Jak się czujesz?

Problemy związane z depresją.

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 18 cze 2010, o 16:31

Miło Cię taką czytać, meluś :serce:.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez mahika » 18 cze 2010, o 18:44

pewnie ze wiecznie nie bedzie problemów, a przynajmniej częśc da sie rozwiązac. ja rozwiązałam ten który powstał we wtorek, tylko mały niesmak pozostał, najważniejsze że czuję się w porzadku, choc zawiodła mnie taka pani o której miałam inne zdanie. wyszłam z twarzą z tych plotek i pomówień...
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Justa » 18 cze 2010, o 19:58

limonko, mój synek ma teraz półtora roku. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będzie miał dwa z kawałkiem, jak pojawi się rodzeństwo. A między Twoimi dziećmi jaka jest różnica wieku?

Powiedz szczerze - Ty chciałaś mieć drugą córeczkę?
Wiesz, pytam, bo jak urodził się młody, to myślałam, że jakby kiedyś było drugie, to dobrze by było, gdyby to była dziewczynka.
A dzisiaj szczerze powiem, że sama nie wiem. Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, żebym mogła opiekować się małą dziewczynką, ubierać ją w te wszystkie różowe ciuszki itp... 8)
Słowem nie mam preferencji, kto się pojawi, tego będziemy kochać. ;-)

melody, cieszę się, że u Ciebie świeci słonko. :slonko:

mahika
, gratuluję rozwiązania problemu - ale nade wszystko bycia w porządku wobec siebie samej.
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez Filemon » 19 cze 2010, o 13:32

melody napisał(a):Jakaś taka szczęśliwa czuję się ostatnio :) Moja długa żałoba przeszła w stan "zostawiam to teraz". Nie wiem co będzie dalej i sama jestem tego ciekawa. Gdzieś między pracą, a przygotowaniami do obrony spędzam czas robiąc kolaże, bo pomaga mi to w zrozumieniu i ogarnięciu moich emocji (mój ostatni kolaż jest bardzo kolorowy i bardzo energetyczny, tylko do tej pory nie wiem, czemu umieściłam na nim tygrysa(?)... i w ogóle pojawiło się tam sporo elementów etnicznych - z "czarnego lądu") :) A wczoraj (chyba z powodu tego kolażu) kupiłam najnowszą płytę Sade, "Soldier of love" i jestem pod wielkim wrażeniem tej nutki. :)

Serdecznie i ciepło pozdrawiam! I przesyłam serducho :serce: , a nawet kilka :serce: :serce: :serce:
mel.


tygrys, to wielka naturalna siła i sprawność!
tygrys to także groźny drapieżnik i napastnik, którego zachowania przekładając na "kod" ludzkich zachowań można by uznać za gwałtownie agresywne i niszczące...

takich emocji (na przykład... ;) ) można się bać! szczególnie jeśli nie pasują one do miłej, spokojnej, rozsądnej osobowości i stylu bycia.. (jak również, gdy nie pasują one dajmy na to do miłosnych czy przyjaznych uczuć skierowanych do drugiej osoby - bo wtedy powstaje w nas jakby przedziwna, konfliktowa i mocno niepokojąca sprzeczność wewnętrzna...) - a może w jakiejś mierze ta osobowość, to... fasada, za którą kryje się o wiele więcej...? na przykład także... rozdrażniony wściekłym morderczym instynktem tygrys?! ;)

melody, masz się okazję tu wkurzyć - bo w końcu moja wypowiedź jest odniesieniem się bez zaproszenia do Twojej, która znajduje się w wątku zasadniczo w założeniu nie proponującym chyba takich odniesień...

p.s. coś mi tam wpadło w oko w innym wątku, na temat Twojej wściekłości - choć podane tam było (jak zwykle zresztą u Ciebie...) w eleganckim, spokojnym opakowaniu dobranym ze smakiem i dobrym gustem... ;)

p.s.2 aha, powinienem chyba dodać, że ja się czuję właśnie... wściekły, jak jasna cholera i skoczyłbym chętnie niczym tygrys "do gardła" mojemu byłemu "dupkowi"... który z takich czy innych powodów (po części zaburzenia a po części chyba już taki charakter) naplątał, namącił, nawyczyniał tyle różności, które ja odbierałem jako przykrość, ból dla mnie, skrajną frustrację, rozczarowanie i zniechęcenie, że aż chętnie obecnie dałbym mu za to po pysku... z drugiej strony ja to wszystko tak długo, kurwa mać! tolerowałem, interpretując nieustannie jako wynik i wyraz jego problemów oraz ZA WSZELKĄ CENĘ STARAJĄC SIĘ UTRZYMAĆ TAK WAŻNĄ DLA MNIE WIĘŹ I BLISKOŚĆ, których tak bardzo potrzebuję, że zapędziłem się chyba za daleko...

ale podstawowy problem widzę w tym, skąd aż tak silna moja potrzeba, która doprowadziła do takiej sytuacji i jej trwania - nie po raz pierwszy zresztą w moim życiu... JAK ZMIENIĆ TAKI STAN RZECZY W SOBIE??? praktyczne, behawioralne metody terapii (jak również analityczne, czy dynamiczne, w których brałem udział) oceniam jako niemal zupełnie nieskuteczne, dlatego też myślę, melody, ba... nawet jestem o tym na 90 procent przekonany, że Twoje obecnie lepsze samopoczucie będzie jedynie przejściowe... (wiem, ta ostatnia uwaga jest pewnie niepotrzebna, ale czułem potrzebę, żeby ją uczynić i najwyżej poniosę tego konsekwencje - jestem gotów, bo jestem właśnie WŚCIEKŁY, ROZDRAŻNIONY, SFRUSTROWANY I CAŁY (??) PRZEPEŁNIONY ZŁOŚCIĄ niczym morderczy tygrys... :? ) - trochę to śmieszne, ale też i tragiczne - takie tragi-komiczne, dopóki człowiek się z tego jakoś nie jest w stanie wydostać i nie uczyni tego wreszcie... - WYDOSTAĆ NAPRAWDĘ A TO JEST CHYBA MOŻLIWE JEDYNIE POPRZEZ ZMIANY W OSOBOWOŚCI - nie spotkałem jeszcze terapeuty, który potrafi osiągnąć to skutecznie i w istotnym wymiarze z pacjentem (ze mną i z wieloma osobami, których relacji słuchałem, na przykład na paru setkach mitingów dla DDA/DDD, na które kiedyś chodziłem :-/ :( )

to pewnie powinno być w jakimś całkiem innym wątku, no ale "wyszło" mi akurat tutaj i akurat z takim a nie innym odniesieniem... :?

za to odniesienie przepraszam Cię, melody, jeśli odczułabyś je jako nieprzyjemne czy niestosowne...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez melody » 19 cze 2010, o 14:01

:)
Filemonku, to mnie bardzo zaciekawiło, co napisałeś bo jakieś takie jest to spójne z tym, co sama sobie na ten temat myślałam. Rzeczywiście tygrys jest zwierzęciem drapieżnym i silnym i ta jego siła może być zarówno niszcząca, jak i może być czymś, co chroni go przed niebezpieczeństwem, prawda? Tak jakoś sobie o tym myślałam. No a co do mej spokojnej natury, jak ją określiłeś, to powiem Ci, że ja doświadczam siebie w równym stopniu jako agresywną i impulsywną, jak spokojną i łagodną. Bywam taka i taka, jak każdy :) Natomiast tu, na portalu, kiedy coś mnie wkurza (bo złość zawsze jest związana z kimś lub czymś), to wystarczy mi, że o tym powiem, przecież nie muszę jednocześnie bluzgać, co nie? Pamiętam, że jest to wirtualna grupa wsparcia i to mnie zobowiązuje do uważności na swoje reakcje. Bo łatwo jest komuś zadać ból, lecz to przecież nie o to chodzi, zgadzasz się? :)

mel.

PS. Wiesz, ja rozumiem Twoją frustrację (tak mi się wydaje) i tak sobie pomyślałam, że agresja jest niezaspokojoną potrzebą miłości i bliskości. Co Ty na to?

Oczywiście, że mój emocjonalny stan jest przejściowy :) Emocje są bowiem czymś dynamicznym, nie statycznym i zmieniają się - życie :) Natomiast myślę jednocześnie, że rozumiem o czym piszesz, poruszyłeś kwestie (dla mnie bardzo ważną) dotyczącą zmiany struktury osobowości. To jest w porządku, że masz co do tego sceptyczne nastawienie. Wierzę, że jest ono poprzedzona Twoimi takimi, a nie innymi doświadczeniami. Moje są zapewne inne. Ja bardzo wierze w terapię, dostrzegam realne zmiany (osobowościowe) w sobie biorąc pod uwagę perspektywę tych kilku minionych lat. Mam jednoczenie takie doświadczenie, że terapia jest ciężką i żmudną pracą i wymaga bardzo dużo cierpliwości (zarówno ze strony terapeuty, jak i klienta). Natomiast wiesz, no ja mam duże zrozumienie dla istoty tego procesu, bo sama zaczęłam się uczyć terapii (w nurcie Gestalt), poznaję ją również "od kuchni" także... będę już nudna, wiem - terapia jest czymś bardzo cennym w moim życiu (właściwie to ten rodzaj rozwoju, jaki proponuje stał się moją największą pasją), wiele mnie nauczyła i bardzo mi pomogła w kilku najcięższych momentach mojego życia. :)
melody
 

Postprzez Filemon » 19 cze 2010, o 14:21

Tak, melody, zadawanie rozmyślnie bólu, to w skutkach destrukcja (czyli coś niepożądanego i szkodliwego) wynikająca moim zdaniem z sadystycznego odchylenia osoby ten ból zadającej - jeśli wypływa to z jej wewnętrznych nieodpartych potrzeb. Inna sprawa, że to też choroba...

Niestety, ale mój partner właśnie czymś takim się cechował. Co więcej - miał tego świadomość (to rzadkie!) i nawet ostrzegał mnie i próbował nad tym w sobie zapanować, jednak tylko przez stosunkowo krótki okres czasu a potem.... poooszeeeeeeeedł w szkodę na całego!!! po prostu po pewnym czasie poczuł, że tego typu ekscesy tak go kręcą i pobudzają w nim (wątłe na ogół...) odczuwanie i przeżywanie, że nie potrafi się oprzeć odreagowywaniu swoich sadystycznych i dominujących tendencji, MIMO ŻE SAM SIEBIE ZA TO TAKŻE KRYTYKOWAŁ I NAPADAŁ a nawet czasem nad tym ubolewał, niczym wilk nad pożartą owcą... :?

do tego jeszcze jego dysmorfofobia, która przyniosła w efekcie jego ambiwalentny i nieufny stosunek do mnie: no bo przecież ktoś tak paskudny jak on nie może się naprawdę podobać - czyli ja kłamię! - a nawet jeśli mi się autentycznie podoba, to to jest żałosne, bo świadczy o mojej desperacji, itp... - dodam, że facet jest BARDZO BARDZO przystojny i zbudowany jak młody bóg!

pozdrawiam Cię melody - cieszę się, że nie odebrałaś tego co napisałem w jakiś nieprzyjemny sposób...

p.s.

aha, "agresja jako wynikająca z niezaspokojonej potrzeby bliskości" - tak, zgadzam się... ALE PROBLEM widzę w tym, skąd do cholery w danej osobie (w tym wypadku we mnie albo w Tobie, na przykład...) taki straszny deficyt i rozrośnięcie w obszarze tejże potrzeby... a może u podłoża tego leżą właśnie jakieś mechanizmy (AKTUALNIE FUNKCJONUJĄCE!! - nawet jeśli ich źródła były w dzieciństwie), które powodują tego typu... ekscesywność takich potrzeb - zauważ, melody, że chyba równie nieodpartą, jak... to co odstawia ta druga strona, czyli takie osoby, jak mój partner czy Twój (bo coś tam zdaje się również nie za ciekawie "odstawiał"... - nieodparta potrzeba dystansu? skrywania własnych uczuć? chłód uczuciowy? potrzeba dominacji i kontroli? itp.).

kiedy niedawno przyśnił mi się pewien sen, że w efekcie swobodnych skojarzeń (które są dla mnie trudne, ale czasami mi się udają), nasunęły mi się interpretacje, które doprowadziły mnie do tego, że w pewnym momencie dostrzegłem i odczułem w sobie własne SAMOPOTĘPIENIE i samoodrzucenie - chodziło o to co oceniłem w sobie jako słabość, tchórzostwo, chorobliwe lgnięcie do drugiego człowieka i szukanie w nim oparcia, ciepła, więzi z nim, itp... a potem przeżyłem przez chwilę takie jakby wewnętrzne PRZYJĘCIE SIEBIE SAMEGO Z TYM CAŁYM "dobrodziejstwem inwentarza"... i to mi przyniosło chwilową ulgę; podobnie ulgę i to bardzo znaczną, może przynieść wsparcie (terapeuty lub bliskiego przyjaciela), rozwijanie pasji, zainteresowań, działania twórcze, zmierzanie do jakiegoś istotnego życiowego celu, itp. ALE TO WSZYSTKO NIESTETY NIE LECZY, moim zdaniem.... to tylko ZALECZA! :? chociaż bywa, że w tak dużym stopniu, że mnie samego wydawało się nawet kiedyś, że już się tego całego "shitu" z siebie pozbyłem... potem jednak przychodzą, normalnie jak to w życiu, jakieś większe obciążenia, trudności, które każdy człowiek spotyka na swojej drodze, mniejsze czy większe niepowodzenia i... wtedy przekonujesz się, że osobowość masz taką jaką miałaś... :? a jedynie udało Ci się skutecznie i w dużym stopniu jakby "zprotezować się" w życiu, posługując się wszelkimi dostępnymi środkami i możliwościami, po to by poczuć się lepiej - głęboko w środku pozostały jednak te same tendencje i reakcje osobowości, czyli w gruncie rzeczy osobowość ta pozostała niezmieniona, mimo że pewien "koloryt" czy siła niektórych tendencji mogły ulec lekkiej zmianie... to jednak nie jest WYLECZENIE, to jest tylko "kosmetyka" albo chwilowo skuteczna "proteza" - to nie dotyka samego sedna problemu, który pozostaje w nas aktualny - kto wie, być może do końca życia i być może trzeba się z tym pogodzić, jeśli nie znajdujemy speca od psychiki, który dysponuje warsztatem, wiedzą i doświadczeniem tego rodzaju, że potrafi faktycznie nas z tego wyciągnąć, czy też pomóc nam skutecznie w wyciągnięciu się z tego - W DOKONANIU PRAWDZIWYCH WEWNĘTRZNYCH ZMIAN...

tak to przynajmniej było i jest ze mną i w moim przypadku...

wiele można ZROZUMIEĆ z tych spraw (a to jeszcze nie oznacza: ZMIENIĆ, niestety!) czytając Karen Horney, znaną przez psychoterapeutów (jeśli w ogóle...) głównie w mglistych wspomnieniach z okresu studenckich obowiązkowych lektur... ;) :lol:
Ostatnio edytowano 19 cze 2010, o 14:47 przez Filemon, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez melody » 19 cze 2010, o 14:30

Nie, nie odebrałam jakoś negatywnie tego, co napisałeś, bardziej poczułam wdzięczność za to, że tak otwarcie się ze mną dzielisz swoimi przemyśleniami, jak również swoją własną, trudną historią. Jak czytam (czy też słucham) takie historie, to odczuwam jakiś rodzaj pokory i smutku.

Ja również ciepło Cię pozdrawiam!
:)
melody
 

Postprzez Filemon » 19 cze 2010, o 14:49

dodałem jeszcze, w poprzednim poscie, PS. ;)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez mahika » 19 cze 2010, o 14:59

mam w poniedziałek kontrol w związku z dotacją, a ostatnio nie szło mi najlepiej. Boję się.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez melody » 19 cze 2010, o 15:17

---------- 15:13 19.06.2010 ----------

Wiesz co Filemonku, nie chciałabym zacząć tutaj prowadzić jakiegoś teoretycznego wykładu (do czego mam skłonności, wiem) bo coś mi się zdaje, że nie o to chodzi, prawda? :) Widzę, że wiele wiesz, wiele czytasz, to i zapewne sam dotrzesz do odpowiedzi, które sobie stawiasz (i tu polecam Ci bardzo, bo myślę, że mogłaby być pomocna, lektura "Style charakteru" S. Johnsona. Ta książka chyba jest jeszcze dostępna gdzieś i jest ona taką "kieszonkową" wersją, acz zawierającą najbardziej istotne zagadnienia jego wcześniej wydanych 3 tomów dot. charakterologicznej psychoterapii)

Czym dla Ciebie jest zmiana? I kto miałby ją dokonać w Tobie? :)

PS. Może założymy sobie jakiś wątek, bo czuję, że za dużo przestrzeni tu zabieramy, a Ty?

---------- 15:17 ----------

PS. Mahika, będę trzymała kciuki!!!
melody
 

Postprzez Filemon » 19 cze 2010, o 15:40

melody, znam wymienioną przez Ciebie książkę :) wydana była już wiele lat temu - choć może ją sobie odświeżę... pamiętam, że czytało mi się to dosyć ciężko i bez rewelacji... - prostota języka Horney i jej wolność od wszelkich ideologiczno-"naukowych" teorii psychologicznych - skomplikowanych a nie sprawdzonych! ;) - i zdroworozsądkowe a przy tym błyskotliwe, inteligentne podejście do poruszanych przez nią zagadnień, są dla mnie niezrównane! :)

co do nowego wątku, to dobry pomysł - już kiedyś o tym myślałem: na przykład - PSYCHOTERAPIA - szukanie czarnego kota w ciemnym pokoju...? ;)

co do zabieranej przez nas przestrzeni, to w przeciwieństwie do Ciebie... akurat w tym bardzo luźnym i nie należącym do jednej określonej osoby wątku jakoś nie odczuwam skrupułów :) mam wrażenie, że każdy może tu sobie wyrzucić z siebie, co mu zalega - akurat w naszym wypadku okazała się to mieszanka uczuć, z przemyśleniami i rozważaniami i wynikły z tego dialog...

no ale może to popsuć jakąś jednorodność stworzoną przez pozostałych uczestników - bo tu jest taki jakby emocjonalny shoutbox :haha: :P

ja czasem bardzo lubię przekraczać konwencje i robić coś tak "NIE pod linijkę..." :) i trochę wbrew standardom, ale zauważyłem, że większość ludzi (łącznie ze mną samym) przyzwyczaja się łatwo do utartych schematów i czerpie z nich chyba poczucie komfortu i bezpieczeństwa...

p.s.

kto miałby dokonać zmiany we mnie...?
ooooj... pani (przyszła) psycholog... jak dla mnie to niebezpieczne (dla pani!) ;-) pytanie, bo tak standardowo sugerujące... pacjenta-przygłupa :haha: czy też powiedzmy brak zrozumienia podstaw lub brak motywacji pacjenta, że gdybyś zadała mi je w gabinecie psychoterapeutycznym, to sprowokowałoby mnie to, żeby zdrowo dać Ci w kość! ;)
Ostatnio edytowano 19 cze 2010, o 15:43 przez Filemon, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Goszka » 19 cze 2010, o 15:43

dół jak ch.. :(
Dobija mnie to wszystko :(
Goszka
 

Postprzez melody » 19 cze 2010, o 16:00

---------- 15:54 19.06.2010 ----------

Daj spokój Filemon, nie jesteśmy w gabinecie, a Ty nie jesteś moim klientem. Tu na forum jesteś dla mnie Filemonem, a ja jestem melody (bez przyjmowania jakiś szczególnych ról) :) No i nie odpowiedziałeś na moje pytanie, natomiast podzieliłeś się tym, jak je interpretujesz. Ja osobiście nie mam głowy naszpikowanej interpretacjami (mam krytyczny stosunek do terapii psychodynamicznych i psychoanalitycznych), to nie moja bajka. Jeśli o coś pytam, to dlatego, że nie robię założeń i uznaję, że możesz odpowiedzieć cokolwiek bo jesteś odrębnym człowiekiem, którego chcę jedynie poznać (o ile Ty sam pozwolisz się poznać) :)

mel.

---------- 16:00 ----------

Goszka, a jak Twoje sprawy uczelniane? Bo mówiłaś, że jeszcze nie wszystko zostało wyjaśnione i załatwione.
melody
 

Postprzez Filemon » 19 cze 2010, o 16:57

melody,

a Ty, masz jakieś wątpliwości, co do tego, że zmian musisz i możesz dokonać we własnej psychice tylko Ty sama...? (przy ewentualnej pomocy i wsparciu)

- dla mnie to jest tak zwana oczywista oczywistość! - dlatego z miłą chęcią przejechałbym się złośliwie po terapeucie, który takie pytanie by mi zadał, bo poczułbym złość i zniecierpliwienie, gdyż odebrałbym to jako pytanie dla przygłupa (typu ile jest dwa plus dwa), tylko zadane raczej nie dlatego, że za przygłupa on mnie ma - pomyślałbym o tym, że nie potrafi mi pomóc, więc próbuje zasugerować, że brak efektów psychoterapii może wynikać z mojej słabej motywacji do SAMODZIELNEJ pracy (przy jego wsparciu) a to byłoby dla mnie nieuzasadnione przerzucenie odpowiedzialności na mnie za brak satysfakcjonujących mnie wyników psychoterapii... - nawiasem mówiąc zetknąłem się z czymś takim nie raz i nie dwa, nie tylko w swoich terapiach, ale również w relacjach innych osób z ich własnych terapii...

natomiast: CZYM JEST DLA MNIE ZMIANA... to już mi się wydaje ciekawsze pytanie i inspirujące do... czegokolwiek konstruktywnego - w przeciwieństwie do poprzedniego! :P :)

DLA MNIE zmiana, której oczekuję jest lepszym samopoczuciem opartym na solidnych fundamentach we mnie - nie na słomianych nogach - takim stabilnym, dobrym samopoczuciem, które powoduje, że w życiu funkcjonuję dobrze, zadowalająco, że mogę realizować swoje pragnienia i wypełniać podjęte przez siebie obowiązki, jak większość normalnych ludzi... i ta moja zdolność do realizowania siebie na co dzień, nie rozpada się na kawałki po wpływem normalnych, życiowych trudności, czy okresowych niepowodzeń, których każdy z nas czasem doświadcza... funkcjonowanie moje nie jest także UZALEŻNIONE OD PARTNERA I ŻYCIA MIŁOSNEGO... niczym od bazy, z której wszystko wypływa i bez której normalne życie staje się piekłem lub wręcz niemożliwe...

Gdyby coś takiego udało mi się osiągnąć, to to by była ZMIANA w moim życiu...

Mógłbym jeszcze dodać, że zmiana, to zarazem PROCES... czyli, że to jakiś rodzaj stopniowego przekształcania się... ale jeśli coś musi się zmieniać i zmieniać i zmieniać, całymi latami, to chciałbym też, żeby się wreszcie... naprawdę w istotny sposób zmieniło, kurwa mać! A Ty, melody...? ;-)

-----------

* proponowana odpowiedź:
- kurwa mać, ja też bym tego chciała! ;) :lol:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez melody » 19 cze 2010, o 17:45

Wiesz, dzisiaj już nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że to ja (przy ewentualnym wsparciu) mogę dokonywać w sobie zmian. Natomiast kiedyś to nie było dla mnie takie oczywiste. Musiałam być strasznym przygłupem, co nie? :wink: To dobrze, że dla Ciebie to jest jasne, bo chyba po prostu oznacza to, że bierzesz na siebie odpowiedzialność za swoje życie. Ja tej odpowiedzialności kiedyś, będąc na początku swojej terapii, nie brałam w pełni. Oczywiście intelektualnie rozumiałam, że to tylko ja mogę dokonać zmiany w sobie, natomiast czułam inaczej wyczekując "załatwienia" czegoś za mnie.

Moje rozumienie zmiany jest podobne do Twojego (ładnie to opisałeś) i ja tak rozumianą zmianę w sobie samej doświadczam, bo realizuję się w różnych obszarach życia (żyję raczej aktywnie), wypełniam obowiązki i nie zawalam pomimo kryzysów, które w moim życiu się zdarzają. Kryzys jest bardzo bolesnym i bardzo twórczym dla mnie stanem, bo mam wrażenie, że po każdym takim kryzysie coś we mnie się rozwija.
Nie traktuję kryzysów jak porażki, a raczej jak pewną lekcję (trudno mi to ubrać w słowa). I to jest jedna ze zmian, jaką w sobie dostrzegłam - umiem przekształcić trudne doświadczenia w coś ostatecznie pozytywnego. Natomiast najważniejszą zmianą we mnie jest to, że pomimo przeżywania rożnych emocji i ciężkich stanów, kocham życie i ma ono dla mnie głęboki sens.
:)
mel.
melody
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 24 gości

cron