Witam Was wszystkich serdecznie.
Właściwie mogłabym w każdym dziale założyć jakiś temat- tak nieposkładane życie mam ostatnio, ale chyba najbardziej potrzebuję napisać właśnie tu...
Siedzę teraz przed komputerem a mój mąż śpi. Jakiś "kolega" z pracy odchodzi na emeryturę, więc kilka piwek się po dniówce wypiło ( namawiali na wódkę podobno, mój małżonek wspaniałomyślnie odmówił.) No więc śpi teraz, czasem zamruczy coś przez sen. A ja staram się stukać w klawiaturę najciszej jak można, żeby go nie obudzić, niech już śpi do rana.. Czuję stres, ścisk w żołądku, czuję go często choć nie bardzo wiem czemu. Mąż nie stosuje przemocy, czasem tylko jest bardzo "zaczepliwy". Często się kłócimy.
Nie wiem po co mi to, ale chciałabym wiedzieć.. czy mogę się jeszcze łudzić, że coś się zmieni. Czasem chciałabym wiedzieć, że to alkoholizm, może łatwiej było by odejść (choć wcale tego nie chcę), a może po prostu przestałabym brać odpowiedzialność za to, co się dzieje, na siebie. Nie wiem.
Mój mąż lubi sobie wypić. Nie przychodzi do domu zalany, nie obija się o meble, nie urywa mu się film, nie bije mnie, nie przepuszcza całej wypłaty na picie..
Ma wielu znajomych, pracuje na kopalni, "przecież to taka śląska tradycja po pracy napić się piwa". W miesiącu zdarzają się średnio 3 dni, kiedy nie ma w ustach w ogóle alkoholu. W pozostałe dni to różnie, zazwyczaj ok 2-3 piwa po pracy (choć nie mam pewności- czasem wygląda na więcej, czasem w ogóle nie widać, że coś pił). Kilka razy w miesiącu przychodzi do domu wstawiony. Wódka- owszem, ale głównie na uroczystościah rodzinnych, czy imprezach typu wieczór kawalerski.
Jesteśmy małżeństwem trochę ponad 2,5 roku, mamy 2-letnie dziecko. W dniu ślubu tak pięknie obiecywał, że teraz już będę tylko ja i maluszek, że koledzy i piwo zejdą na dalszy plan. Dzień przed moim zgłoszceniem się do szpitala (ciązą była przenoszona) na "rodzenie" mąż poszedł na mecz. Wrócił o 4 rano, zasnął w barze, nie słyszał jak wydzwaniałam.. Nie muszę chyba pisać jaki to był stres.
Trudno ze mną żyć, mam problemy ze sobą, emocjonalne i zupełnie nie do zaakceptowania, często "obrywało się jemu", był cierpliwy.. do czasu.
Na pierwszej wizycie u psychologa pani zapytała czy ktoś w mojej rodzinie jest alkoholikiem, gdyż zdradzam wiele objawów współuzależnienia. W trakcie terapii stwierdziła, że mój mąż najprawdopodobniej ma "jakiś problem z alkoholem" (Tak na marginesie już nie chodzę na terapię, to było w krytycznym dla mnie momencie- ok 1,5 roku temu).
Mój mąż często powtarza, szczególnie w złości, że to moja wina, że gdybym była normalna, to nie pił by w ogóle, że miałby ochotę wracać szybko do domu, gdyby czekała na niego pogodna i uśmiechnięta zona Może ma rację..
Boję się kiedy po tych 2-3 piwach przychodzi i nagle chce wziąć dziecko na spacer. No przecież nie jest pijany, o co mi chodzi?? A ja jednak jakoś mu wtedy nie ufam. Jego to strasznie denerwuje, zupełnie mnie wtedy nie rozumie, obraża się.
Widziałam już wielu alkoholików. Nie, mój mąż nie jest jednym z nich- tak mi coś w środku podpowiada. Więc czemu nie przestanie pić? Bo mnie nie kocha? Bo ja sobie tylko ubzdurałam, że mi to przeszkadza? Często mnie pyta co w tym złego, przecież nie przychodzi pijany do domu, nie krzywdzi nas, pracuje uczciwie, zarabia i nas utrzymuje A ja nie wiem co odpowiedzieć.
Jest mi źle.. Jestem sama.. W sumie nie zadałam Wam żadnego konkretnego pytania, więc równie dobrze możecie nic nie odpisywać. Po prostu muszę to gdzieś wyrzucać, a nie mam już gdzie. W każdym zakamarku mojego mózgu są już upchniete jakieś problemy..
Dziękuję za przeczytanie. Jakoś mi chaotycznie wyszło, tak się roztrzęsłam wewnętrznie, że nie umiem składniej napisać.