Takie zwykle jesteśmy... bo tak trzeba, bo inaczej nie umiemy, bo nie umiemy przysypiać i przesypiać, bo energia dana nam musi być przetworzona i musi coś z niej wynikać. Tak jest dobrze i tak powinno być (wg mnie).
Przychodziń dzień, kiedy dzielność się chowa i też chce sobie troszkę odpocząć - nie chce nam się, mamy dość, czujemy przeładowanie... i myślę, że to naturalna potrzeba i mamy do niej prawo. I że trzeba siebie wtedy też kochać... a może nawet jeszcze bardziej?
Jak ten czas przeczekać? Co z sobą zrobić? Gdzie i jak się rozładować i podładować, by energicznie wystartować... do następnego przystanku?
Ciekawią mnie Wasze sposoby i pomysły... ponieważ ja wystawim rogi i jestem raczej kanciasta w takim czasie - marzeniem moim jest znaleźć się w mysiej norce, jak to na swój użytek nazywam. Sama i samiutka, bez żadnych pytań na które trzeba odpowiadać, bez nikogo obok. Tak się zsamotnić aż do bólu i aby tęsknota porwała spowrotem do tego, od czego chciało się odpocząć... norka jest ciągle w sferze marzeń, bo niestety nie mam takich możliwości - pozostają spacery z psem;))
Piszę pod wpływem przeczytania postu Agik, co to nienawidziła wczoraj i na wymioty jej się zbierało. Na pewno Ci przeszło, Agik... ale zainspirowałaś mnie do tego, abyśmy może wzajemnie się do swoich norek zaprosiły.
Dobrego dnia... jeśli jest dzisiaj kiepski lub na taki się zapowiada - to pamiętajcie, że trwa tylko kilkanaście godzin