Nie wiem od czego zaczac, ale moze od tego ze jestesm od ponad meisiaca z chlopakiem, z ktorym bylam wczesniej pol roku- niestety musialam potem wrocic na pol roku do Polski i nie wiedzialam ze wroce spowrotem do Niemiec... przez ten caly czas bylismy w kontakcie, moze nie byl to jakis bardzo duzy kontakt, ale bylismy...
to tak aby wprowadzic w sytuacje....
wiec wrocialam tutaj i chcialam do niego wrocic, on pow. ze nie ma nikogo i ze mozemy sprobowac i zaczelismy sie spotykac. tylko ze mam wrazenie ze on kogos ma, a ze mna spotyka sie tylko tak sobie...nie chce byc dla kogos zabawka... a mam wrazenie ze dla niego jestesm, ze on nie chce czegos glebszego, co z kolei ja potrzebuje, potrzebuje chlopaka na ktorego moge liczyc, a on jest dla mnie tylko raz w tygodniu...
zapytalam go o to czemu wlasciwie ze mna jest... wkurzyl sie i od razu chcial wyjsc, powiedzial ze nie ma ochoty na stres i ze jak do mnie przychodzi to chce zeby bylo bezstresowo, tylko ze my widzimy sie raz w tygodiu, bo on pracuje wieczorami w restauracji... i to mi sie wydaje dziwne, bo on pow ze sie dla mnie nei zmieni i nie znajdzie wiecej czasu... a dla mnie to za malo, on nawet nie chce u mnie nocowac, co jest dla mnie bardzo dzwine... potrzebuje bliskosci, a nie krotkiej rozmowy i seksu...
mecze sie w tej sytuacji, ale mimo to trudno mi to zakonczyc... on ciagle mowi ze nikogo nie ma i ze nei ma czasu na inne kobiety i ze przez to ze musi duzo pracowac... z tym ze nei jest tak jak bylo kiedys... jemu juz chyba tak nie zalezy....
a ja chcialabym byc z kims, kogo by interesowalo co sie u mnie dzieje codziennie... a on milczy przez caly tydzien i odzywa sie dopiero wtedy, gdy chce do mnie przyjsc. nie podoba mi sie to, bo widze ze mam glebsze potrzeby, a on podchodzi do tego tak powierzchownie...