watpliwosci

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 23 cze 2010, o 16:30

A gdybyś sobie pomyślała, że jeśli stchórzysz (bo poddanie się, czyli nie przesunięcie ślubu, pomijając przyczyny i źródło - jest tchórzostwem)... więc poddając się możesz sobie zagwarantować ileś lat sytuacji, z której też nie będziesz miała odwagi i siły się wyplątać, a która będzie taka jak jest, albo jeszcze gorsza?

Uuu... ale długie zdanie;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Bibi » 23 cze 2010, o 19:36

Witaj Miriam!
W wielu kwestiach rozumiem Cię i podobnie jak większość tutaj się wypowiadających uważam, że dobrym pomysłem jest zamieszkanie samej. Na pewno jest to taki etap w życiu, który wiele nam daje - warto go przejść zamiast przechodzić prosto z domu rodzinnego do małżeńskiego.
Poza tym - być może gdy zrobisz ten krok - nabierzesz odwagi na następne. Bo będziesz już wiedziała jak to jest, gdy się "postawisz" - jakie są konsekwencje i że umiesz z nimi żyć.

Bo umiesz na pewno - jestem o tym przekonana.
Z własnego doświadczenia wiem, jak to jest bardzo pragnąć czegoś a jednocześnie bać się zrobić krok w tamtą stronę. Kiedy jednak człowiek weźmie się w garść i ten krok zrobi - wszystko jakoś się układa.
Może być trudno, ciężko, ale kiedy to JUZ SIĘ DZIEJE - okazuje się, że nie taki diabeł straszny... Najgorsze są właśnie nasze myśli, wahania.

Dlatego mocno trzymam kciuki za Ciebie - dasz radę!!!

Zrób pierwszy krok - przesuń datę ślubu (oczywiście, jeśli Ty tego chcesz).
Potem spróbuj zamieszkać samodzielnie.

A potem się zobaczy.

Pozdrawiam :)
Bibi
 
Posty: 61
Dołączył(a): 5 lip 2007, o 19:04

Postprzez Miriam » 23 cze 2010, o 22:35

wiecie czego ja sie tez boje gdzies tam w glebi, ze jesli to przesuniemy, to bedzie to poczatek rozstania. Nie wiem dlaczego, ale mam takie dziwne odczucia. Moj narzeczony z jednej strony jest za przesunieciem, ale dzis mi powiedzial, ze gdzies cos tam w srodku mowi Mu, zeby mimo wszystkich problemow nie przesuwac terminu.

Ja mysle, ze on tak naprawde chce tego slubu juz teraz a na przesuniecie godzi sie z mojego powodu, mimo iz ja nie wymuszam tego. Ja to w sumie nakrecilam. On rozumie moja niepewnosc. Z jednej strony jest za przesunieciem, moim mieszkaniem w pojedynke i terapia, ale z drugiej chyba boi sie, ze moze nie wyjsc nam. Kocha mnie, czy sa problemy czy ich nie ma. Jest gotowy wziac slub i rozwiazywac te nasze problemy seksualne. Ja zauwazam w sobie pewne skoki, mam problemy z akceptacja np. Jego gorszego humoru, takich bardziej negatywnych spraw. Widze, jak bardzo niedoskonale jest to, co po mojej stronie. Chciałabym byc blizej idealu, kompletnej bezwarunkowosci.

Juz dzis postanowilam, ze sprawa jest prosta jak drut - nie jestem do konca pewna, wiec przesuwam. Kiedy mi powiedzial, ze w srodku mimo wszystko czuje, zeby brac ten slub juz teraz, zwatpilam. Czasem tez tak czuje. Czasem czuje, ze wcale nie potrzebuje pomocy ani terapii, mowie sobie, ze jakos sie ulozy.

Daremna jestem i przynudzam tylko Was. Bo sprawa jest prosta jak drut, tylko, ze ja jestem chyba zbyt duzym tchorzem :(
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez ewka » 24 cze 2010, o 12:30

Miriam napisał(a):Kiedy mi powiedzial, ze w srodku mimo wszystko czuje, zeby brac ten slub juz teraz, zwatpilam. Czasem tez tak czuje. Czasem czuje, ze wcale nie potrzebuje pomocy ani terapii, mowie sobie, ze jakos sie ulozy.

Bo może się ułożyć... na terapię, jeśli byłaby potrzebna, możesz pójść jako zamężna kobieta. Wydaje się, że masz w nim dużo wsparcia i zrozumienia - to ważne i cenne. Wydaje się więc dalej, że powinniście sobie poradzić... pozostaje pytanie-klucz: czy Ty go kochasz.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Margerytka » 24 cze 2010, o 14:46

Witam
Może trochę kontrowersyjnie, ale nie mam zamiaru nikogo urazić. Po przeczytaniu tego tematu nasunęły mi się pewne wątpliwości. A mianowicie
każdy człowiek jest panem swojego losu i od niego zależy, jak sobie ułoży swoje życie.
Miriam, nie jesteś dzieckiem zależnym od rodziców, masz 26 lat, pracujesz, czemu jeżeli w domu czujesz się przytłoczona, mieszkasz dalej z rodzicami? Druga sprawa w momencie gdy partner oświadczał się, to chyba Ty podjęłaś decyzję o ślubie a nie mama, to chyba Ty powiedziałaś tak.
Rodzice kupili mieszkanie- przepraszam bardzo, a czy Ty musisz to mieszkanie przyjąć , przecież jeżeli pracujecie oboje- są inne możliwości- można sobie samemu kupić- może nie będzie ona tak duże, ale będzie własne, gdzie nikt nie będzie " rządził ", jak ma być urządzone, ewentualnie na pierwsze można coś wynająć?
Następnie, jeżeli masz takie wątpliwości co do ślubu - może faktycznie lepiej przełożyć, upewnić się?
Otrzymałaś pewne rady ale nikt za Ciebie decyzji nie podejmie, to musi być Twoja decyzja - nawet w przypadku przełożenia terminu ślubu.
To Ty musisz postanowić co dalej robisz ze swoim życiem?
Pozdrawiam
Margerytka
 
Posty: 127
Dołączył(a): 25 kwi 2010, o 00:50

Postprzez Miriam » 24 cze 2010, o 15:42

Margerytka, ja to wszystko cholera wiem, ale nie wiem, co sie dzieje ze mna w danym etapie mojego zycia, ze czuje sie w taki a nie inny sposob. Przez cale moje zycie slysze, ze jestem dziwna, nienormalna, nie mam akceptacji w domu i dlatego czuje sie odcieta od moich emocji, od jakiegos mojego wewnetrznego glosu, ktory jest waznym drogowskazem. Troche sobie nie radze z tym wszystkim, pisze tu, zeby znalezc troche zrozumienia, posluchac co inni mysla, a decyzje jasne, ze podejmuje sama. Probuje zrozumiec dlaczego reaguje tak a nie inaczej i pewne pytania czy sugestie, ktore mi stawiacie, daja mi do myslenia i tez pomagaja. W moich postach krece sie w sumie wokol tego samego i widze, ze juz zaczynam wkurzac innych - wybacz, siebie tez mam juz dosc.

Ewka, jesli ja po tych kilku latach nie jestem pewna, to wlasnie, to co ? Powinnam byc zdecydowana juz po takim czasie. Na wspolne zycie, mieszkanie jestem, ale co do slubu miotam sie - czy to nie hipokryzja z mojej strony ? Czym jest milosc ? Jesli nie samymi emocjami a bardziej decyzja i pragnieniem dobra dla drugiej osoby, to ja jestem pewna, to ja w to wchodze bez wahania. Bo jest w sumie wszystko, co byc powinno oprocz namietnosci takiej jakbysmy chcieli oboje, ktora moze sie narodzi jak puszcza pewne blokady ( ale co jesli nie !). Moze ide w moim mysleniu w zlym kierunku - jesli nie ma tej namietnosci a jest wszystko inne, to czy to moze byc milosc ? I dlatego tak wszystko analizuje, bo nie wiem czy problemy w tej kwestii to nastepstwo wychowania i hamowania mnie czy moze to jakis znak, ze to jednak nie milosc, ze to nie ten mezczyzna. Czy w zwiazku moze byc wszystkiego po rowni ?

Powiem tez, ze kierujac sie rozumem w tej sprawie, to mam wartosciowego czlowieka obok siebie i bardzo bogaty emocjonalnie zwiazek. Ciezko mi sobie wyobrazic, ze z kims innym udaloby mi sie cos takiego stworzyc. I wiem, ze po slubie tez moge isc na terapie, ale wtedy juz nie mam otwartych drzwi za soba.

Moze ja tak zwyczajnie po prostu za duzo mysle i analizuje, niepotrzebnie na te czesci pierwsze i drugie, i trzecie ...
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez biscuit » 24 cze 2010, o 16:11

---------- 16:05 24.06.2010 ----------

Miriam

moim zdaniem, odpowiedź czy kochasz czy nie
jest w Tobie

mam myśl, że swoim racjonalizowaniem, analizowaniem powodujesz,
że ona nie może z Ciebie wyjść, bo ją zasłaniasz ciągle czymś
jakbyś się bała ją zobaczyć

spróbuj odpowiedzi "tak" lub "nie"
tu i teraz
bez argumentacji za i przeciw, podpierania się historią związku
alternatywami oferowanymi na rynku itp.

mężczyzna, kobieta, tu i teraz, no i "tak" lub "nie"

żadnego "tak, ale..."

mówi się też, że jak jest wahanie czy kocham, to już nie kocham

ja jestem po rozwodzie i w trakcie podziału majątku
i nikomu nie życzę takich doświadczeń

jeśli weźmiesz ślub, nie będąc pewna
możesz wlec tą niepewność przez życie dalej z sobą
może to rzutować na twój związek, jako samospełniająca się przepowiednia

poza tym
nigdzie nie jest powiedziane, że Waszego ślubu nie będzie wogóle
pytanie tylko, czy jest konieczne, żeby był on za 3 miesiące już
czy nie lepiej poczekać, aż się umocnisz w swojej decyzji
i brać go szczęśliwa i z pełnym przekonaniem?

jeśli uczucie jest silne i prawdziwe
to przesunięcie terminu ślubu nic nie zmieni
pośpiech wg mnie jest nieuzasadniony

---------- 16:11 ----------

aaaaaa

i wg mnie
rzecz ważna

według mnie
problemy z seksem nie wróżą nic dobrego
jeśli chodzi o małżeństwo

bazując na moich doświadczeniach
większe szanse na udany związek są gdy w łózku iskrzy
choć w innych sferach nie jest doskonale
niż gdy wszystko gra perfekcyjne, a w łózku klapa
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez Margerytka » 24 cze 2010, o 21:07

Miriam tu absolutnie nie chodzi o wkurzanie , nie w tym sens. Nie chciałam abyś w ten sposób to odebrała. Chodzi o to, że sama dyskusja nic nie da i nic nie pomoże, najwyżej wprowadzi jeszcze większy zamęt w Twoich odczuciach, wątpliwościach. Tutaj koniecznie jest podjęcie przez Ciebie decyzji- co dalej z Twoim życiem. Sama tą decyzję musisz podjąć- tak szczerze mówiąc- tylko nie zrozum tego źle- jaką decyzję nie podejmiesz " możesz żałować". Jesteś dorosła - czemu godzisz się z takim traktowaniem- pracujesz a więc, dajesz sobie radę, prawda ? Jakbyś nie dawała- zwolniliby. Każde dziecko kiedyś dorasta i normalnie rodzice muszą to zaakceptować i pogodzić się z tym, że dziecko to zaczyna samo decydować co chce w życiu robić, z kim chce być - taka jest kolej rzeczy.
Przesunięcie terminu ślubu, nie musi oznaczać rozstania, chociaż może - z tym również należy się liczyć. Równie dobrze to Ty możesz dojść do wniosku, że to jednak nie ten .
Tak z ciekawości - długo jesteście razem? Czy to Twój pierwszy chłopiec? Jeżeli nie chcesz odpowiedzieć, potraktuj, że pytania nie było.Wiesz - mam takie odczucia jak biscuit - Ty boisz się w jakiś sposób odpowiedzieć sobie na pytanie czy kochasz- te wątpliwości , analizowanie tak na zdrowy rozsądek nie wróży to dobrze.To musi być tu i teraz a nie to co było.Chcę , czy nie- nie może być wahania, wątpliwości. I nie może być również z Twojej strony poświęcenia- " dobra dla drugiej osoby "- nie w tym rzecz.
Blokady? co je powoduje- przecież jeżeli się kochacie, to między wami nie powinno być tych blokad. Na dłuższy okres, nie wytrzymasz poświęcenia- co wtedy?
Pozdrawiam
Margerytka
 
Posty: 127
Dołączył(a): 25 kwi 2010, o 00:50

Postprzez Miriam » 25 cze 2010, o 07:08

tak, jest to w zasadzie moj pierwszy facet. Jestesmy razem ponad 5 lat . Odpowiedz odnosnie blokad jest wyzej w moich postach takze moze nie bede juz tu wszystkiego przytaczac.

Biscuit trafilas w dziesiatke. Jest tak troche, ze ja nie chce spojrzec prawdzie w oczy. Ze strachu. Bo jakis glos mowi mi, ze to niekoniecznie moze byc to. Miedzy nami nie wieje pustka, nic z tych rzeczy, ale moze z mojej strony jest to milosc bardziej do przyjaciela niz do mezczyzny i stad te blokady.

Na to pytanie musze sobie odpowiedziec. Slubu nie bedzie teraz. Moje pomieszkiwanie w pojedynke troche nas zdystansuje do siebie. Chce ten czas dobrze wykorzystac, dla siebie. Nie chce Go stracic, bo to najwazniejsza, najblizsza mi osoba, nie wiem jak ja sie pozbieram, jesli cos takiego mialoby nastapic. Ale ryzyko jest zawsze.
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez cvbnm » 28 cze 2010, o 09:54

http://www.gwp.pl/product/1108.html

polecam gorąco te lekture

chcialabym zadac Ci Miriam pytanie.
czy nie obawiasz sie ze kiedys w przyszlosci sama powtorzysz zachowania swojej matki w stosunku do wlasnego dziecka? i na jakiej podstawie osadzasz swoje poczucie co do tego?
cvbnm
 

Postprzez Miriam » 28 cze 2010, o 19:26

Cvbnm, dzieki za lekture. Juz znalazlam ebooka :-)

Jasne, ze sie obawiam, ze powiele ten schemat . Wiesz, o dziecku na razie nawet nie mysle w tej kategorii, ale mialam takie mysli i doprowadzily mnie one do jednego wniosku- ze najpierw musze uporzadkowac swoje zycie, nie najlepsze wzorce i dopiero wtedy mam szanse byc innym rodzicem. Zauwazam za to w sobie wiele postaw w zachowaniu typowych dla mojej matki, szczegolnie jesli chodzi o relacje z moim mezczyzna. Moi rodzice jako malzenstwo nie sa dla mnie najlepszym przykladem .

Taka potrzeba dominowania, bezwzglednego stawiania na wlasne zdanie, powiedzialabym, ze wrecz zadza wladzy jest dosc charakterystyczna dla kobiet w mojej rodzinie. Moja babcia, siostry mamy sa TAKIE SAME. Jak rozmawiam z moim kuzynostwem na ten temat to rozumiemy sie bez slow. Mimo iz wiem ze nie tedy droga, to pewne rzeczy dzieja sie jakby poza mna. Czasem budzi sie we mnie taka agresja, zlosc, wybucham i wiem, ze nie tedy droga, ale ulegam schematowi.
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez ewka » 29 cze 2010, o 07:23

Margerytka napisał(a):Chodzi o to, że sama dyskusja nic nie da i nic nie pomoże, najwyżej wprowadzi jeszcze większy zamęt w Twoich odczuciach, wątpliwościach.

Bo ja wiem? Żeby do decyzji (jakieś) dojrzeć, może trzeba ileś tam przegadać i z iluś tam stron spojrzeć na problem.

Miriam napisał(a):Zauwazam za to w sobie wiele postaw w zachowaniu typowych dla mojej matki, szczegolnie jesli chodzi o relacje z moim mezczyzna.

Mnie wydaje się to naturalne, że "przesiąkamy" zachowaniami matek. Dobrze jest "zauważać" to, czego w nich nie lubimy... jest szansa nie powielać tych błędów. Fakt jest jednak taki, że popełniamy swoje własne. No nie da rady inaczej.

A tak w ogóle - co słychać?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Miriam » 29 cze 2010, o 14:53

nie jest dobrze ...

Nasza wspolna decyzja o przesunieciu slubu jest. Wczoraj powiedzialam o tym rodzicom... Zabraklo chyba wszystkiego, nawet checi wysluchania mnie... Nie rozumieja, nie staraja sie nawet, nie pojmuja jak ja moge miec jakies watpliwosci, po co w ogole sie zareczalam, za dobrze mam w zyciu, wystawiam sie na posmiewisko, itd. Jedna wielka awantura o ... ? nie wiem o co. Chyba nie o mnie, raczej o nich, bo oni mnie nie kochaja, kochaja swoje wyobrazenie o mnie. Jestem rzecza, narzedziem, zabawka do spelniania czegos tam.

zalamalam sie, nie mam sily, od poczatku roku zyje samymi nerwami, po co mi w ogole nadzieja, ze, moze byc inaczej, ze mozemy byc blizej siebie, ze bedzie wsparcie. Niczego juz nie bedzie. Jesli dwa razy ktos mnie o maly wlos nie zabil, a ich to nie obeszlo, a wlasna matka mi powiedziala, ze ma to gdzies, ze dobrze mi tak, to na co ja ciagle licze........?! Nie mam wsparcia ani w najmniejszych rzeczach ani w tych najwiekszych

po prostu nie wiem co ze mna bedzie, na razie miesza mi sie w glowie, peklo cos, to wszystko jakos bez sensu

zalamana.....niekochana....
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez cvbnm » 29 cze 2010, o 15:05

czujesz sie dotknieta ich reakcja?
cvbnm
 

Postprzez Miriam » 29 cze 2010, o 15:22

bardzo...

wiedzialam, ze nie beda skakac z zachwytu i na pewno zaskoczy ich to, ale mialam nadzieje, ze postaraja sie zrozumiec. Ze nie zareaguja w taki sposob !! A ja po raz ktorys tam zostalam zdeptana, wyzwana, zostalam po prostu sama. Jakbym nie miala nawet prawa czuc tego, co czuje - TEGO, CZEGO oni nie przewidzieli

poczulam sie niekochana,
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 134 gości