Co znaczy kochać?

Problemy z partnerami.

Postprzez wuweiki » 7 maja 2010, o 14:14

sikorkaa napisał(a):
Zgadzam się z Tobą Melody, że miłość to nie uczucie,

a ja sie nie zgodze i z tym zdaniem i z tym ze mel tak powiedziala ;)


i słusznie... takie życie
wuweiki
 

Postprzez sikorkaa » 7 maja 2010, o 14:16

a czemu wg Ciebie slusznie? (wybacz nie zczailam tych slow)
sikorkaa
 

Postprzez melody » 7 maja 2010, o 21:23

Bardzo mi jest miło, że tak tu na mnie czekacie :kwiatek: Podelektuję się tym jeszcze trochę i swoją odpowiedź przyniosę jutro. Dobrej nocy :misiu:
melody
 

Postprzez Justa » 7 maja 2010, o 21:57

melody napisał(a):Bardzo mi jest miło, że tak tu na mnie czekacie :kwiatek:


Czekają = kochają! ;-)
(wybacz, nie mogłam się oprzeć)

U nas też już nie ma motyli. Ale jest ciepło, szacunek, pewność i takie tam... ;-) W ogóle bardzo mi bliskie to, jak opisali miłość doduś i woman. (no niestety jako ścisłowiec po raz kolejny okazuję się kompletnym antytalenciem do wysławiania się i zgrabnego ubierania w słowa)
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez doduś » 7 maja 2010, o 22:56

ja mam dramatycznie ścisły i analityczny umysł ;) "szczęśliwie" moje emocjonalne pogmatwanie pozwala mi czasem nawiazać kontakt ze swoimi uczuciami. Dziewczyny jak to jest, kiedy Wasz mąż, chłopak jest poza domem i ma wrócić wieczorem, czy z pracy? Czekacie na niego? Tęsknicie za nim? Jaka dla Was jest różnica między czekać a tęsknić ?
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Sansevieria » 7 maja 2010, o 23:44

Czekam - praktycznie, technicznie, organizacyjnie i spokojnie. Czasem z lekką irytacją, jeśli się spóźnia. Tęsknię - czuję niepokój, brak, puste miejsce na wieszaku z płaszczami włazi mi w oczy...
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez melody » 8 maja 2010, o 09:35

Doduś, najpierw słówko do Ciebie, bo fajne pytanie postawiłeś. Powiem o sobie. Dla mnie tęsknota jest związana z niepokojem, z niepewnością, co do zobaczenia ukochanej osoby. Czekanie jest dla mnie spokojnym stanem umysłu, jest pewnością, że osoba ta wróci (czyli podobnie jak napisała Sanseviera).Choć między jednym a drugim jest cieniutka granica i gdzieś to się z pewnością zazębia.

Myślę, że kluczowe są nasze pierwsze doświadczenia, takie dziecięce jeszcze. Pierwszą ukochaną osobą dla dziecka jest matka, prawda? To z matką dziecko wytwarza pierwszą więź. Bywa, że matki porzucają swoje niemowlęta, tak emocjonalnie. Nie zaspokajają ich potrzeb, długo nie reagują na płacz. Niekoniecznie dlatego, że są wyrodne. Najczęściej dlatego, że same mają depresję, albo są w sidłach uzależnienia, czy cokolwiek. Albo też dziecko choruje i długo przebywa w szpitalu, gdzie matka rzadko je odwiedza, bo z różnych przyczyn nie może. Takie matki nie potrafią opiekować się dzieckiem, bo są do tej roli niedojrzałe (choć to je nie usprawiedliwia).
Dziecko na początku ma w sobie ufność, że matka przyjdzie do niego, kiedy ono płacze. Czeka spokojnie. A kiedy sytuacje wciąż i wciąż się powtarzają, to w końcu dziecko przestaje czekać na tą realną matkę i zaczyna tęsknić za matką, jakiej nie ma. Chroniczna tęsknota staje się fundamentem jego istnienia...

Czemu o tym napisałam? Bo moje własne doświadczenie wyraźnie mi pokazało, że to, jak budujemy nasze dorosłe związki jest w największym stopniu związane z tymi pierwszymi doświadczeniami, które najnormalniej w świecie kształtują naszą osobowość. Jasne, że spora część ludzi się nad tym nie zastanawia, po prostu żyją i już. Ale tutaj jest forum psychologiczne, ogromna część z nas korzysta, czy korzystała z jakiś form psychoterapii i możliwe,że doszliście do podobnych wniosków.

Ja sama jestem takim dzieckiem, jakie opisałam wyżej, bo takie miałam doświadczenia i ich nie cofnę. Natomiast strasznie dużo pracy wkładam w to, żeby przestać się wikłać w relacje, w których stale za czymś, bądź za kimś tęsknię, w których jestem samotna do szpiku kości i w których czuję się wielokrotnie emocjonalnie porzucana. Wydało mi się to ważne, aby w kontekście gadania sobie tu o miłości (najczęściej męsko-damskiej) zobaczyć, jak to jest z tą naszą pierwszą więzią. Heh... popłynęłam, wiem. Mam nadzieje, że nie zanudziłam. :wink:

Dziewczyny, na Wasze zapytanie zaraz coś tu napiszę, tylko sobie przeczytam je raz jeszcze.
melody
 

Postprzez sikorkaa » 8 maja 2010, o 09:55

doduś napisał(a): Dziewczyny jak to jest, kiedy Wasz mąż, chłopak jest poza domem i ma wrócić wieczorem, czy z pracy? Czekacie na niego? Tęsknicie za nim? Jaka dla Was jest różnica między czekać a tęsknić ?


ha ;) wyjales mi z ust to pytanie bowiem wczoraj z mym Lubym rozmawialismy na ten temat. u nas slowo tesknic zmienilo nieco na znaczeniu a to ze wzgledu na pewna zmiane organizacyjna w naszym zyciu. otoz bylismy zwiazkiem na odleglosc - przez 8 miesiecy widywalismy sie jedynie w weekendy (2, 3 dni) i z poczatku tesknilismy za soba slabo, potem coraz bardziej. bywalismy smutni i podirytowani, ze nie mozemy byc ze soba na co dzien. bylo niefajnie.
od 3 tygodni mieszkamy razem i roznica jest diametralna. jako ze przeprowadzilam sie do nowego miasta nie mam tu narazie pracy i odgrywam role kury domowej, z ta roznica ze zamiast pichcic obiadki - zrywam plytki z lazienki i kuchni (nawet nie wiecie jak kobieco i seksownie wygladam z mlotem pneumatycznym w rekach ;) ). moj Luby pracuje i w trakcie dnia nie tesknie, bo wiem ze wroci, ze wroci dzisiaj a nie za tydzien. zdarzylo nam sie spac 2 noce osobno - ja w domu, on na wyjezdzie z pracy - i kiedy rozmawialismy przez tel wieczorem i zyczylismy sobie wtedy dobrej nocy to bylo to juz zupelnie inaczej niz wtedy kiedy zasypialismy z tel w reku pareset kilometrow od siebie. zupelnie inaczej - bardziej pewnie i szczesliwie. bo obudze sie a on juz bedzie obok.

wszystkim zycze takiej Milosci jaka mnie spotkala. jest to cos naprawde wyjatkowego :serce2:
sikorkaa
 

Postprzez melody » 8 maja 2010, o 10:15

---------- 10:05 08.05.2010 ----------

sikorkaa napisał(a): jestem ciekawa jak Ty rozumujesz i pojmujesz takie slowa:

"(...)Miłość
nie pamięta złego;
Wszystko znosi,
wszystko przetrzyma
..."


Bardzo lubię "Hymn o miłości", natomiast całego listu w tej chwili nie pamiętam (musiałabym sobie przeczytać), toteż nie pamiętam kontekstu, w jakim ten hymn został w Piśmie osadzony.
Ja sama nie analizuję tych słów w kontekście miłości partnerskiej, lecz mają one dla mnie sens, gdy je ująć w szerszym znaczeniu.
Miłość jest dla mnie postawą, jaką możemy mieć wobec życia w ogóle.
Nie pamiętać złego, to mieć zdolność do wybaczenia (co nie jest tożsame z trwaniem w sytuacji, która krzywdzi), wybaczania również sobie samemu. Wszystko znosić i wszystko przetrzymać, to mieć w sobie - dzięki tej postawie miłości - głębokie poczucie sensu, który pozwala żyć; sensu, którego się trzymamy, gdy przeżywamy silny kryzys.
Miłość jako postawa - do siebie, innych ludzi oraz wszelkich istot; do świata, do życia... (dla mnie to jest ideał i wiem, że będę się tego uczyć całe życie) Takie widzenia miłości skłania mnie do iście egzystencjalnych rozważań.

---------- 10:15 ----------

Fragmentami będę odpowiadać, żeby mi coś nie umknęło. Tu do Ciebie Sikorka i do Ciebie Wuweiki.

sikorkaa napisał(a):aha, i jeszcze jedno - to tez mnie zaciekawilo - czekac na co?

Ano właśnie - czekać, lecz nie tęsknić. Choć wiem, że to strasznie sztuczny podział, bo jestem przekonana, że to się gdzieś tam zazębia. W każdym razie tęsknota jest bliższa stanu zakochania, czekanie - miłości.

Próbowałam odnaleźć wątek o miłości, jaki już kiedyś był na Psychotekscie i nie znalazłam. W każdym razie ktoś (nie pamiętam kto) opisał tam piękne czekanie swoich.., rodziców? dziadków? (no nie pamiętam), gdzie kobieta czekała całymi latami na ukochanego mężczyznę, który przebywał wtedy na zesłaniu(?) Rany, ciężko mi odwoływać się do czegoś, co tak mgliście pamiętam. W każdym razie dla mnie to było coś pięknego. O takim czekaniu pisałam.
melody
 

Postprzez biscuit » 8 maja 2010, o 13:24

kochać meżczyznę

to dla mnie znaczy również

pragnąć całym swoim umysłem, duszą i ciałem
być przez tego jedynego mężczyznę
wyruchana aż do utraty tchu
do utraty świadomości
aż będę od tego nieprzytomna i śmiertelnie zmęczona
i padnę
w poczuciu bezmyślnego szczęścia...
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez sikorkaa » 8 maja 2010, o 13:47

melody napisał(a):Próbowałam odnaleźć wątek o miłości, jaki już kiedyś był na Psychotekscie i nie znalazłam. W każdym razie ktoś (nie pamiętam kto) opisał tam piękne czekanie swoich.., rodziców? dziadków? (no nie pamiętam), gdzie kobieta czekała całymi latami na ukochanego mężczyznę, który przebywał wtedy na zesłaniu(?) Rany, ciężko mi odwoływać się do czegoś, co tak mgliście pamiętam. W każdym razie dla mnie to było coś pięknego. O takim czekaniu pisałam.


cos mi swita, ze lili cos podobnego pisala o swoim ojcu ktory gdzies wybywal na dlugie lata (za granice chyba do pracy czy jakos tak). o tym, ze widywali sie 2 razy w roku, na swieta. matka sie wszystkim zajmowala a po latach (chyba na emeryturze) byli juz razem. lili - weno tu wpaadnij i skonfrontuj czy dobrze mysle.
Ostatnio edytowano 8 maja 2010, o 14:38 przez sikorkaa, łącznie edytowano 1 raz
sikorkaa
 

Postprzez melody » 8 maja 2010, o 14:06

A być może, być może... a ja tu zaraz, że wojna, że zsyłka :wink:
melody
 

Postprzez sikorkaa » 8 maja 2010, o 15:47

biscuit napisał(a):być przez tego jedynego mężczyznę
wyruchana aż do utraty tchu

mowisz o seksie? czy jakis glebszy sens tegoz wyruchania mialas na mysli?
sikorkaa
 

Postprzez wuweiki » 8 maja 2010, o 22:38

Słusznie, bo myślę że warto mieć swoje zdanie. Ale to tylko moje myśli.
wuweiki
 

Postprzez cvbnm » 9 maja 2010, o 13:52

milosc
ostatnio mam mysl, ze milosc jest pewna energia, ktora sie przejawia na kilku poziomach. seksualnym, mentalnym, emocjonalnym, a nawet dotyka czegos co mozna nazwac duchowoscia.
oczywiscie osoba przezywajaca milosc cielesna nie bedzie sie dobrze porozumiewala z ta co kocha mentalnie albo duchowo. nie uwazam zebyto byly stopnie, na drabinie rozwoju, czyli ze mozna zalozyc ze jak bede sie starac kochac duchowo to bede lepszy. przeciwnie. stopien rozwoju detreminuje raczej poziom odczuwania milosci. osoba czujaca seksualnie bedzie sie czula troche niekochana przez te co kocha mentalnie.
tekst o milosci "ze wszystko przetrzyma" bedzie inaczej interpretowany przez maltretowana zone, przez porzucona kobiete, przez kochanke, itd. kazda osoba wg swoich "danych" realizuje "przetrzymywanie" i "Znoszenie wszystkiego " i td.
dla jednego bedzie to "przetrzymanie" kiedy zakochanie minelo i pojawia sie rutyna malzenska, dla innego - kiedy jest odrzucony, porzucony, i "znosi" to transformujac swoaj milosc z pragnienia bliskosci na pragnienie dobra "bezwzglednie"

w gruncie rzeczy milosc wydaje sie mi raczej mozolnym odkrywaniem siebie z"marchewka" blogostanu, ktory przyrzadza nam chemia organizmu.

generalnie mi daje najwiecej spokoju mysl, ze milosc jest odczuwaniem radosci. a kiedy jej nie odczuwam, to nie ma milosci.
za duzo cierpienia powoduje wiara w milosc i poswiecenie powodowane nadziejami z bajek.

zakałapućkałam sie cha cha...
niewazne

cos tam cos tam
cvbnm
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 151 gości