Yhymmm, trzeba się tu otworzyć. Otóż chciałbym się zapytać czy to możliwe, że człowiek w ogóle może żyć bez seksu, oddając się innym zajęciom, bez szkody żadnej dla ogólnego funkcjonowania psychicznego? Taki stan rzeczy zauważyłem u siebie już od dłuższego czasu. Po prostu mi się nie chce. Nic mnie nie podnieca. Nawet gdybym miał obejrzeć jakiś film erotyczny w wersji hard, to zwyczajnie mnie to nie ruszy, wręcz przeciwnie, czułbym się zmuszony do podniecenia i zły że "trzeba". Nie wiem, po prostu nie chce mi się. Seks przestał mnie interesować, i szczerze to jakoś się tym nie martwię, tylko czy to jest normalne? Może nastąpił jakiś przesyt, gdyż rozmawiałem na ten temat ze swoją partnerką i ona ma tak samo, a nawet gorzej. Dążymy do innej relacji, do bliskości fizycznej ale nie z seksem, dążymy do bliskości duchowej. Seks nie jest czymś co było jeszcze nie tak dawno bardzo ważne, że jak był tydzień bez seksu, to <nerwica>, teraz seks na dwa tygodnie, trzy... I czujemy się z tym dobrze. Ale coś jednak mnie martwi. Czy słusznie?
Rutynowy seks może być tego przyczyną? Nie powiedziałbym. Po prostu ów spadek libido. Znudzenie partnerką? Nie. Bardzo lubię z nią przebywać. Może teraz są inne sprawy na głowie, a pożądanie wzrośnie wraz z nadejściem lata... Ehhh, głupstwa.
Proszę się ze mnie tylko nie śmiać.
Pozdrawiam