Dla mnie kochać, to m.in. czekać (czekać spokojnie, beż świrowania).
Właśnie, mnie też interesuje co miałaś na myśli Melody.
Ja z kolei widzę to tak, że w miłości nie ma czekania, bo nie ma oczekiwań. Można poczekać, dać komuś czas na to, aby sobie uporządkował swoje sprawy, przyjrzał się sobie, zajął sobą - gdy jest się z kimś w bliskiej relacji miłosnej i gdy o to prosi. Ale gdy ten ktoś, okazuje się, że mnie okłamywał w tym czasie "oczekiwania" to co? Co z tym zrobić? Kogo właściwie kochałam? Jego obraz, który przede mną stwarzał, a ja w swojej ufności, kochając - przyjmowałam. Nie jego.... bo się okazuje, że kim on jest? Który to on? Czym były słowa zapewnień, skoro mówiąc, że mnie bardzo kocha i nie ma innej - myślał o tej innej i całując mnie na pożegnanie - za chwilę wyruszał do niej, by z nią spędzać przyjemne chwile...?
Zgadzam się z Tobą Melody, że miłość to nie uczucie, to nie emocje i stany ekscytacji. Miłość jest odpowiedzialna ZA SIEBIE więc i za osoby, które do siebie zbliża. Bo inaczej to są tylko wielkie słowa, celowość, interesowność, pożądanie czy zauroczenie albo wręcz podłe wykorzystywanie.... ale nie miłość. Miłość albo jest, albo jej nigdy nie było. Miłości też nie zbuduje się, gdy wchodzi się w relację od początku zakłamaną.
Więc co ze mną, skoro kocham kogoś, kto oszukiwał po mistrzowsku?
Czy kocham? Kogo kocham? Czy to miłość?
Każdy może mówić za siebie....
Kocham więc po prostu człowieka, mogąc jednocześnie brzydzić się i nie chcieć mieć więcej do czynienia z jego postępkami.... z jego kłamstwami...
Zostawiam jego życie jemu.... to on wybrał taki sposób na życie.
W miłości jest współczucie.
Ale jest i wolność. Nie idzie się tam, gdzie nas nie chcą. Nie rzuca się pereł przed wieprze.