Zrozumieć kobietę

Problemy z partnerami.

Zrozumieć kobietę

Postprzez ewka » 23 kwi 2010, o 09:38

Terapeutka do pacjenta: proszę nie próbować rozumieć kobiety.

Powiem, że mnie trochę zszokowało... może dlatego, że rozumienie pewnych zachowań i mechanizmów drugiej strony zawsze wydawało mi się jedną z ważniejszych rzeczy, które przecież ułatwiają życie.

Ciekawią mnie Wasze opinie.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez woman » 23 kwi 2010, o 09:40

Serio piszesz Ewka?
To jakies zarty są.
Przecież kobieta też człowiek, a terapia pozwala nam chyba właśnie poznać pewne mechanizmy psychiki czlowieka, uczy odpowiednio reagować.
Zrozumienie wydaje mi się tu kluczową kwestią.

No chyba że ten ktoś zamiast skupiać się na sobie przede wszystkim, próbował roztrząsać meandry cudzej psychiki, a nie o to w terapii chodzi.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez sikorkaa » 23 kwi 2010, o 09:47

ja mam czasem tak, ze sama siebie nie rozumiem, a co dopiero drugiego czlowieka :bezradny:
sikorkaa
 

Postprzez ewka » 23 kwi 2010, o 09:50

Serio Woman, serio całkiem.

No chyba że ten ktoś zamiast skupiać się na sobie przede wszystkim, próbował roztrząsać meandry cudzej psychiki, a nie o to w terapii chodzi

Też o tym pomyślałam... jednak pacjent stwierdził, że odebrał to jako "w ogóle".
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sansevieria » 23 kwi 2010, o 09:54

Jak na stwierdzenie terapeutki do pacjenta w terapii to co najmniej "niezręczne", tak bym to okresliła. Niejasne. A terapeuta jak dla mnie to powinien się wyrażać jasno. Bo pacjent dosć ma problemów i dodawanie mu jeszcze zastanawiania się nad tym "co terapeuta miał na mysli" to chyba przesada. Tak mi jakoś bardziej towarzysko niż terapeutycznie brzmi.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez doduś » 23 kwi 2010, o 09:55

zachowania i reakcje to jedna strona. A emocje, ich sposób "rodzenia się" to druga strona. Zwróćcie dziewczyny uwagę, że wszelkie poradniki poprzez rozumienie drugiej osoby "rozumieją" poszanowanie zachowań, prawa do odrębności, emocji i czucia. Myślę, że można ogólnie dopasować, że pewne bodźce generują pewne zachowania - jako schemat i uogólnienie, powiem nawet zaszufladkowanie, ale męzczyzna raczej nie ma szans zrozumieć emocji i uczuć kobiety. Jego zrozumienie kobiety ma polegać na ich poszanowaniu...
tak sobie myslę tylko... :roll:

Jeszcze rozwinę. Ta sama akcja powoduje często zależnie od płci, inne reakcje. Czyli to co zrobiłbym ja w danej sytuacji wcale nie oznacza, że tak samo zrobi kobieta. A roztrzasanie dlaczego Ona zrobiła inaczej niz zrobiłbym ja nie przyniesie mi prawoidłowej odpowiedzi, bo natura kobiety jest inna niż mężczyzny. Dopiero gdy Ona mi powie - wiesz ta akcja wywołała taką moją reakcję bo ja czuję że... To dopiero wtedy jestem w domu i mogę powiedzieć że ROZUMIEM Kobietę. Sam często mówię do Żony, wiesz, ale ja tego nie rozumiem, prosze wyjaśnij mi. NIe próbuję zrozumieć sam, bo moje wnioski w przytłaczającej większości były błędne!! :)
I śmiała teza ale nie boję się jej postawić. Mężczyzna może zrozumieć Kobietę pod jednym warunkiem. Jeśli Ona tego zechce i otworzy przed nim swoją duszę. :) :)
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Sansevieria » 23 kwi 2010, o 11:06

Dodus, pytanie za 100 punktów: czy ta sama akcja powoduje inne reakcje zależnie od płci. Dla mnie to jest za daleko idące uproszczenie. Zapewne dlatego, że ja mam bardzo "męskie" reakcje na wiele akcji.
Dla mnie dzielenie reakcji na męskie i kobiece grozi pojawieniem się stereotypowego postrzegania, a to raczej w terapii dobre się nie wydaje.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez doduś » 23 kwi 2010, o 11:25

San...
stąd dodałem często. Jasnym jest, że nie ma reguły. A jeśli dodać do tego odmienność płci, to wdając w to elementy rachunku prawdopodobieństwa ( :) ) liczba możliwch reakcji na akcję dodatkowo zwiększa się :) Ale racja, przyjąłem duze uproszczenie. Są jednak pewne zauważalne przejawy "typowych" dla płci zachowań. Dziewczynki znacznie rzadziej biją się niż chłopcy. Różni nas testosteron i estrogen i niewątpliwie różni nas sposób myślenia - to sądzę potwierdzi każdy psycholog. A stąd... :)

Co do stereotypów czy możesz wyjaśnić co rozumiesz poprzez stereotypowe postrzeganie w terapii? Nie rozumiem :) Twojej myśli a nie chcę sobie dorabiać błędnego wytłumaczenia :)

TEstosteron i estrogen to też oczywiście uproszczenie i mam tego świadomość. Dyskusja pisemna mocno ogranicza mozliwość uszczegółowienia toku myślenia w związku z tym wymusza pewne uproszczenia
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 23 kwi 2010, o 11:49

---------- 11:42 23.04.2010 ----------

Sansevieria napisał(a):Jak na stwierdzenie terapeutki do pacjenta w terapii to co najmniej "niezręczne", tak bym to okresliła. Niejasne. A terapeuta jak dla mnie to powinien się wyrażać jasno. Bo pacjent dosć ma problemów i dodawanie mu jeszcze zastanawiania się nad tym "co terapeuta miał na mysli" to chyba przesada. Tak mi jakoś bardziej towarzysko niż terapeutycznie brzmi.

Zgadzam się.
Zastanawiam się, czy potraktowanie pacjenta towarzysko (nawet przez chwilę) w swoim własnym gabinecie nie niesie jakiegoś ryzyka. W moim rozumieniu... dopóki on jest w gabinecie - jest pacjentem.


---------- 11:49 ----------

doduś napisał(a):I śmiała teza ale nie boję się jej postawić. Mężczyzna może zrozumieć Kobietę pod jednym warunkiem. Jeśli Ona tego zechce i otworzy przed nim swoją duszę. :) :)

No owszem... tak byłoby pięknie i podręcznikowo nawet - jednak kobietom baaardzo często wydaje się, że skoro kocha, to ma się domyśleć. Lub inaczej - chyba mnie nie kocha, bo nie domyśla się, co ja czuję i czego oczekuję;)))
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 23 kwi 2010, o 12:15

z traktowanie pacjenta to nie wiem, problem po stronie pacjenta moze się pojawić, jeśli nie będzie potrafił zachować dystansu wobec siebie

co do domyślania się czego oczekuje Kobieta :) Wy nam każecie się domyślać, my się mylimy i kłopoty, niestety, gotowe :(
Jaki z tego morał ? Znowu z psychologicznych książek. Uczyć się komunikacji. Mówić o swoich pragnieniach i potrzebach a nie oczekiwać, że druga strona jest jasnowidzem. A do drugiej strony nie domyślać się, tylko pytać, pytać i jeszcze raz pytać. A wszystko to razem nazywa się rozmowa :)
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Bianka » 23 kwi 2010, o 12:20

Dla mnie najwazniejsze jest zrozumienie, dlatego zawsze mój mąż ma podane jak na tacy zeby nie musial sie niczego sam domyslac bo wtedy dochodzi najczesciej do nieporozumien..i zeby sie nawet nie starac, zakladac klęske od początku, to tylko konował mógł powiedzieć :?
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez melody » 23 kwi 2010, o 13:10

---------- 12:38 23.04.2010 ----------

ewka napisał(a):Terapeutka do pacjenta: proszę nie próbować rozumieć kobiety.

Zauważam, że dyskusja w tym wątku toczy się wobec tego jednego zdania. Nie wiemy natomiast nic na temat tego, w jaki sposób zostało ono powiedziane i w jakich okolicznościach. Nie wiemy też nic na temat relacji między osobą wspierającą, a wspieraną (co uważam za znaczące).
Takie zdanie mogło być wypowiedziane w formie żartu (a humor w terapii to nic złego, niejednokrotnie pozwala "złapać oddech", który jest bardzo potrzebny). Mogło to być też powiedziane w formie pewnej prowokacji (element prowokatywny w terapii również ma swoje uzasadnienie). Mogło też być rodzajem projekcji, jaka zaistniała (=> terapeuta, mówiąc w uproszczeniu, zafiksował się na czymś swoim w relacji z osobą)

ewka napisał(a):Zastanawiam się, czy potraktowanie pacjenta towarzysko (nawet przez chwilę) w swoim własnym gabinecie nie niesie jakiegoś ryzyka. W moim rozumieniu... dopóki on jest w gabinecie - jest pacjentem.

Według mnie nie, a ja w swoich poglądach odwołuję się do terapii Gestalt, czy innych terapii fenomenologiczno - egzystencjalnych (=> mamy jeszcze nurty psychoanalityczne, behawioralno-poznawcze i interakcyjne, oczywiście to, co teraz zrobiłam, czyli podział szkół psychoterapii na cztery wiodące nurty jest ogromnym i uproszczonym skrótem, bo tych jest znacznie więcej, natomiast uznałam, że na potrzebny tego wątku takie coś wystarczy)
Ja osobiście nie posługuję się nawet kategorią pacjenta , lecz klienta. Wbrew pozorom nie jest to gra słów. Za tymi pojęciami idzie przesunięcie granicy odpowiedzialności. Istnieje bowiem coś takiego jak atrybucyjne modele pomocy psychologicznej (arybucja => to przypisywanie odpowiedzialności, czyli poczucie własnego sprawstwa za problem bądź lokowanie winy w świecie zewnętrznym). I w tym kontekście "pacjent" nie jest odpowiedzialny ani za powstawanie problemów, ani za ich rozwiązanie, jest "uzależniony" od dyrektywności terapeuty (terapeuta wie lepiej). "Klient" natomiast jest odpowiedzialny za siebie i współtworzy proces terapii; "klient" nie jest odpowiedzialny za to, co mu kiedyś zrobiono, lecz odpowiada za to, co zrobi z tym, co mu kiedyś zrobiono (terapeuta działa w sposób niedyrektywny, nie narzuca swoich objawionych prawd, bo ich nie posiada)

Rolą terapeuty według moich poglądów i według tego, co mnie nauczono jest przede wszystkim być autentycznym i świadomym tego, co się mówi, po co i do kogo. Tym samym nie potrafię ocenić tego zdania wyrwanego z kontekstu spotkania terapeutycznego, bo nie mam wiedzy na temat - jak już powiedziałam - sposobu wypowiedzi, kontekstu, toczącej się relacji...

Mam nadzieję, że byłam czytelna. Trudno mi było opisywać pewne zjawiska występujące w terapii w takiej pigułce.

---------- 12:41 ----------

PS. Kiedyś mój nauczyciel terapii powiedział coś takiego, że zadaniem terapeuty nie jest zrozumienie klienta, lecz dopomożenie klientowi w tym, by ten lepiej zrozumiał samego siebie.

Dodam jeszcze, że dla mnie ważniejsza od zrozumienia - siebie, jako kobiety, innych kobiet, czy mężczyzn - jest akceptacja. Mogę czegoś w sobie (lub w Tobie) nie rozumieć (naprawdę mam takie prawo), ale akceptuję siebie (i Ciebie) jako człowieka.

---------- 13:10 ----------

ewka napisał(a):(...)kobietom baaardzo często wydaje się, że skoro kocha, to ma się domyśleć

Potrzeba, aby ktoś się domyślił, co ja czuję i myślę jest potrzebą z obszaru narcyzmu, naprawdę można nad tym popracować :)
melody
 

Postprzez doduś » 23 kwi 2010, o 13:18

Melody myślę, że dotknęłaś sedna sprawy. Kontekst i forma mają ogromne znaczenie. Podobnie jak relacja klienta z terapeutą.
Ja sam w swojej terapii stawiam się w roli Klienta. Chodzę do terapeuty po wyjaśnienia pewnych mechanizmów, wskazanie czy obrany przeze mnie kierunek jest prawidłowy lub w jakim kierunku powinienem się udać. Ale Nie zmienia to faktu, ze terapeuta nie jest dla mnie guru, że wielokrotnie wchodze z nim w spory nie zgadzając się z pewnymi tezami (i czasem okazuje się, że mam rację a moje argumenty nie są wynikową mojego problemu lecz innego punktu widzenia)
Dla mnie najwazniejsze jest zrozumienie, dlatego zawsze mój mąż ma podane jak na tacy zeby nie musial sie niczego sam domyslac bo wtedy dochodzi najczesciej do nieporozumien..

Bianka jak widzisz nie pozostawiasz męża samego bijącego sie z myślami tylko kawę na ławę. On rozumie o co Ci chodzi, bo komunikujesz mu o tym.
Moim zaniem :) kontekst tej wypowiedzi terapeutki był taki : nie łam sobie głowy co Ona ma na myśli. Akceptuj Ją jaka jest a jesli czegoś nie rozumiesz PYTAJ, niech ci wyjaśni :) Nie próbuj na własną rękę bo wtedy, jak napisała Bianka, nieporozumienia są gotowe... 8)
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Sansevieria » 23 kwi 2010, o 13:34

Melody, wprawdzie faktycznie dyskutujemy nad jednym zdaniem wyrwanym z nieznanej nam całości, ale Ewka napisała dalej, że "pacjent to zrozumiał jakoś ogólnie" i z kontekstu wnoszę, że nie poczuł się z tym dobrze.
I zgadzam się z Ewką, że potraktowanie towarzysko pacjenta, a również klienta w terapii niesie za sobą ogromne ryzyko. Humor w terapii może być czymś złym. Nawet bardzo złym. Nie musi, ale na pewno może.
A co do nazewnictwa, to zupełnie z prywatnych odczuć - jedno co mnie osobiście bardzo nie odpowiadało w nurcie fenomenologiczno - egzystencjalnym (szeroko pojmowanym) to właśnie to, że byłam klientką, nie pacjentką. Samo konkretne słowo. Bo ja, całkiem konkretna ja, mam takie a nie inny odbiór tego słowa i wcale się nie zamierzam w tym zmieniać :) Co oczywiście do dyskusji nic specjalnego nie wnosi, ale nie zawsze muszę wnosić samą powagę, mam nadzieję. :)
Doduś, oczywiście że stereotypy nie biorą się z powietrza. Natomiast w momencie, w którym terapeuta przyjmie za pewnik, że kobiety i mężczyzn różni sposób myślenia z racji płci, to może się zdarzyć blokada w konkretnej terapii konkretnej osoby. Są takie pół żartem testy na "płeć mózgu". Ja według nich to jestem zdecydowanie bardziej facet niż kobieta. I wydaje mi się, że terapeuta w tej kwestii powinien zachować daleko idącą ostrożność. Bo jesli będzie mi nieświadomie przypisywał "kobiecy" sposób reagowania czy postrzegania, to tylko zamęt z tego terapeutyczny wyniknie. Tak mniej więcej. A jak Ty zrozumiałeś to moje zdanko z poprzedniego posta?
Poza tym kwestia "domyślania się" od działa w obie strony, nie tylko kobiety "każą się domyślać", meżczyźni też. Kobieta źle się domyśla i kłopoty gotowe :D
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez melody » 23 kwi 2010, o 13:47

Sansevieria napisał(a):Melody, wprawdzie faktycznie dyskutujemy nad jednym zdaniem wyrwanym z nieznanej nam całości, ale Ewka napisała dalej, że "pacjent to zrozumiał jakoś ogólnie" i z kontekstu wnoszę, że nie poczuł się z tym dobrze.

Ja przeczytałam, że osoba wspierana zrozumiała to jakoś ogólnie, natomiast jak się poczuła, to tego nie wiem i moim zdaniem, to z kontekstu nie wynika. Z tego, co mówisz, to ja słyszę, że Ty by się poczuła z tym źle na miejscu tej osoby, co Ty na to?

Sansevieria napisał(a):I zgadzam się z Ewką, że potraktowanie towarzysko pacjenta, a również klienta w terapii niesie za sobą ogromne ryzyko. Humor w terapii może być czymś złym. Nawet bardzo złym. Nie musi, ale na pewno może.

Rozumiem. Ja się z tym nie zgadzam, ponieważ moje osobiste doświadczenia z psychoterapią oraz moje poglądy ukazują mi coś innego. Poczucie humoru u terapeuty uważam za jedną z tych osobistych cech, które są bardzo wskazane w tym zawodzie. To, o czym Ty piszesz jest stanowiskiem zupełnie opozycyjnym i na temat tego stanowiska już się nie wypowiem, bo to nie jest moja bajka. Stanowisk jest wiele, prawda? Jedne czujemy bardziej inne mniej.
melody
 

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 183 gości

cron