chcę pomóc mojej Żonie, kobiecie głodnej uczuć

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 16 kwi 2010, o 19:33

doduś napisał(a):To wszystko jest tak cieżkie, że dziwię się czasem sobie ,że nie tracę nadziei.

Nie wolno Ci jej tracić! Nadzieja daje siłę, a tej potrzebujesz sporo, bo... cokolwiek i jakkolwiek - musisz mieć w środku wszystko uporządkowane, aby w ogóle funkcjonować i żyć najnormalniej, jak się tylko da.

Trochę się nie dziwię jej niewiary... jeśli większa część wspólnego życia przebiegała jakoś tam, ale niezbyt ciekawie - musi też jakiś czas minąć, by przemianę widzieć. I pewnie nie chodzi o tydzień czy dwa. Wybaczenie (i Tobie i sobie) mogłoby jej pomóc dobrze w tym nowym życiu wystartować... ale do wybaczenia trzeba dojrzeć, taka wola musi narodzić się w środku... czy można z zewnątrz jakoś na to wpłynąć? Nie wydaje mi się. Trzeba "robić swoje" i mieć nadzieję, że dostrzeże, jak zbawiennie wybaczenie działa. Oczywiście niczego nie gwarantuje, ale może dać wewnętrzny spokój, a wewnętrzny spokój jest nie do przecenienia...zamknąć wszystko stare i ruszać w nowe. Może opowiedz jej o lusterku?

Pozdróweczka. Jak się miewasz? Jak się miewacie?

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 19 kwi 2010, o 09:41

O lusterkach mówiłem :) To trudne dla Niej i dla Mnie. Wszystko jest trudne. Ja też nie potrafię sobie wielu spraw wybaczyć. A co dopiero Jej. Choć wybaczyć Jej jest mi chyba łatwiej. Weekend minął dobrze. Spokojnie. Już ponad tydzień jak się nie pokłóciliśmy ;) Wczoraj rozmawialiśmy. Oboje mamy do siebie dużo żalu i złości. Powiedziała mi, że nie wie czy będzie potrafiła mnie pokochać. , że dziś nie potrafi mi zaufać, że nie zranię Jej emocjonalnie. I to wszystko prawda. Kiedy nie wracamy do bolesnej przeszłości, kiedy żyjemy chwilą Ania mówi dużo o przyszłości w kontekście " za kilka miesięcy trzeba będzie zrobić...", czy "za jakis czas zrobisz dla nas..." . Sens tego co mówi jest taki, że to jakby planował przyszłość, w której jesteśmy we troje. Kiedy jest dobrze chcialaby się do mnie przytulić, zasnąć wtulona we mnie. Ale kiedy nachądzą Ją złe myśli wtedy sama na siebie złości się o to, że chciała się przytulić.
A ja ? Nie wiem czy to co sie ze mną teraz dzieje to tylko trwanie, czy wciąż droga do przodu. Choć każdy dzień, kiedy nie popełniam błędów z przeszłości to chyba droga naprzód.
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 20 kwi 2010, o 12:50

doduś napisał(a):A ja ? Nie wiem czy to co sie ze mną teraz dzieje to tylko trwanie, czy wciąż droga do przodu. Choć każdy dzień, kiedy nie popełniam błędów z przeszłości to chyba droga naprzód.

Wg mnie - trwanie jest wtedy, kiedy się "przesypia" dzień za dniem, "nie widzi" problemu i czeka na "niewiadomoco", które samo przyjdzie i samo rozwikła wszystko pogmatwane. Tak to widzę, więc raczej z Twojej strony "trwanie" to nie jest - podjąłeś się dużego zadania Doduś. Nie wiadomo, ile z tego wyjdzie tak, jak chciałbyś... ale na pewno jest to jakaś droga naprzód.

Mówi się, że jeśli się nie idzie naprzód, to tak naprawdę jest to cofanie. I ja się z tym zgadzam.

Potrzebujecie czasu, Doduś. Nie chciej więcej, niż ten dotychczasowy czas mógł Ci dać.


:D
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 20 kwi 2010, o 15:06

on już dał bardzo dużo. Dziś chyba nawet nie jestem w stanie ocenić jak wiele.
Trudno mi pogodzić się z samym sobą. Męczę się, choć wiem i czuję, że to zupełnie inne miejsce i zupełnie inny czas niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Jestem w tej chwili zmęczony. Psychicznie i fizycznie. Chciałbym odpocząć, wypocząć, skupić się tylko na sobie, tym co mam w środku. Ale trzeba zajmować się tym codziennym życiem i jego sprawami. Choć gdy pomyślę o tym "codziennym życiu" to uśmiecham się. Wszystkie nasze sprawy splatają się, przechodzą jedna w drugą, wynikają z siebie i zamykają się w koło.
Świetnie zauważam swoje zmiany. Wczoraj rozmawiaiśmy i coś mówiłem do Żony. Nagle zatrzymałem się i mówię stop, bo właśnie mówię Ci ci powinnaś czuć. Przeprosiłem, wycofałem się. Dziś z kolei uroiłem sobie pewną myśl i miałem mozliwość "sprawdzenia" jej, że tak to określę. Wystarczyło przewrócić kartkę. Uśmiechnąłem się i powiedziałem sam do siebie, że to moje uzależnieniowe urojenie :) Mały ale ważny dla mnie sukces.
Przestałem się bać mówić Żonie co mnie boli, skąd biorą się moje niektóre reakcje. Mówię to spokojnie, rzeczowo a Ona... nie wybucha, tylko słucha mnie. Czasem wspólnie zastanawiamy się, które zachowania, czy myśli są dysfunkcyjne.
Dużo czasu potrzeba. Bardzo dużo. Za nas oboje podjąłem decyzję o kolejnych trzech miesiącach. W połowie lipca znów usiądziemy i pewnie ja znów powiem kocham Cię i chcę z Tobą być, budować naprawdę i dzielić życie, a Ona pewnie znów powie, że nie wie co zrobić. Ale dziś to nie czas, żeby nad tym się zastanawiać. Do połowy lipca mamy urlop od rozmwawiania o Nas, o Naszym Związku.
To czas...potrzebny czas...
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 21 kwi 2010, o 07:41

"Wojownicy światła mają w oczach osobliwy blask. Żyją i stanowią część życia innych ludzi. Rozpoczęli swoją ziemską podróż bez tobołków i bez sandałów. Często bywają tchórzliwi i nie zawsze postępują tak jak trzeba. Cierpią z powodu błahych spraw, bywają małoduszni, czasami uważają, że nigdy nie uda im się dorosnąć, albo sądzą, że nie są godni błogosławieństwa czy cudu. Nie zawsze wiedzą, ca właściwie robią na świecie i często spędzają bezsenne noce, myśląc, że ich życie nie ma sensu. Dlatego właśnie są wojownikami światła. Ponieważ się mylą. Ponieważ zadają sobie pytania. Ponieważ poszukują sensu i — z całą pewnością — kiedyś go odnajdą."

Paulo Coelho - Podręcznik wojownika światła
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 21 kwi 2010, o 09:46

"Każdy wojownik światła zranił kiedyś kogoś, kogo kocha"


Męczą mnie urojenia, myśli i wyobrażanie sobie przeszłości Żony. To infensywne przeżycie i przeszywający ból. Ale to tylko moje wyobrażenia oparte na tym, co mi powiedziała. Tylko wyobraźnia, ale jak bolesna. Modlę się o pogodę ducha abym umiał godzić się z tym, czego zmienić nie mogę. Bo trudno mi się z tym pogodzić.
Wczoraj oglądaliśmy Skazanego na bluesa. Prawie do końca. W uzależnienia, jakiekolwiek, uciekamy by nie czuć bólu życia. Tego prawdziwego. W czwartym kroku jest stwierdzenie, że powoli zaczyna do nas docierać to, nie dlaczego się uzależniłem, lecz po co. Gdy myślałem co robiłem, co wtedy czułem to stwierdzałem, że nic nie czułem. Uzależniłem, by poczuć się lepiej. Skoro bolało mnie życie, to pójście w nałóg powodowało, że przez chwilę nic nie czułem. Przez chwilę nie bolało.
Pamiętam listopad ubiegłego roku, wypad na miasto z kolegami, ich propozycję i to co wtedy poczułem. Poczułem, że jeśli przystanę na tę propozycję, to będę czuł się potem źle, zranię moją Żonę i będę musiał Jej o tym powiedzieć. To był mój symptom przebudzenia. Choć nie wiedziałęm jeszcze co to. Ale potem jeszcze wpadłem. Aż przestałem w końcu się znieczulać. Kiedyś ten ból życia, który znieczulałem był wyniszczający, dręczący, nie do zniesienia. Uciekałem od niego w nałogi. Dziś choć go czuję, choć boli to myślę sobie, że to dobry ból. Rozumiem, że jego zadaniem jest ostrzegać tym, że dzieje się coś złego, że działo się coś złego. Ten ból popycha mnie do działania. Do zdrowienia. Teraz rozumiem, że życie składa się i z radości i z bólu. Nie można go przeżyć tak, żeby nigdy nic nie zabolało.
Gdzieś przeczytałem, że człowiek wierzący nie będzie potrafił modlić się za osobę, której nie wybaczył. Ja modlę się za moją Żonę. I nie tylko za Nią, choć za innych czasem przychodzi mi to z wielkim trudem...
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 21 kwi 2010, o 12:29

doduś napisał(a):Męczą mnie urojenia, myśli i wyobrażanie sobie przeszłości Żony.

Doduś, w swoim pierwszym tutaj poście napisałeś tak:
"kilka miesięcy temu moja Żona stwierdziła, że ma dość wspólnego ranienia się, rozdrapanych ran, zdrad i że nie kocha mnie tak jak by chciała."

Czy mogę zapytać... no wiem, mogę, bo nikt mi nie zabroni - możesz najwyżej nie odpowiedzieć.... no to pytam: kto kogo?

:buziaki:

P.S. "Skazanego na bluesa" też oglądałam. Świetny film!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 21 kwi 2010, o 13:20

Ajć, boli...
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 21 kwi 2010, o 13:41

Ups...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 21 kwi 2010, o 14:58

"Raczej siebie oskarżajmy, a nie innych."
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 22 kwi 2010, o 07:03

---------- 15:14 21.04.2010 ----------

"Pierwszy krok do mądrości - wszystko oskarżać, ostatni - pogodzić się ze wszystkim."
— Georg Christoph Lichtenberg


---------- 07:03 22.04.2010 ----------

Cześć Doduś;)
Jak się dzisiaj miewasz?
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 22 kwi 2010, o 09:00

dziękuję, dobrze :) choć bardziej odpowiednią odpiwoedzią byłoby stabilnie...
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 22 kwi 2010, o 19:11

Hmm... no ale stabilnie, to też jest dobrze!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez doduś » 26 kwi 2010, o 14:49

Nie wiem co mógłbym powiedzieć. To nie jest gonitwa myśli. To wszystko o czym myślę zdaje się być racjonalne, na wyciagnięcie ręki, łatwe do zdefiniowania i takie oczywiste. To dlaczego sprawia tak duże kłopoty? Chciałem napisać dlaczego nie daję rady? Ale przecież daję. Skoro tu jestem i piszę to wciąż jestem na drodze walki.
Tyle nitek tak bardzo poplątanych, że gdybym chciał powoli rozplątywać wszystko to nie starczy życia. Ale nie chcę się odciąć od tego kłębka. Przecież Ją kocham. Kocham to znaczy pozwolić oejść, ale kocham to znaczy czasem też odejść samemu. czy to, że jestem tu gdzie jestem oznacza, że jestem tak bardzo od Niej uzależniony? czy jak odejdę to przestanie boleć ? Czasem myślę, że prawdziwa miłość to odtrutka na wszystkie złe sprawy. Że wystaczy przytulić się, powiedzieć kocham i znikną demony przeszłości. Nie doświadczylem tego więc nie wiem.
Sabotuję swoją pracę. Kręcę się za własnym ogonem. Ale jestem stabilny. Aż się uśmiecham do siebie. To już jest jakiś efekt...
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez ewka » 27 kwi 2010, o 00:12

doduś napisał(a):Nie wiem co mógłbym powiedzieć. To nie jest gonitwa myśli. To wszystko o czym myślę zdaje się być racjonalne, na wyciagnięcie ręki, łatwe do zdefiniowania i takie oczywiste. To dlaczego sprawia tak duże kłopoty?

Bo to niestety nie jest tak, że kiedy już się uda nazwać problemy, to one się rozwiążą. To ważne, bo wskazuje kierunek... a tam jeszcze kawał drogi. Przecież to wiesz, Doduś, prawda? No wiem, że wiesz;)

doduś napisał(a):Ale jestem stabilny. Aż się uśmiecham do siebie. To już jest jakiś efekt...

No pewnie, że jest! Ja też się uśmiechnęłam :D
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 276 gości

cron