Nie chcę się nad soba dziś użalać.Chcę tylko powiedzieć ze bardzo źle się czuję.Nie mam komu o tym powiedzieć ,kto zrozumiał by jak to jest dlatego mówię o tym tutaj.
Funkcjonuję na skraju mozliwości psychicznych i fizycznych.Znam siebie i wiem ze to nic dobrego nie wróży.Taki stan konczył się już u mnie w przeszłości niewesoło:przedawkowania,szpitale.Boję się ze znowu coś takiego się stanie.
Jestem w matni,nie widzę światła słonecznego...
Moje skrajne wyczerpanie psychofizyczne nie wynika specjalnie z bardzo cięzkiej pracy czy trudnej sytuacji życiowej ale z mojej cholernej depresji z którą pomimo leczenia nie udaje mi się wygrać oraz zaburzeń osobowości będących wynikiem traum z okresu młodości.
Nie potrafię sobie poradzić,czuję jakby petla coraz mocniej zaciskała mi się na szyi.Boję się...że znowu zrobię coś niemądrego...a bedącego jedynym wyjściem jakie przyjdzie mi do głowy...
Nie chcę i boję się nawet wychodzić z domu.
Wiem że nie mozecie mi pomóc ale niektórzy z Was mogą chociaz po częsci zrozumieć co czuję,to juz coś.
Pozdrawiam
prince