Kochani - część już zna moją historię.
Długo wychodziłam z toksycznego związku, w którym miłość zamieniła się w obsesję, mężczyzna dzielił się między mnie a swoją przyjaciółkę jednocześnie próbując zamknąć mnie w złotej klatce. Ale nie o tym dziś mowa. Rozstaliśmy się ponad pół roku temu (listopad)...
Jakiś czas zajmowałam się sobą - swoimi pasjami, nową pracą, realizacją marzeń. Któregoś dnia marcowego poznałam kogoś i o ile byłam nieufna na początku - z biegiem randek zaczęłam się angażować. Jest i chemia, czego efektem jest jedna z bardzo spontanicznych i nieprzemyślanych nocy...
No bo spójrzcie... Ja myślałam, że nie mogę zajść w ciąże, bo próbowałam z tamtym dwa lata... No i za kilka dni miałam mieć okres. Coś tam nawet pokropiło...
Ja 29 lat, on 37... wcale nie dzieci...
Narazie jestem bardziej w szoku i przerażeniu.
Jeszcze nic nie mówiłam, dla pewności zrobię usg i w najbliższych dniach spotkamy sie, to mu powiem w oczy... I boję się...
Pierwsze bzykanko i taki efekt... on jest majętny i może pomyśleć, że próbuję go łapać na dziecko... jest zakochanie, nie ma jeszcze miłości... 300 km odległości od własnych domów...
W tym wszystkim jedyną pociechą jest to, że mam państwową pracę... ale jestem tam ledwie od miesiąca...
Sama pochodzę z takiej nocy... Tata był jeszcze w innym związku małżeńskim, szybko się "dla mnie" rozwiódł, przeprowadził do mamy z innego miasta i jest mi kochającym, wspierającym ojcem... Ale to mój tata.
Pan S. jest związany ze swoim miastem, opiekuje sie w nim matką, ma 3-letnią córkę, którą się zajmuje prawie co dzień... No i ten rozwód dopiero w toku (niby formalnie orzeczona przed pół roku separacja).
Chcę powiedzieć jedno
-CHOLERKA...
Miałam się uwolnić od toksycznych relacji... Wiem, co powiecie, pospieszyłam się z nowym związkiem... że nie wspomnę o totalnej nieodpowiedzialności w czasach, gdy prezerwatywy kupuje się nawet w automatach...