to nie . Nie walczyl , nie obchodzilo go nawet dlaczego ?
A moze takie zachowanie jak moje jest wlasciwe?
Tak mi mowil terapeuta, ze ja nic nie tlumie w sobie i to jest dobre.
Musze wszystko wyrzucic, wygadac sie , wypisac.
Dlatego jestem zdrowa, a on ?
Ma nerwicę , ktora sie ujawnila w chorobach somatycznych na tle psychicznym, ktore sie nie chca leczyc.
Stad uwazam i psychologowie tez ,ze trzeba przezyc zal. Wiec go przezywam,.
Samotna ise czuje ,to jest tak , jakby mi ktos zabral kawalek mnie i czuje taka pustke, nie jestem pelna. Chce sie przytulic w nocy , a tu pusto , zle ,
Moze komus jednak uda sie mnie zrozumiec i moje wnetrze ?

Pszyklejony , nie analizuj ,bo to juz mam za soba.
Nikt mnie nie odrzucil , natomiast moj cholernie racjonalny ojciec , bardzo dbajacy o mnie na roznych plaszczyznach w zyciu mnie nie przytulil, bo nie umial.
Znam juz przyczyne , przerobismy juz to na psychoterapi , tylko co dalej ?
Wybieram partnerow podobnych do ojca, wiec wiadomo ,ze otrzymam od nich ,to co on mi dawal.
Mnie jednak potrzeba czego innego .
Co Ty na to < Pszyklejony ?
Co z tego ,ze wiem , co z tego , ze odbylam psychoterapie, na ktorej bylam postrzegana bardzo pozytywnie, jako osoba otwarta, z ktora sie swietnie pracuje?

Co z tego ?

Jak mam znaleźc romantyka ?

Z innym nie bede w pelni szczęsliwa i po jakims czasie zawsze zaczna sie problemy ,bo ja chce czegos wiecej ,chce duchowosci w zwiazku , a to sa mężczyzni , ktorzy nie wiedza o co chodzi.
Bardzo prosci wewnetrznie , z tym ze dla szczesliwiego zwiazku potrzebne jest porozumienie na 4 plaszczyznach , u mnie zawsze brakuje tej ostaniej - plaszczyzny duchowej .

---------- 06:22 ----------

Znalam i znam wielu meżczyzn, z ktorymi lączy mnie ta duchowosc.
Alw sa to najczęsciej :

1. Męzczyzni ,ktorzy sa od lat wstalych ,szczęsliwych zwiazkach ,bo tacy potrafia stworzyc szczęsliwy , trwaly zwiazek.

2. Homoseksualisci , najlepsi pszyjaciele, uwielbiam ich.

3. Mezczyzni ,do ktorych mnie nie ciagnie fizycznie , probowalam to przeskoczyc ,ale sie nie da. ( Pan z Londynu ,jak moze ktos jeszcze pamieta )

MOj maz , z ktorym byla 5 lat i poprosilam o rozwod nie byl podobny do mojego ojca, ale jego wlasnie nigdy nie kochalam i nie moglam pokochac.
Myslalam ,ze z czasem uczucie sie pojawi, ale niestety...
Nie umialam tak zyc ...
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez ewka » 15 lip 2010, o 08:57

---------- 08:33 15.07.2010 ----------

Filemon napisał(a):..... :lol: no ewka, ewka... wcale jak nie ewka... ;)
bo to już wszystko wkurwić człowieka może, co nie...? ja mam podobne odczucia, tylko co powiesz na to, że ja chodziłem... kilkanaście lat na różne pierdolone :? psychoterapie i też gówno to dało... :? właśnie po raz kolejny powtórzyłem podobny scenariusz i mówię, Ci ku*wa, jak ja mam już tego dosyć!!! :(

znowu gdzieś tam łażę po jakichś ośrodkach i czegoś szukam, żeby sobie pomóc, ale wiesz jak po takich doświadczeniach ciężko jeszcze wykrzesać z siebie jakąś nadzieję...? sam siebie podziwiam, że jeszcze to potrafię...

Kiedyś MUSI się zrobić normalnie. Ja w to wierzę.
Nie wiem Fil, czy "powtarzanie podobnych scenariuszy" jest materiałem na terapię, bo ja się na terapiach nie znam. Wiem, że mają ludziom pomóc... i na moje oko nie załatwiają i nie dostarczają spełnień życiowych, a jedynie uczą żyć. Załóżmy, że jest Ci "pisana" jakaś droga życia - Ty się na nią nie godzisz i szukasz czegoś, co ma Ci pomóc. Czy to znaczy, że terapia tę "napisaną drogę życia" zmieni na inną? Czy może chodzi o to, by znaleźć sens i wartość w tym, co jest? Szukasz pomocy. Ok. Czyli co konkretnie ma się w jej wyniku stać?

Możliwe, że to głupie pytania;)


---------- 08:57 ----------

Ladybird napisał(a): Tak jak w watku Dzagi ,chcialam zrobic liste oczekiwan od partnera. Spytalam sie ,czego ode mnie oczekuje ,aby byc szczesliwym ze mna.
Nie umial mi powiedziec ,do dzis nie wiem ,ja jemu powiedzialam ,czego potrzebuje, powiedzialam o lekach , o duzej potrzebie bezpieczenstwa w zwiazku , o nieuzywania do roznych celow wyjezdzania, ale jak sie go niedawno spytalam ,co mowilam nic nie pamietal. Kompletnie . On mnie nie slucha wnikliwie ,tak sądzę,

Ja takie rzeczy widzę prościej. Poznajesz człowieka gdzieś tam, nawiązujecie kontakt, rozmawiacie, spotykacie się... i jawi się obraz osoby, jego upodobania, jego wizja związku, miłości, życia codziennego. I odwrotnie - on widzi Ciebie. Mniej-więcej wiadomo, jakie są oczekiwania i czego można się spodziewać. Zapada decyzja, że zamieszkujecie razem i... i żyjecie! Po prostu! Po co te ciągłe analizy, listy oczekiwań, potrzeb... można się tego wystraszyć. Naprawdę tak myślę. Samo życie (jeśli umiemy wyjść mu na przeciw) te oczekiwania realizuje lub je zmienia... to od nas zależy, czy będziemy dość elastyczni, by dopasować się do tego, ile możemy dostać. Nastawienie, że dostaniemy wszystko z naszej listy potrzeb i oczekiwań wydaje mi się błędem.

Partner nie jest terapeutę i nie jest do leczenia naszych lęków i innych takich...

Jak się dzisiaj czujesz, Lady?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Szafirowa » 15 lip 2010, o 08:59

Ladybird, ale z nieomal każdego Twojego wpisu wynika, że wybierasz sobie zawsze niewłaściwych mężczyzn, którzy nie spełniają Twoich oczekiwań co do związku i wspólnego życia.
Każdy związek kończy się mniej więcej w taki sam sposób, wybierasz facetów, którzy są dla Ciebie nieosiągalni, do których nie możesz naprawdę w 100% się zbliżyć.

A więc problem istnieje, bo gdyby go nie było, to nie powielałabyś cały czas tego samego schematu. Masz w sobie matrycę i dlatego nic się nie zmienia.

Szkoda mi Ciebie i naprawdę współczuję Ci, bo uczucie złej samotności jest paskudne, ale dopóki ten schemat w Tobie nie zostanie rozpoznany, rozpracowany ... dopóty moim zdaniem w Twoim życiu emocjonalnym i uczuciowym nic się nie zmieni na lepsze.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez Ladybird » 15 lip 2010, o 09:37

Ewka, jakos zyję ,ale cholernie mi smutno i zal.
Dziekuje za cieple slowo.
Szafirowa , ale co zrobic ,aby takich mężczyzn nie wybierac ?
Myslalam, ze moj ostatni Pan jest inny , naprawdę.
Tez chcialam zwyczajnie zyc, ale sie dalo ,bo rozmawiac zawsze trzeba, ciezko jest jak bliska osoba ze zloscia mowi, ze nie ma ochoty.
Ciezko jest gdy bliska osoba wmawia mi ,ze go oszukuje, ze nie przyjmuje wyjasnien.

Ewka ,a te pytania o oczekiwaniach to wzielam z naszego forum, sama na to nie wpadlam.
Wiekszosc z nas ,zreszta, miala tam kiedys jakies przezyczai w zwiazku z tym moze czegos innego oczekiwac. Warto wiedziec , czego .To nie jest psychoterapia a zwykle zycie i szukanie wspolnejj sciezki .
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez ewka » 15 lip 2010, o 09:45

Ladybird napisał(a):Ewka ,a te pytania o oczekiwaniach to wzielam z naszego forum, sama na to nie wpadlam.

Ja taką listę widzę dla siebie... że ją robię dla siebie - żeby zobaczyć, ile mogę dostać i co mogę odpuścić. Nie dla partnera.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez KATKA » 15 lip 2010, o 09:59

Lady Ty masz przeciez córke...prawda...wiec skad tutaj okreslenia, ze nie masz kogo kochac...nie ma kto kochac Ciebie...czy nie masz sie kim opiekowac...
szukanie na siłe meżczyzny tylko po to zeby zapełnić te "pustkę" o której mówisz nie am dla mnie większego sensu...Pewnie odbieram świat inaczej...fakt we dwójkę ejst czasem lepiej....ale uwazam, że na świecie jest tyle ciekwaszych i pożyteczniejszych rzeczy niż poszukiwanie partnera, ze ja bym tak chyba do końca nie potrafiła....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Sanna » 15 lip 2010, o 10:50

Szafirowa napisał(a):Masz w sobie matrycę i dlatego nic się nie zmienia.


Lady, z mojego doświadczenia na terapii wynika, że jej celem jest zmiana tej matrycy. Jak powiedział mi terapeuta na początku- będziemy wykonywać pracę, którą można porównać do generalnego remontu domu, a nawet - do zbudowania tego domu od początku, choć na starych fundamentach. Ja , w przeciwieństwie do Filemona, uważam, że terapia mnie uratowała. Nie sądzę, że to kwestia zmiany osobowości, której się obawiasz, Lad. Ja czuję to tak , że dorosłam, jestem tą samą Sanną co wcześniej, ale trochę inną - bo dojrzałam. Matryca nie determinuje mi już życia, bo mogła to robić gdy nie byłam jej świadoma, gdy byłam emocjonalną nastolatką czyli kimś niedojrzałym. Teraz czuję, że jestem dorosła i to ja rozkładam karty. Nawet jeśli popełniam błędy, dokonuję zlych wyborów, to biorę na siebie pełną odpowiedzialność za każdy ruch, także ten zły. Nie wiem czy zrozumiesz o co mi chodzi, nieważne.
W każdym razie - nie uważasz że zmiana matrycy która jest tak głęboko w Ciebie wbudowana wymaga czegoś więcej niż otrzymania porady od życzliwych osób na psychotekście?
Mojej ostatniej nieprzerwanej terapii stuknęło właśnie 3 lata. Pierwsze 2 lata spotkania regularnie co tydzień. Teraz co 2 tygodnie. Teraz moja praca polega na tym, że przynajmniej 3 razy w tygodniu wracam do jednej zepchniętej historii z dzieciństwa. opisuję co się zdarzyło co czułam wtedy, co czuję teraz jak o tym myślę. I ten etap ma trwać kolejne 1,5 roku do dwóch. Ponieważ ja też pracuję, często wyjeżdżam służbowo itp. wymaga to naprawdę dużego uporu i determinacji. Ale efekty są warte tego. Zniknął mój paniczny lęk przed porzuceniem, a w ślad za tym albo razem z tym zupełnie inaczej zaczęłam myśleć o związku i czuć w związku.
Możesz mi wierzyć albo nie. Jak napisała Katka - wybór należy do Ciebie. Lub jak pisała Wuweiki- Twoje życie, Ty decydujesz.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Filemon » 15 lip 2010, o 11:00

mam wrażenie, że w tym wątku dosyć wyraźnie wychodzi coś, o czym w wielu innych mówi się rzadko, albo w ogóle (ja to próbowałem kilkakrotnie poruszyć) - mianowicie, że w wielu przypadkach efekty tak zwanej psychoTERAPII wcale nie są terapeutyczne, bo NIE LECZĄ zasadniczego problemu z powodu którego komuś rozpieprza się duży kawał życia i czuje się on nieszczęśliwy...

moim zdaniem widać tutaj czarno na białym, że chociaż ladybird poszłaś na terapię, odbyłaś ją, włożyłaś zapewne jakiś wkład pracy (bo chyba jaj sobie nie robiłaś, tylko z pewnością starałaś się znaleźć tam dla siebie pomoc) a jednak skacze do oczu, przynajmniej mnie, że wyszłaś z tej terapii z zupełnie niezmienionym Twoim głównym problemem... a ten problem dostrzegam w obszarze bliskości i partnerstwa - że tkwi w Tobie coś, co sprawia, że bez drugiego człowieka przy sobie jakby nie potrafisz żyć (nazywasz to romantyzmem), ale gdzieniegdzie piszesz też o UCZUCIU PUSTKI, LĘKU PRZED OPUSZCZENIEM I OSAMOTNIENIEM, PORZUCENIEM, itp... moim zdaniem to są BARDZO POWAŻNE sygnały, DUŻYCH WEWNĘTRZNYCH I NIEROZWIĄZANYCH PROBLEMÓW... - nie umiano Ci pomóc w ich rozwiązaniu na terapii, na której byłaś - najwyraźniej nie potrafili tego zrobić, więc jedyne co mi przychodzi do głowy, to szukać dalej jakiejś pomocy dla siebie... a nuż trafi się coś innego co zadziała...

teraz oczywiście można się wyżalić, przeżyć w sobie rozstanie, itp... ale żeby za parę miesięcy nie było znowu tego samego, to trzeba według mnie wyjść z założenia, że jednak coś w tym jest, że ciągle mi się to samo przydarza i w związku z tym mam problem, którego rozwiązania trzeba dalej próbować szukać, bo inaczej ten problem wyjdzie mi po raz kolejny i kolejny i w końcu mogę się od tego nawet załamać, no bo kto wytrzyma tyle niepowodzeń w sferze, na której mu bardzo zależy i na dodatek nie wiadomo dlaczego tak się to wszystko układa, że ciągle pojawia się facet, który jednak nie jest tym właściwym i przynosi ogromne rozczarowanie...

ladybird, wierz mi - problem jest i nosisz go w sobie... ALE TO NIE JEST TWOJA WINA... nie jesteś winna temu, że tak ukształtowała się Twoja osobowość i że trudno Ci dostrzec co Ty sama robisz takiego, jakiej niewłaściwej używasz nieświadomie "strategii" (i co wpływa, że właśnie takiej a nie innej oraz jak to zmienić!), że w kółko wybierasz jakichś nie do końca nadających się facetów albo w ogóle nieodpowiednich i wcześniej czy później wszystko kończy się porażką... :(

najgorsze jest to, że u mnie jest podobnie i ja też nie wiem co z tym zrobić i jak sobie z tym poradzić!! :( :(

ale mam świadomość, że problem nie leży NA ZEWNĄTRZ, tylko że PROBLEM JEST WE MNIE i to nawet jeśli trafiłem akurat na palanta, który sam powinien się leczyć ale nie chce, bo na przykład tak mu wygodniej, albo wręcz czerpie satysfakcję z niszczenia drugiego człowieka i wcale "romantyczny" nie jest... - ja na takiego właśnie trafiłem - tyle, że przyznał się do własnego SADYZMU, dostrzegł w nim problem, ale jest tak tym ogarnięty, że nie umie nawet znaleźć w sobie motywacji do leczenia.... - na szczęście mi to powiedział i wiem na pewno! a ten Twój "książę" nawet nie raczył Ci dać na do widzenia wyjaśnienia swojej decyzji o odejściu... :(

inna sprawa, że nawet jeśli ktoś chce się leczyć i próbuje, to bardzo często nic istotnego z tego nie wychodzi, co widać na wielu załączonych obrazkach... a człowiek dalej się ku*wa szarpie i dołuje...

ewka, pytałaś mnie co miałoby się zmienić - to takie typowe pytanie które pada w psychoterapii a dla mnie odpowiedź jest OCZYWISTA... :P
no przecież nie da się żyć w miarę normalnie z takimi problemami jakie ja noszę w sobie (uważam, że podobnie z ladybird - i tak ją podziwiam, że pracuje i generalnie radzi sobie, itd.), zatem nie sądzę, że wyjście jest w tym, żeby w terapii nauczyć się z tym jakoś pogodzić i układać sobie życie inaczej, tylko COŚ MUSIAŁOBY ULEC ZMIANIE W OSOBOWOŚCI, żebym był w stanie wybrać właściwą osobę i zbudować z nią dobrą, satysfakcjonującą relację.... alternatywa, to REZYGNACJA z życia osobistego i partnerskiego w wieku czterdziestu paru lat.... - uważasz, że to sensowna alternatywa, jeżeli założymy, że psychoTERAPIA faktycznie jest w stanie pomóc osiągnąć taki cel jak mój człowiekowi, który nie cierpi na ciężką psychozę, tylko ma problemy nerwicowe czy osobowościowe...?

ale problem w tym, że to są zwykle TERAPIE tylko z nazwy... :( chyba na kolejną pójdę i zrobię taką awanturę, że cały ośrodek zamkną!!! ;) :lol: - bo ja chcę otrzymać wreszcie skuteczną, profesjonalną pomoc a dostaję gówno, które nie pomaga mi zmienić mojego wnętrza na tyle, żebym mógł poczuć się lepiej i żyć jakoś normalnie i po wielu latach samotnego życia załapałem się znowu na kolejnego pełnego uroku, urody i bardzo pociągającego, inteligentnego i ciekawego wewnętrznie... chorego kretyna, które chce niszczyć (nawet samego siebie!), bo tak go to podnieca, że nie potrafi się temu oprzeć... i nie potrafi też znaleźć w sobie motywacji do tego, żeby się leczyć... i ja z takim delikwentem przez 8 miesięcy próbowałem budować związek... dobrze, że nie wylądowałem w psychiatryku!! :?

jakimś cudem się z tego wyrwałem - mam nadzieję! (opatrzność Boża chyba - choć w Bozię taką powszechną nie wierzę...) i nie zaplanowana nawet pomoc przyjaciółki, która w dużej mierze przypadkiem wzięła w tym udział, co mi bardzo wyszło na dobre...

i teraz siedzę, znowu sam, i się męczę, bo oczywiście mi go brakuje... w ogóle mi kogoś brakuje, kogoś, kto byłby ze mną, żyłby razem, po ludzku, do kogo można by się rano uśmiechnąć a wieczorem powiedzieć: śpij dobrze.... itp. (chyba to samo o co chodzi ladybird)... tylko, że ja wiem, że nawet nie ma co zaczynać od nowa, dopóki nie zaszły we mnie zmiany, bo będzie znowu to samo... ale po jakimś czasie może nie wytrzymam i znowu spróbuję...

ladybird opisuje to wszystko na bieżąco - wywala to z siebie, żeby odreagować i przeżyć "żałobę" po stracie... a ja pierwszy raz chyba tak wyraźnie "puściłem farbę" tutaj publicznie, bo po prostu się tego wszystkiego wstydzę... a poza tym sądzę, że i tak niewiele mi to pomoże... :(

P.S. MIMO WSZYSTKO... znalazłem gdzieś tam ostatnio ośrodek, w którym nawiązałem kontakt z terapeutką, która budzi we mnie pewną nadzieję, która zainteresowała mnie tym co proponuje i być może pomoże mi, jakoś mnie zainspiruje do działań w taki sposób i w takim kierunku, żeby jakieś istotne zmiany zaczęły we mnie zachodzić... - niestety tylko, że kwestie organizacyjne i finansowe (teraz masowo już pokasowano ośrodki, gdzie można otrzymać bezpłatną pomoc) mogą stanąć na przeszkodzie, ale na razie coś tam znowu próbuję a ona ze mną... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez biscuit » 15 lip 2010, o 11:21

mam myśl, że terapia być może się często nie udaje

bo terapeuci siedzą w swoich rolach profesjonalisty
i spoglądają wzrokiem pełnym pobłażliwego niby zrozumienia
ze swojego cokołu

mogliby się otworzyć, stać autentyczni, prawdziwi wobec pacjenta
być może on wtedy też odkryłby się z samym sobą
pokazał swoje skarby, albo kadzie z czarną smołą

no ale jest to ryzykowne
formuła profesjonalisty chroni rolą, funkcją
przed ukazaniem autentycznego wnętrza terapeuty
a co jeśli w tym wnętrzu nie ma bogactwa, nie ma skąd czerpać?
pozostaje procedura szkoleniowa i wejście w rolę profesjonalisty
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 607 gości

cron