the hooded man napisał(a):
To całkiem normalne, że dla osoby niedoświadczonej w relacjach z płcią przeciwną pierwsze kontakty z nią mogą odrzucać. Przez swe niedoświadczenie popełniamy w nich błędy, często kompromiyujemy się w jakiś sposób, czy robimy inne niewłaściwe rzeczy. To może zniechęcać i obniżać motywację, ale skoro pragniemy uczuć, to nie pozostaje moim zdaniem nic innego, jak tylko iść w tej kwestii do przodu. W końcu nabierzemy doświadczenia i będziemy zachowywać się w takich tematach jak ryba w wodzie, bez żadnych obaw.
Tak, tylko jak to robić? Jak "iść do przodu" skoro nie ma dokąd? Skoro nie ma nikogo ani niczego...
Mam wrażenie, że ja jako dziewczyna/kobieta jestem niemalże niewidzialna.
the hooded man napisał(a):Naprawdę, szkoda się zniechęcać pierwszymi niepowodzeniami, gdyż jak minie parę lat, a Ty Samaro zaczniesz się coraz bardziej wycofywać, to może później doskwierać Ci samotność, którą będzie ciężko zwalczyć. Szkoda by było...
Tu nie chodzi o zniechęcenie, ale raczej o niemozność zrobienia czegokolwiek innego. Wiem, że brzmi to żałosnie, ale mam świadomość tego, że jestem osobą, który nikt normalny by nie zechciał. Ani ładna, ani mądra, ani ciekawa, ani nic. Nie mam nic do zaoferowania swoja osobą i nikt nie jest nią zaintresowany. I w zasadzie to nigdy nie był.
Ja sie nie wycofuję. Ja po prostu wiem, że sa pewne rzeczy, których nigdy nie osiagnę, których nigdy nie będe miała. Jak na ta chwilę nie wyobrażam sobie nic bardziej nieosiagalnego dla mnie niż to, aby ktokolwiek mógł mnie pokochac. To jest jakas abstrakcja zupelna. Bardziej realne wydaje mi sie trafienie 6 w totka. Miłość, związek - to są kategorie, które po prostu mnie nie dotyczą. Ja jestem daleko poza tym nawiasem.
Ta samotność która może przyjść za pare lat, o której piszesz doskwiera mi juz od dawna. To poczucie straszliwego kogos obok towarzyszy mi juz kilka lat. Więc to jest po prostu chleb powszedni.
the hooded man napisał(a):Dobrze Samaro, ale czy nie jest tak, że trzymasz się uporczywie jakiś nie do końca właściwych schematów? Nie zarzucam Ci niczego, ale chcę tylko, abyś zastanowiła się, czy czasem zmiana w jakiejś kwestii nie wyszłaby Ci na dobre. Czasem naprawdę człowiek potrzebuje zmian, aby się przełamać. Jak myślisz?
Nie, chyba źle mnie zrozumiałeś. Chodziło o zmiany w wyglądzie, nic poza tym. Generalnie to jestem człowiekiem otwartym na zmiany i nie uważam abym tzrymała sie jakichś schematów. Chodziło mi o kwestie wyglądu. Napoisałam że nie umiem i nie chce byc inna. Miałam na mysli to, że nie będę sie na siłe zmuszac do innego stylu ubierania niz ten który mi odpoawiada, po to aby wyglądac "lepiej". Nie będe sie tez malowac, bo po prostu tego nie lubię (pomiajać juz fakt, ze nawet nie umiem
). Nigdy nie będe chodziła w butach na obcasie, sukienkach czy spódnicach, bo źle sie w tym czuję i mam wrażenie, że jestem w przebraniu, a nie ubraniu. I nie będe sie zmuszać do zmiany tego, bo nie potarzebuję tej zmiany. Ubieranie się to najmniejszy problem w tym wszystkim. Ja potrzebuje wielkich zmian gdzie indziej: raczej w środku, niz na zewnągtrz siebie.