W chwili, gdy szłam z nim do łóżka wiedziałam o separacji i CHĘCI wzięcia rozwodu. I tylko o JEDNEJ córce...
Mam koleżankę, która uświadomiła mi kiedyś, że będąc w trakcie rozwodu nie chciała czekać z układaniem sobie szczęścia na nowo... bo myślała, że to, że sprawa jest w sądzie nie powinno jej umniejszać szansy na szukanie szczęścia... Tym się kierowałam dając mu szansę.
A teraz on... że mu zależy, że jeśli chcę poczekać z seksem ze względu na jego sytuację, to on może ze mną rozmawiać i czekać... A NIE MÓGŁ WTEDY? Ale on tego seksu oczywiście bardzo potrzebuje...
"nie jesteś na najgorszej pozycji (na moją sugestię, że w tym układzie ja tracę)... potrzebuję czasu, bo taka sytuacja...
"Temat rozwodu ucichł i nie wracam do niegi ze względu na dzieci" ale "Nie zdziwię się, jeśli teraz nie będziesz tak mocno zaangażowana"
Cholerna HIPOKRYZJA
"O nic się martw... musimy tylko czekać i pielęgnować naszą przyjaźń"
czy ja źle rozumuję - seks tak, utrzymanie znajomości, ale mała - trzymaj się z dala od mojej rodziny...
POSTANOWIŁAM - powiem mu w Dzień Dziecka.
Skoro jego argumentem jest odpowiedzialność za dzieci, to niech poniesie ją także za kolejne własne.
A skoro wychowuje także cudze jak swoje, jakie ma prawo do skazywania własnego na ból samotności?
Ja się boję, że on będzie żądał aborcji... Ze swojej pieprzonej, samczej wygody.