staramy sie oboje, i nie chodzi mi tu tylko o picie, z alkoholem narazie przynajmniej spokoj, jakos tam specjalnie nie wspomina ze chciaby wypic i nie pije (czasem po prostu sprawdzam).
oboje podenrwowani jakos jestesmy, ladna pogoda non stop w pracy, mijamy sie, i najzwyczajnie zly czas, przemeczenie, ale staram sie (ja, bo on tu akurat cicho siedzi) nie wybuchac bez powodu, albo z glupiego powodu.
zaczelam brac magnez na wzmocnienie, chyba wiosenne przesilenie o ile cos takiego jest:)
jutro mamy cale popoludnie wolne, do tego czasu sama w domu bede to sobie odpoczne i pojde wytracic troszke pieniazkow:) za dwa tygodnie z kolejnej wyplaty splacimy caly dlug, to co musielismy juz pooplacac to oplacone, wiec nie szykuja sie spore wydatki teraz. bedziemy spokojnie odkladac na wyjazd do polski w sierpniu. troche mi ulzylo ze ten spory dlug za nami w sumie. ze juz nie musimy chomikowac tych pieniedzy az tak strasznie, umowilam sie juz do kosmetyczki, nie dlugo pojde do fryzjera, jutro wlasnie jakies male zakupki, zaczynami odzywac wiec mam nadzieje ze te przemeczenie i rozdraznienie tez minie.
jesli chodzi o temat watku - dalej bacznie obserwuje, jestem juz co prawda 'normalniejsza', ale ciagle go uswiadamiam ze w nic sie na sile pchac nie bede jakas wspolna przyszlosc jesli ten stan rzeczy sie utrzyma.
po za tym za tydzien mamy wizyte z councilu, a dokladnie inspekcje bo ktos se poskarzyl ze domownicy 'stanowia zagrozenie'
he. chyba chodzi o te krzyki i burdy po nocy po pijaku za co nei tylko jest moj adam odpowiedzialny oczywiscie, takze jak nas wyeksmituja to szybciej sie wyprowadzimy do kawalerki niz myslalam
z tego powodu plakac nie bede