---------- 12:38 23.04.2010 ----------
ewka napisał(a):Terapeutka do pacjenta: proszę nie próbować rozumieć kobiety.
Zauważam, że dyskusja w tym wątku toczy się wobec tego jednego zdania. Nie wiemy natomiast nic na temat tego, w jaki sposób zostało ono powiedziane i w jakich okolicznościach. Nie wiemy też nic na temat relacji między osobą wspierającą, a wspieraną (co uważam za znaczące).
Takie zdanie mogło być wypowiedziane w formie żartu (a humor w terapii to nic złego, niejednokrotnie pozwala "złapać oddech", który jest bardzo potrzebny). Mogło to być też powiedziane w formie pewnej prowokacji (element prowokatywny w terapii również ma swoje uzasadnienie). Mogło też być rodzajem projekcji, jaka zaistniała (=> terapeuta, mówiąc w uproszczeniu, zafiksował się na czymś swoim w relacji z osobą)
ewka napisał(a):Zastanawiam się, czy potraktowanie pacjenta towarzysko (nawet przez chwilę) w swoim własnym gabinecie nie niesie jakiegoś ryzyka. W moim rozumieniu... dopóki on jest w gabinecie - jest pacjentem.
Według mnie nie, a ja w swoich poglądach odwołuję się do terapii Gestalt, czy innych terapii fenomenologiczno - egzystencjalnych (=> mamy jeszcze nurty psychoanalityczne, behawioralno-poznawcze i interakcyjne, oczywiście to, co teraz zrobiłam, czyli podział szkół psychoterapii na cztery wiodące nurty jest ogromnym i uproszczonym skrótem, bo tych jest znacznie więcej, natomiast uznałam, że na potrzebny tego wątku takie coś wystarczy)
Ja osobiście nie posługuję się nawet kategorią
pacjenta , lecz
klienta. Wbrew pozorom nie jest to gra słów. Za tymi pojęciami idzie przesunięcie granicy odpowiedzialności. Istnieje bowiem coś takiego jak atrybucyjne modele pomocy psychologicznej (arybucja => to przypisywanie odpowiedzialności, czyli poczucie własnego sprawstwa za problem bądź lokowanie winy w świecie zewnętrznym). I w tym kontekście "pacjent" nie jest odpowiedzialny ani za powstawanie problemów, ani za ich rozwiązanie, jest "uzależniony" od dyrektywności terapeuty (terapeuta wie lepiej). "Klient" natomiast jest odpowiedzialny za siebie i współtworzy proces terapii; "klient" nie jest odpowiedzialny za to, co mu kiedyś zrobiono, lecz odpowiada za to, co zrobi z tym, co mu kiedyś zrobiono (terapeuta działa w sposób niedyrektywny, nie narzuca swoich objawionych prawd, bo ich nie posiada)
Rolą terapeuty według moich poglądów i według tego, co mnie nauczono jest przede wszystkim być autentycznym i świadomym tego, co się mówi, po co i do kogo. Tym samym nie potrafię ocenić tego zdania wyrwanego z kontekstu spotkania terapeutycznego, bo nie mam wiedzy na temat - jak już powiedziałam - sposobu wypowiedzi, kontekstu, toczącej się relacji...
Mam nadzieję, że byłam czytelna. Trudno mi było opisywać pewne zjawiska występujące w terapii w takiej pigułce.
---------- 12:41 ----------PS. Kiedyś mój nauczyciel terapii powiedział coś takiego, że zadaniem terapeuty nie jest zrozumienie klienta, lecz dopomożenie klientowi w tym, by ten lepiej zrozumiał samego siebie.
Dodam jeszcze, że dla mnie ważniejsza od zrozumienia - siebie, jako kobiety, innych kobiet, czy mężczyzn - jest akceptacja. Mogę czegoś w sobie (lub w Tobie) nie rozumieć (naprawdę mam takie prawo), ale akceptuję siebie (i Ciebie) jako człowieka.
---------- 13:10 ----------ewka napisał(a):(...)kobietom baaardzo często wydaje się, że skoro kocha, to ma się domyśleć
Potrzeba, aby ktoś się domyślił, co ja czuję i myślę jest potrzebą z obszaru narcyzmu, naprawdę można nad tym popracować