Bo ja w zasadzie to nie istnieję

Problemy z partnerami.

Bo ja w zasadzie to nie istnieję

Postprzez Samara » 11 maja 2010, o 21:49

Te myśli nie atakują mnie często, bo potrafię jest całkiem skutecznie odganiać. Ale kiedy jednak już się pojawiają, to dopieprzają z siłą walca drogowego. To jest po prostu jakaś masakra. I dziś znów się pojawiły i jak zwykle rozpieprzyły mnie w drobny mak.
Mam 22 lata. Jestem sama i w zasadzie zawsze byłam. Nigdy nie miałam „chłopaka”, nie mam nawet praktycznie żadnych, ale to ŻADNYCH doświadczeń w kwestii damsko męskiej. Nikt nigdy się mną nie zainteresował, a gdy to ja przejawiłam zainteresowanie zostałam bardzo szybko zgaszona. Nigdy więcej już potem nie odważyłam się na coś takiego. Zresztą, nawet nie było okazji,.
Tak jak pisałam, umiem sobie radzić z tymi dołującymi myślami, ale czasem one są silniejsze. Czuję się wtedy tak strasznie beznadziejna. Żałosna po prostu. Źle mi z tym, że jestem zawsze sama. Tu nie chodzi o to, że ja chcę mieć kogoś bo tak wypada, po wszyscy kogoś mają itp. Nie, nic z tych rzeczy. Ale chciałabym się wreszcie przekonać, że mogę być dla kogoś coś warta. Choćby na chwilę, choćby na krótką, cholerną chwilę. Chciałabym, żeby wreszcie się coś zdarzyło, cokolwiek. Nie umiem sobie poradzić z tym, to mnie przygniata. Czuję się tak cholernie nic nie warta.
Ja wiem, że to jest w kółko jedna i ta sama myśl. Że w kółko to wszystko jest w tym jednym, użalającym się tonie. Ale ja po prostu się tak czuję. Sama nie wiem co jest ze mną nie tak, co sprawia, że dla innych praktycznie nie istnieję. Choćbym nie wiem jak się starała, to jestem praktycznie niewidzialna. I paraliżuje mnie myśl, że choćbym nie wiem co robiła, to już tak pozostanie. Wiem, że zawsze już będę sama. Bo inaczej po prostu nie może być. Jaki normalny człowiek spojrzałby na kogoś takiego jak ja? Ani ładna, ani ciekawa, ani nic innego. Jak patrzę na swoich znajomych, na ludzi którym się udało, to pojąc nie mogę jak oni tego dokonali. Dla mnie po prostu jest to niemożliwe. Nie wyobrażam sobie teraz czegoś bardziej nieosiągalnego, niż to, że mogłabym z kimś być. Że w ogóle trafiłby się taki desperat, który by zwrócił na mnie uwagę. Już bardziej prawdopodobne jest trafienie szóstki w totka.
Mijają kolejne lata, za miesiąc będę miała już 23 lata. I nic się nie zmieniło w porównaniu do tego co było rok, dwa czy pięć lat temu. Nadal jestem tak samo sfrustrowana i tak samo samotna. Oczywiście nie okazuję tego na zewnątrz, na co dzień jestem naprawdę wesołym człowiekiem, nie smęcę nikomu tych swoich nędznych żali. Doskonale umiem się maskować. Ukrywam swoją samotność jak najwstydliwszą chorobę.
Piszę to wszystko z myślą, że może choć trochę mi ulży. Że może ktoś powie mi coś mądrego. Może znacie jakieś sposoby jak skutecznie, raz a dobrze wziąć się w garść. Bo dziś czuję się tak masakrycznie, że aż mnie to ściska w gardle. Odczuwam tak ogromny głód emocjonalny, że aż mnie to rozrywa od środka. Wiem, że powinnam się pogodzić ze swoją samotnością. Trudno, tak jest. Jednym się udaje, jednym nie. Jedni są tego warci, inni nie. Taka kolej rzeczy. Chciałabym nie myśleć o tym, pogodzić się z tym, nie łudzić się i nie czekać na zmiany, które i tak nie nadejdą. Ale... nie potrafię.
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 11 maja 2010, o 22:00

Witaj Samaro!

Piszesz, że jesteś nic nie warta dla nikogo. A dla siebie ile jesteś warta? Wyznaję od jakiegoś czasu zasadę ,,To, co dajesz, wraca do Ciebie". Mam na myśli to, że jeśli będziesz mówić, że zmiany nie nadejdą, to nie nadejdą, bo nie otwierasz się na nie. Twoja podświadomość w zdaniu, które wypowiadasz słyszy ,,nie nadejdą", nie może więc ich przyciągnąć, bo słucha Ciebie. Jeśli słyszy ,,nie", przyjmuje, że ich nie chcesz.

Fajnie, że na zewnątrz jesteś uśmiechnięta. Zacznij czuć ten uśmiech w sobie, powiedz wewnętrznie ,,tak, nadejdą, bo jestem tego warta". Jedno zdanie nic nie da, ale jak będziesz powtarzać to częściej, to zacznie to działać w Twoim życiu. Jedną kroplą też nie podlejesz ogrodu prawda?

Dlaczego uważasz, że uroda jest najważniejsza? Prawdziwe piękno znajduje się w środku człowieka. Co z tego, że dziewczyna jest ładną blondynką, jeżeli jest płytka? Faceci nie chcą ładnych i głupich. Facet chce kobiety rzeczowej, z osobowością a tego nie daje uroda...

Samaro czym zajmujesz się na co dzień? Sport jakiś, może uczelnia, praca?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez Samara » 11 maja 2010, o 22:11

kasiorek43 napisał(a):
Piszesz, że jesteś nic nie warta dla nikogo. A dla siebie ile jesteś warta?

Dla siebie...? Raz nic, raz trochę. Staram się w to wierzyć, że coś tam warta jestem, ale różnie z tym bywa.

kasiorek43 napisał(a):Dlaczego uważasz, że uroda jest najważniejsza?

Nie, nie uważam tak, źle mnie zrozumiałaś. Ale jest jednym z elementów człowieka, i to akurat na niego zazwyczaj najpierw zwraca się uwagę. A ja czasem na siebie patrzeć w lustrze nie mogę.

kasiorek43 napisał(a):Samaro czym zajmujesz się na co dzień? Sport jakiś, może uczelnia, praca?


Tak, studiuję, Jestem na pierwszym roku studiów (po raz trzeci zaczynam już studia, dlatego jestem już trochę starsza, mam lekkie "opóźnienie" w edukacji ;)). Nie narzekam na brak zajęć, mam wiele zainteresowań, mniej lub bardziej konwencjonalnych... Sportu jako takiego nie lubię, wyjątkiem jest rower, który jest moją wielka miłością. Nie pracuję, bo na razie nie sposób pogodzić to ze studiami (studiuję dziennie). I tyle w zasadzie...
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 11 maja 2010, o 22:24

Co z tego, że na pierwszy rzut idzie uroda. Czasem człowiek nam się podoba i nie wiemy czemu. Nie jest przystojniak z niego a ma takie wewnętrzne przyciąganie do siebie. Wiesz co mam na myśli? Czasem to drugiego człowieka fascynuje i w tym się zakochuje. Dwa takie wesela oglądałam :wink: .

No właśnie raz coś jestes dla siebie warta a raz nic. Jesteś warta wszystkiego co na tym świecie najlepsze. Jeśli czujesz, że akurat jest Ci gorzej i znaczysz dla siebie akurat te mniej, to pomyśl, dlaczego sama sobie robisz tą krzywdę i wypowiadasz te negatywne słowa? Dlaczego opuszczasz samą siebie? Wiesz, że w tym momencie jesteś dla siebie wrogiem? Opiekuj się sobą. Złap ten moment i pociesz siebie - wenętrzne dziecko, które być może się odzywa.

Fajnie studia :) Też chciałabym już na nich być a muszę średnie zrobić i nie mam jak. Zawodówka to nie był dobry wybór. Mam nadzieje, że w końcu się uda i obecna praca pozwoli. Też mam trochę tyły z edukacją. Nie jesteś sama :)

Masz wiele zainteresowań, to pewnie dają Ci one radość i satysfakcję. Kontakt z ludźmi też? Może poćwiczyłabyś swoje nowe podejście, podejście na ,,tak"? :wink:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez Samara » 11 maja 2010, o 22:57

kasiorek43 napisał(a):Masz wiele zainteresowań, to pewnie dają Ci one radość i satysfakcję. Kontakt z ludźmi też? Może poćwiczyłabyś swoje nowe podejście, podejście na ,,tak"? :wink:

Taak, moja zainteresowania dają mi wiele radości i satysfakcji. I bardzo je sobie cenię :)
Mój kontakt z ludźmi polega na głownie na kontaktach z kilkoma osobami ze studiów. Sporadycznie kilka osób z czasów liceum. Reszta się porozchodziła.

Podejście na "tak" generalnie mam na codzień. No, może oprócz tej jednej kwestii. Tak jak napisałam, czasem ogarniają mnie te ciemne myśli.. tak jak właśnie dziś.

kasiorek43 napisał(a): Jesteś warta wszystkiego co na tym świecie najlepsze.

Tu bym niestety mocno polemizowała.

kasiorek43 napisał(a):Dlaczego opuszczasz samą siebie? Wiesz, że w tym momencie jesteś dla siebie wrogiem?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem skąd to się we mnie bierze. Ale to jest po prostu silniejsze ode mnie - obawa przed tym, że nic nie znaczę i że to się nie zmieni po prostu mnie czasem paraliżuje. Ale to prawda - sama dla siebie bywam nie raz wrogiem i potrafię sobie dokopać tak bardzo, jak nikt inny by tego nie umiał. Choć staram się tego unikać.
To jest właśnie ten taki mój paradoks. Generalnie to jestem pozytywnie nastawiona do ludzi, świata. Ogólnie do życia. I jestem wesołym człowiekiem, mogę to powiedzieć bez najmniejszej przesady. Moi znajomi zawsze mówią że jestem :pierwszym kierownikiem zamieszania", że nikt nie potrafi tak świrować i robić bydła jak ja ;) wiec naprawdę, mam w sobie podejście pozytywne, podejście na "tak". Ale siebie samej nie lubię. Mam świadomość tego, że jestem po prostu żałosna.
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 11 maja 2010, o 23:08

Ja oczywiście nie jestem psychologiem, ale z mojego doświadczenia myślę, że ta otwartość, skłonność do robienia wokół siebie aury jest sposobem na zagłuszenie tego, co Cię dopada, tego, że siebie nie lubisz. Dobrze, że ta aura jest, i że jest pozytywna i niech zostanie. Fajnie by było gdybyś wprowadziła ją w swoje wnętrze. Może wtedy miałaby jeszcze większe działanie zewnętrzne. Doznała byś na pewno emocji, które pozwoliłyby Ci poczuć się szczerze szczęśliwą.
Znam Twój problem. Domyślam się o czym piszesz. Mi bardzo pomogły książki Louise L. Hay - ,,Możesz uzdrowić swoje życie" i ,,Poznaj moc, która jest w Tobie". Bardzo się w nich odnalazłam, wiele barier przełamałam. Zaczęłam siebie lubić i akceptować.

Masz podejście na ,,tak" na zewnątrz a nie masz go w środku. Mówisz, że pewnie nic się nie zmieni i tak beznadziejnie zostanie. Nie mówisz tego na zewnątrz prawda? To są Twoje wewnętrzne uczucia i mam na myśli raczej to, żeby to ,,tak" pojawiło się w tym wnętrzu.

Piszesz, że wątpisz, że zasługujesz na to, co najlepsze. Samaro a dlaczego? Jaki jest tego powód? Dlaczego inni tak a Ty nie?

Żałosna? - dlaczego?

Tak zastanawiam się jaką masz pozycję w domu? Dzieciństwo, jakie było? Czułaś się akceptowana, kochana czy żałosna?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez Samara » 12 maja 2010, o 00:14

kasiorek43 napisał(a):Ja oczywiście nie jestem psychologiem, ale z mojego doświadczenia myślę, że ta otwartość, skłonność do robienia wokół siebie aury jest sposobem na zagłuszenie tego, co Cię dopada, tego, że siebie nie lubisz.


Myślę, że sporo w tym racji. Ale to jest dość skuteczny sposób. Klasyczny mechanizm wyparcia, owszem. Ale skuteczny, pozwala na codzień funkcjonować normalnie. Czasem na chwile zawodzi, jak każdy mechanizm niestety. Ale ogólnie myślę, że pomaga mi to.

kasiorek43 napisał(a):Masz podejście na ,,tak" na zewnątrz a nie masz go w środku. Mówisz, że pewnie nic się nie zmieni i tak beznadziejnie zostanie. Nie mówisz tego na zewnątrz prawda? To są Twoje wewnętrzne uczucia i mam na myśli raczej to, żeby to ,,tak" pojawiło się w tym wnętrzu.

Nie, raczej nie mowię. Tzn kiedyś mówiłam, ale to już dawno minęło, przestałam sie już użalać nad sobą przed innymi. W niczym mi to nie pomagało, a tylko głupio się czułam. Obecnie bardzo rzadko wylewam swoje "żale". W zasadzie to nie robię tego w ogóle. Komu by się chciało tego słuchać?
W swoim wnętrzu to nie mam ani "tak", ani "nie". W swoim wnętrzu czuję niepewność. I czasami też strach.
kasiorek43 napisał(a):Piszesz, że wątpisz, że zasługujesz na to, co najlepsze. Samaro a dlaczego? Jaki jest tego powód? Dlaczego inni tak a Ty nie?

Nie wiem. Naprawdę, nie umiem sensownie odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, po prostu tak myślę. Jedni na coś zasługuja, inni nie. Jedni coś mogą, inni nie. Tak po prostu juz jest. Przywykłam już do tego, tak jest i staram się z tym pogodzić, ale wychodzi mi to z roznym skutkiem.

kasiorek43 napisał(a):Żałosna? - dlaczego?

Tak zastanawiam się jaką masz pozycję w domu? Dzieciństwo, jakie było? Czułaś się akceptowana, kochana czy żałosna?

Może słowo "załosna" nie jest tu idealne, ale cos w tym stylu. Dlaczego? Nie wiem. Po prostu jak patrzę na siebie to pierwsze co mi przychodzi do głowy to "żałosna". Załosna też dlatego, że ciągle marzę o rzeczach, które są dla mnie nieosiągalne (jak milosc). A czemu tak myślę? idealnie pasuje tu powiedzenie "nie dla psa kiełbasa".
Pozycja w domu? Sama nie wiem. Mieszkam z mamą. Nie mam niestety żadnego rodzeństwa. Ojciec jest gdzieś tam, sama nie wiem gdzie. Widuję go mniej więcej raz na rok, albo i rzadziej. Ale i tak defacto jest to dla mnie niemalże obcy człowiek, więc żebym tęskniła to nie powiem. Jest mi obojętny.
Dzieciństwo miałam normalne. Żadnych patologii typu alkoholizm w domu czy coś w tym stylu. Bylo trochę jazd rodziców kiedy jeszcze ojciec tu "pomieszkiwał". Ale jakos specjalnie się w to nie angażowałam. Więc sama nie wiem czemu jestem taka skrzywiona. I trudno mi powiedzieć, czy czułam sie kochana i akceptowana. Chyba powinnam powiedzieć że tak, ale też pewna nie jestem. Ale zawsze wiedziałam o tym, że sprawiam swojej mamie mnóstwo kłopotow (bo niestety tak było i chyba nadal tak jest) i nie czułam sie z ta myślą zbyt dobrze. Wiem, że gdyby nie ja, moja mama nie musiałaby sie tyle lat użerać z popieprzonym ojcem. A to na pewno nie wyszło jej na zdrowie.

Po ksiązki z chęcia siegnę, jednak najpierw musze uporać się z cholerną sesją... jutro mam pierwsze zaliczenie, a przez tego doła cholernego nawet nie dotknełam ksiązki.
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 12 maja 2010, o 01:36

W swoim wnętrzu to nie mam ani "tak", ani "nie". W swoim wnętrzu czuję niepewność. I czasami też strach.


Mi to wygląda mimo wszystko na ,,nie", ale może to zobaczysz w końcu sama.

Ja czytałam, że w każdej rodzinie, w której występuje jakaś destrukcja jest patologiczna... Nie należy brac tego określenia do siebie. Czujesz strach niepewność.

Piszesz, że gdyby nie Ty, to mama nie musiałaby się użerać z ojcem. Co zrobiłaś, że akurat przez Ciebie się musiała użerać? Dlaczego tak sądzisz? (Oczywiście nie musisz odpowiadać, to bardzo osobiste sprawy). W rodzinie alkoholowej są awantury i to działa destrukcyjnie na psychikę dziecka, ale w każdej rodzinie, w kótrej są awantury i problemy jakiekolwiek inne poza alkoholem, psychika dziecka także dostaje, ponieważ dziecko jest małe, bezbronne i zdane tylko na rodziców... Jeśli oni się awanturują na jego oczach, to jak ono ma się przy nich czuć? To może być awantura spowodowana np. rozwodem, niekoniecznie alkoholem.

Piszesz o jazdach rodziców - ile miałaś wtedy lat? Ojciec pomieszkiwał... Pomieszkiwał, to nie to samo, co mieszkał, był z nami, jeździliśmy wszyscy nad jezioro na przykład. Nie uważasz?

Ale jakos specjalnie się w to nie angażowałam. Więc sama nie wiem czemu jestem taka skrzywiona.


Myślę, że po prostu to wyparłaś, bo jako dziecko nie byłaś w stanie stawić temu czoła. To był Twój mechanizm obronny, którego tama raz po raz u Ciebie puszcza, jak i u każdego - u mnie też puszczała. To, co wyparliśmy jako dzieci jest w nas, gdzieś na dnie, ale wyłazi czasem, bo nie może się tam już zmieścić. Dlatego zaleca się psychoterapię, żeby te brudy wyciągnąć, przepracować i nauczyć się żyć na własnych regułach.
Ktoś kiedyś tutaj napisał mi to na przykładzie zatłuszczonego garnka, który najpierw trzeba włozyć do wody, wymoczyć. Wtedy brud się odkleja a garnek myje i ten cały bajzel spłukujesz do zlewu. Rozumiesz co mam na myśli?

Ja znacznie lepiej i skuteczniej poradziłam sobie z książkami. Psychoterapia nie dawała mi tego, czego na prawdę potrzebowałam. Znalazłam to właśnie w tych książkach, o których pisałam. Czytałabyś mnie kilka ładnych miesięcy temu... Na prawdę, jakby pisały dwie różne osoby. Ale każdy jest inny i potrzebuje czegoś innego. Książki bardzo polecam. Byłam i jestem bardzo zdeterminowana. Zalezy mi na własnym życiu, żeby ono było takie jakie sobie wymarzyłam.
Czym sprawiałaś mamie tyle kłopotów? Jesteś pewna, że Ty?

Ciekawi mnie dlaczego ze względu na Ciebie właśnie mama musiała się z ojcem użerać.

Nie wiem. Naprawdę, nie umiem sensownie odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, po prostu tak myślę. Jedni na coś zasługuja, inni nie. Jedni coś mogą, inni nie. Tak po prostu juz jest. Przywykłam już do tego, tak jest i staram się z tym pogodzić, ale wychodzi mi to z roznym skutkiem.


Serce mi pęka jak to czytam. Samarko nic nie jest Ci przydzielone odgórnie, przez los. Nie jesteś skazana na to, co jest. Twoją wolą jest to, co będzie, Twoim wyborem. Nikt nie powiedział, że Ty akurat nie możesz nic. Powiedz kto Ci to ciągle powtarza jak nie Ty sama? Kto jeszcze Ci to powiedział?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez ewka » 12 maja 2010, o 07:25

Samara napisał(a):Jedni na coś zasługuja, inni nie.

Nie sądzę, aby to była kwestia "zasług".

Gdybym była w takiej sytuacji, w jakiej jesteś Samaro - poszukałabym sobie jakieś działalności wolontaryjnej.


Samara napisał(a):Wiem, że gdyby nie ja, moja mama nie musiałaby sie tyle lat użerać z popieprzonym ojcem.

Taki był jej wybór - to poczucie winy jest tutaj zupełnie niepotrzebne.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 12 maja 2010, o 09:41

Taki był jej wybór - to poczucie winy jest tutaj zupełnie niepotrzebne.


Tak Ewo, to prawda. Fajnie jest umiec to rozgraniczyć, a jakie fajne uczucie nauczyć się to rozpoznać i zacząć wyrzucać ze swego zycia, to poczucie winy.
Niestety na to trzeba czasu i chęci pracy nad sobą. Ale warto, czuje się taką wolność, niezależność. Nie do opisania uczucie dla kogoś, kto myślał, że odpowiada za błędy lub wybory rodziców... Każdemu tego życzę. Warto poświęcić sobie czas, żeby doznać pewnych uczuć i otworzyć sobie drogę do wielu możliwości. Nie wszystkie drzwi otworzyłam, bo nie oszukujmy się nie wszystko jest proste, ale warto :) Lepiej się żyje :)
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez Samara » 12 maja 2010, o 12:42

ewka napisał(a):Gdybym była w takiej sytuacji, w jakiej jesteś Samaro - poszukałabym sobie jakieś działalności wolontaryjnej. [/color]


A w jakiej wg ciebie ja jestem sytuacji? Bo jakos dziwnie to zabrzmiało..
Co do wolontariatu to po pierwsze nie czuję ku czemus takiemu powołania, (jeden wyjątek: myślałam kiedyś o wolontariacie w schronisku dla zwierząt, ale w moim mieście do czegos takiego przyjmują ludzi tylko z weterynarii), a po drugie nie mam czasu na ogarnięcie swoich spraw, a co mówić na myślenie o cudzych... Wolontariat to zdecydowanie nie dla mnie.

Ok, zgadzam się, to był wybór mojej mamy. I to nie jest tak, że przyjmuję na siebie jakaś niepotrzebna odpowiedzialność. Po prostu wiem, że mogło być inaczej, ale nie obwiniam sie za to. Trudno żebym obwiniała siebie za to, że sie urodziłam ;) Zresztą, myślę, że sytuacja rodzinna raczej niewiele ma wspólnego z moim stanem ducha. Nigdy sie mocno nie angażowałam w sprawy rodzinne, moja rodzina jest bardzo mała i szczerze mówiąc to nie mam w niej zbyt bliskich osób. Mama jest wyjątkiem, ale też na wiele tematów nie mogłabym z nią porozmawiać np na ten na jaki my właśnie rozmawiamy.
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 12 maja 2010, o 13:08

---------- 12:54 12.05.2010 ----------

I to nie jest tak, że przyjmuję na siebie jakaś niepotrzebna odpowiedzialność. Po prostu wiem, że mogło być inaczej, ale nie obwiniam sie za to. Trudno żebym obwiniała siebie za to, że sie urodziłam Wink


Hmmm... Kochana a Ty sobie trochę nie przeczysz? Wczoraj pisałaś, że gdyby nie Ty, to mama by nie musiała użerać się z ojcem, a dziś twierdzisz, że nie obwiniasz się. Troche to się mija, bo ,,gdyby nie ja", to znaczy to samo, co ,,z mojej winy", tylko, że trochę inaczej są wypowiedziane słowa. Mylę się?

Zresztą, myślę, że sytuacja rodzinna raczej niewiele ma wspólnego z moim stanem ducha.


A co jak nie sytuacje rodzinne ksztautują naszą emocjonalność? Skąd wynosimy wzorce? Doświadczenia dzieciństwa czy to w domu, czy poza nim. Jednak dom odgrywa główną rolę.

Nigdy sie mocno nie angażowałam w sprawy rodzinne, moja rodzina jest bardzo mała i szczerze mówiąc to nie mam w niej zbyt bliskich osób.


O wypieraniu emocji pisałam.
Tutaj znów się mija mi cos, bo nie masz w rodzinie bliskich osób... No ok. ale czy uważasz, że brak osób nie może boleć?
Bolą nas nie tylko krzywdy, które bliscy ludzie nam wyrządzają, ale brak kontaktów, bliskości jest również dotkliwie bolesny. Wiem coś o tym... a czy właśnie nie piszesz głównie o samotności, nie tego m.in a nawet głównie dotyczył Twój pierwszy post?

Dobrze, że masz kontakt z mamą, bardzo dobrze z tym, że ja mam taki jak Ty, ze swoją matką. I wiem jak to jest, kiedy cos Cię boli i potrzebujesz kontaktu, ale nie chcesz, boisz się, nie wiesz czy możesz zaufać...

Czy to nie jest tak trochę przypadkiem co, Samarko?

---------- 13:08 ----------

Czasem tak jest, że boimy się tego, co możemy poczuć, gdy powiemy sobie głośno, przyznamy się do tego, co się dzieje np. powiesz: ,,Tak jestem samotna i bardzo mnie to boli. Czuję się bezwartościowa i nie mam nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać". Zaprzeczanie temu oszukuje umysł, jakby tego nie było, jakby było iluzją, bo boisz się bólu. Działa to tak, że dopóki nie powiesz czegoś głośno, nie przyznasz, że tak jest masz nadzieję, że to nie możliwe.

Oczywiście to nie musi dotyczyć Ciebie, ale tak mi się skojarzyło, jak wyłapuję Twoje przeczenia. Może boisz się, że poczujesz ten smutek i żal, kiedy przyjmiesz, że to Cię spotkało? Może przeczeniami uciekasz przed tym bólem?

Jedno mogę powiedzieć na pewno, że dopóki czegoś nie zobaczysz, czyli nie zgodzisz się z tym, że to akurat Cię spotkało, nie będziesz mogła tego pokonać. To tak jakbyś miała walczyć z niewidzialnym wrogiem. Trudno go uderzyć, kiedy go nie widać prawda?

Przyznanie się do bolesnej sytuacji oprócz minusu i9 ryzyka, że może boleć i możesz cierpieć ma też plus. Poznasz swojego wroga i będziesz mogła go pokonać...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez ewka » 12 maja 2010, o 13:32

Samara napisał(a):A w jakiej wg ciebie ja jestem sytuacji? Bo jakos dziwnie to zabrzmiało..

Nie miałam nic złego na myśli... tak mi się tłukło po głowie Twoje powiedzenie o "głodzie emocjonalnym". I to jeszcze: "Ale chciałabym się wreszcie przekonać, że mogę być dla kogoś coś warta. Choćby na chwilę, choćby na krótką, cholerną chwilę. Chciałabym, żeby wreszcie się coś zdarzyło, cokolwiek". Więc pomyślałam, że gdyby mi dokuczało coś takiego, to poszłabym w stronę wolontariatu. Myślę, że nie o takie zaspokojenie tego "głodu" Ci chodzi... ale to też byłoby uzupełnieniem tej dziury, którą odczuwasz. Rozumiem, że możesz nie czuć powołania - to była tylko propozycja pod ewentualną rozwagę.

To dobrze, że nie obwiniasz siebie "za mamę"... ja przeczytałam to dokładnie tak samo, jak Kasiorek - a że ona już to wytłumaczyła, to nie będę się powtarzać.

Trzym się
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Samara » 12 maja 2010, o 13:50

kasiorek43 napisał(a):
Czasem tak jest, że boimy się tego, co możemy poczuć, gdy powiemy sobie głośno, przyznamy się do tego, co się dzieje np. powiesz: ,,Tak jestem samotna i bardzo mnie to boli. Czuję się bezwartościowa i nie mam nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać". Zaprzeczanie temu oszukuje umysł, jakby tego nie było, jakby było iluzją, bo boisz się bólu. Działa to tak, że dopóki nie powiesz czegoś głośno, nie przyznasz, że tak jest masz nadzieję, że to nie możliwe.


Ależ ja to przyznaję w całej rozciągłości. Tak, jestem samotna i bardzo mnie to boli. Czuję się bezwartościowa i nie mam nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać. Doskonale o tym wiem, nie zaprzeczam temu. I to mnie właśnie najbardziej przygnębia. Ta cholerna świadomość tego, że jest jak jest i że tak już będzie zawsze. To jest po prostu przerażające.

Ewa, masz racje, nie o takie zaspokojenie "głodu" mi chodzi. A wolontariat tylko by wzmógł to odczucie, bo wiedziałabym, że sama siebie oszukuję i że próbuję się "zapchać" byle czym. Ja to tak odczuwam.

Mam cholerne wrażenie, że nie ma żadnego wyjścia z tej popieprzonej sytuacji.
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 12 maja 2010, o 13:55

O Kochana jest wyjście :D I powiem Ci więcej nikt nie ma prawa Ci dyktować czy i jak z tego wyjść. Możesz sama, na własnych warunkach. Czy to nie jest fajne? Nie daje na samą myśl poczucia wolności? Wystarczy zacząć :D

Może smęcę o tych książkach, ale idealnie by Ci przypasowały :D
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: akouseqaeqin i 145 gości

cron