Witajcie,
jestem na jakims zakrecie zyciowym i potrzebuje tutaj napisac, potrzebuje moze troche rady, troche roznych spojrzen na moja sytuacje.
Jestem zareczona, termin slubu ustalony na jesien, a ja sie miotam. Boje sie, bardzo boje sie slubu. Malzenstwa tez. Jestem ze wspanialym czlowiekiem, od kilku lat. Tworzymy udany zwiazek, a jednak watpliwosci a to pojawiaja sie, a to znikaja i tak w kolko. Jestem bardzo niepewna SIEBIE.
Klasyczne dylematy przyszlej panny mlodej ? Chyba jednak nie ...
Nie wiem nawet od czego zaczac, tyle tego jest we mnie. Ja poprostu nie rozumiem siebie, nie wiem, dlaczego zachowuje sie w taki sposob. Mam sporo problemow sama ze soba i zastanawiam sie czy powinnam z takim bagazem w srodku wychodzic w ogole za maz czy po prostu przelozyc date i poznac siebie sama troche lepiej.
Jest kilka czynnikow, ktore maja ogromny wplyw na moje zycie, napisze moze o tylko o kilku :
- wiele przezylam przez ostatnie 1,5 roku. Padłam ofiara dwoch groznych przestepstw z bronia w reku w mojej pracy - pracuje w banku - nadal niestety, ale staram sie zmienic ta prace, ale to nie jest latwe. Sami sie domyslacie co musze czuc, pracujac tam. Nie dostalam zadnej pomocy z zakładu pracy, moja rodzine tez to malo obeszlo, zero wsparcia
- to własnie te przezycia i obojetnosc mojej rodziny na to, co mnie spotkalo otworzylo mi bolesnie oczy na toksycznosc a moze nawet patologie mojego domu, na przemoc psychiczna jaka ma tu nadal miejsce. Zaczelam duzo czytac, nazywac po imieniu rozne zachowania i mechanizmy jakich padlam ofiara. Dla mnie szok, ale i jakas nadzieja, ze nie jestem sama, ze mam prawo czuc tak jak czuje. Zaczelam terapie, ale przerwalam z pewnych powodow
- zawsze bylam trzymana krotko, bardzo konserwatywnie, moi rodzice wpadli z moim bratem i to juz rzutuje na cale moje zycie. Moja matka jest osoba bardzo ciezka, zawsze musi byc tak jak ona chce, jest bardzo trudna. Mysle, ze to przede wszystkim ona nie pozwoliła mi stac sie kobieta, nie wspierala mnie w tym, wrecz przeciwnie, bylam zawsze krytykowana, wszystko co "kobiece" musiałam odkrywac sama. Wykastrowano mnie emocjonalnie ... Mam bardzo duze problemy ze sfera seksualna na tle psychicznym, co jeszcze bardziej poglebia moj strach przed malzenstwem
- nie wiem czy ktos to potrafi zrozumiec, ale ja jestem od spelniania oczekiwan mojej matki - osoby czesto okrutnej i bezwzglednej, ten slub to tez taka presja- ja nie moge mieszkac z moim narzeczonym przed slubem - jestesmy ze soba juz 5 lat, chcialam bardzo zamieszkac wspolnie i poznac sie tez w takiej codziennosci, ale nie moge. To jest chore po prostu, ja nie mam prawa zyc tak jak chce. Wiem, ze napiszecie, ze owszem moge zyc moim zyciem -ale to jest wybor miedzy rodzicami a soba. Oni sie odwroca ode mnie totalnie. Z nimi nie da sie po prostu rozmawiac. Chce przeciac ta pepowine jakis zaleznosci , ale nie chce placic za to takiej ceny.
Mam silna nerwice, stany depresyjne rowniez i brakuje mi sily na to, by walczyc. Gubie sie juz w moich wlasnych uczuciach i pragnieniach. Czy warto postawic na siebie ( w sensie swojej wizji zycia) za wszelka cene ? Ja czuje, ze nie jestem do konca gotowa na malzenstwo, to trzymanie mnie krotko nie otworzylo mnie na wiele doswiadczen, czuje sie troche jakby rzucona na gleboka wode... Moj narzeczony jest kims mi najblizszym, chce z nim byc, ale boje sie ze moj balagan w srodku moze byc przeszkoda.
Przepraszam za ten balagan i wielowatkowosc.