I znów się zaczyna...

Problemy związane z uzależnieniami.

I znów się zaczyna...

Postprzez marie89 » 15 kwi 2010, o 23:13

I znów się zaczyna... Przyszedł do domu pijany... Co on "w tym widzi"? a raczej czego NIE WIDZI... I jak mu pomóc skoro on nie uznaje się za chorego? To że nie pije dzień w dzień nie usprawiedliwia jego zachowanie.. Nikt nie może głośno powiedzieć, że ma problem.. że jest alkoholikiem Nie pozostałby dłużny.. A mówić tak BY ZABOLAŁO.. potrafi rewelacyjnie

To, że stracił pracę właśnie z powodu swojego wg niego nie-problemu.. nie dało mu do myślenia. Nie zmieni się.. i to mnie tak strasznie wkurza. On się nie zmieni.. ale my z jego powodu zmieniamy się bardzo. I jest mi smutno.. bo choć jest we mnie gniew i żal, to też miłość- jak to każde dziecko.. nie może przestać kochać I tak chciałabym mu pomóc Jemu i sobie.. i mamie Nam Ale on nie chce.. A jedno ogniwo pociąga za sobą drugie.. I życie się kręci- w żalu.. kłótniach.. niewypowiedzianych słowach.. lub wyrzuconych z siebie w nadmiarze..

Bezradność. Co ja mogę? sama.. niewiele Nie myśleć? Nie umiem myśleć wyłącznie o sobie I tu widać istotną różnicę między mną a moim tatą...
marie89
 

Postprzez wera » 16 kwi 2010, o 09:28

Mari nie da się pomóc alkoholikowi , który sam nie widzi problemu. Możesz jedynie sobie pomóc terapią. Uwierz mi pomaganie komuś kto nie chce naszej pomocy jest jak syzyfowa praca. Zadbaj przede wszystkim o samą siebie.
Avatar użytkownika
wera
 
Posty: 2932
Dołączył(a): 23 paź 2008, o 00:04
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez marie89 » 16 kwi 2010, o 13:31

Och, wera.. ja wiem, ja wiem..

Tylko.. to jest takie smutne. Ta bezradność taka ciężka do zniesienia.. I ja to wszystko widzę, zauważam.. Gdybym mogła skupić się wyłącznie na sobie i "być ślepa" na to co wokół- ale nie umiem tak..

Od jakiegoś czasu próbuję nie myśleć tylko o tym co złe, ale i dobre w moim życiu. Ale jak zdarzają się "takie" sytuacje.. to zapominam i nie umiem się uśmiechać, nie mam ochoty.

Uff.. Chciałam po prostu to z siebie wyrzucić. Nie dusić w sobie.. i nie zwariować.
marie89
 

Postprzez pszyklejony » 16 kwi 2010, o 13:53

Nie da się być kimś innym niż się jest. Można się zmienić i dopiero wtedy będzie ulga.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Sansevieria » 16 kwi 2010, o 14:12

Marie, czy w opisanej sytuacji to uśmiechanie się pasuje? Ojciec wraca znowu pijany i następuje realizacja znanego a niedobrego scenariusza to gdzie tu miejsce na pogodny uśmiech? Trochę jakbyś chciała sama siebie zmusić do całkiem nieadekwatnej reakcji. Powiem Ci że mnie czyjś usmiech w takiej sytuacji to by sprowokował do zadania prostego pytania "co w tym co się dzieje jest wesołego?"
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez marie89 » 16 kwi 2010, o 14:46

---------- 14:32 16.04.2010 ----------

Nie.. Mnie raczej chodziło o to, że nie mogę dłużej udawać, że wszystko jest dobrze, gdy dobrze przecież nie jest.. I trudno jest mi cieszyć się z tego co dobre (bo przecież spotykają mnie tez dobre rzeczy), a z drugiej strony nieustanne narzekanie nic mi nie da, nie zmieni...

A z tym "uśmiechaniem".. to właściwie.. Ja po prostu zauważyłam, że częściej uśmiecham się "pod przymusem". Wiem jak to brzmi.. To nienaturalne.
Gdy ktoś zauważa, że coś jest nie tak.. i zdarza się, że zapyta- Co u Ciebie? Jak się czujesz? A ja... Uśmiecham się. Odpowiadam: "W porządku.."

Bardzo nie chciałabym nazwać tego fałszem.. ale chyba taką "taktykę" nieświadomie obrałam. Tylko kogo bardziej wtedy okłamuję.. Innych? Zdaje się, że siebie samą..

---------- 14:46 ----------

A z tatą.. No tak. Nie jestem nim.. Powinnam się zająć sobą, sobie pomóc.. W pierwszej kolejności.

On.. To jego życie, jego zdrowie, jego wybór.. Tak
Gdyby to zamykało się tylko na niego samego- to proszę- rób co chcesz człowieku, skoro taka twoja wola. Ale.. Cholera.. Sam z sobą nie żyje! A myśli tylko o sobie.. Ani to dojrzałe, ani chwalebne podejście..

Nieważne. Nie mam na niego wpływu..
"nie jestem od zbawienia świata"... Tylko złoszczę się- na siebie. Straszne.
marie89
 

Postprzez Sansevieria » 16 kwi 2010, o 14:49

To nie tyle fałsz ile zakłamywanie. Nie Twoja wada tylko mechanizm obronny. Znany i opisany. Oraz powszechny dość. Unikanie zobaczenia pewnych rzeczy jakimi są. Bo są paskudne.
Znaczy te liczne mechanizmy obronne to zwykle występują w indywidualnych zestawach, nie w czystej postaci. Zapewne masz ich kilka co najmniej, bo dziecko tworzy zestaw najlepiej mu pasujący do konkretnej jego sytuacji. Te mechanizmy obronne to ma każdy, problem jest wtedy jak są za silne,nie pasują do sytuacji,w przeszkadzają w życiu zamiast pomagać.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez marie89 » 16 kwi 2010, o 15:12

mechanizm obronny? no tez tak sobie czasem myślałam.. brzmi troszkę lepiej niż oszukiwanie samego siebie, ale faktycznie.. nie ułatwia.. przeszkadza.
Bo.. bo tak się trochę boję sama przed sobą przyznać, ale.. uzbierał mi się już "pokaźny zestaw".. Pewnie można do tego zakłamania dopisać niską samoocenę, brak pewnosci siebie, tendencje do obwiniania siebie i wycofywania gdy natknę się na trudność.. I przeogromne poczucie "bycia jak chorągiewka na wietrze".. Chyba nie muszę tłumaczyć.
I chyba muszę coś z tym zrobić.. z tym wszystkim Nie chyba.
Nie chyba... Muszę coś zrobić. Dla siebie. Bardzo chcę..
marie89
 

Postprzez Sansevieria » 16 kwi 2010, o 15:15

A pewnie że dobrze by było coś z tym zrobić. I chcę jest tu bardzo dobrym słowem. I zajrzyj na priv za chwilkę.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez marie89 » 16 kwi 2010, o 15:18

ok

Sansevieria.. Dziękuję ;)
marie89
 

Postprzez the hooded man » 17 kwi 2010, o 11:29

Moim zdaniem wszystko zawiera się w kwestii Waszej miłości. Jeżeli ojciec Cię kocha, to istnieje szansa na poprawę jego zachowania. Wtedy bardzo dużo zależy od Ciebie. Sama możesz na przykład podejść do taty i spróbować z nim szczerze porozmawiać. Powiedzieć mniej więcej takie coś:

"Tak mi przykro, że dzieje się w naszym domu tak niedobrze. Wszyscy cierpimy. Kocham cię tato i chcę dla Ciebie jak najlepiej. Powalcz z alkoholem i zrób to zarówno dla siebie, jak i dla nas".

Rozmowa z osobą kochającą, utrzymana w powyższym klimacie, może wiele zdziałać.

Natomiast jeżeli ojciec Cię nie kocha, to nie warto się nawet angażować, gdyż nie będzie traktował Twych starań poważnie. Nie będzie chciał się raczej zmienić. Nie będzie miał powodu do tego.
Tylko stracisz wtedy na swych staraniach.
the hooded man
 
Posty: 125
Dołączył(a): 1 sty 2010, o 20:47

Postprzez pukapuk » 18 kwi 2010, o 08:15

Witaj . Ja jestem alkohlikiem nie pijącym i mam dwie córki i dwóch synów mogę więc napisać ci jak ja to widzę i co mi pomogło uznac że moje picie jest destrukcją. Pijąc miałem wydrukowane przez chorobę że wcale ie jestem chory i pję by znieść ból istnienia miałem wkręcone że to właśnie alkohol jest mi potrzebny by unieść codzienny trud utrzymania rodziny, taka to była bajka potrzebna mi do picia.
Pomoc otrzymałem od rodziny która mnie ZOSTAWIŁA przestala prośić grozić rodzina zajeła się sobą
Nagle nie miałem kim manipulować by usprawiedliwić swoje picie.
Jest taka zasada że alkoholik też musi zacząć od siebie i to jedyne co MUSI . Alkoholik który trzeżwieje dla kogoś lub czegoś z czsem nie jest pewny czy CHCE nie pić dla siebie. I tak to jest nie tylko z alkoholikami cokolwiek robimy dla siebie robimy zgodnie z samym sobą a to są trwałe zmiany.
Ważne jest również by NIE WALCZYĆ z alkoholizmem to jedyna choroba do której sie włśnie tak podchodzi . Bo tu trzeba sie PODDAC uznc bezsilność a to powoduje świadomość że jest ma świcie płyn który mi szkodzi i który mnie zawsze powali na glebę.
pukapuk
 

Postprzez marie89 » 18 kwi 2010, o 12:03

---------- 11:54 18.04.2010 ----------

pukapuk

Dzięki...

Dałeś przykład, który przybliżył mi obraz jaki może widzieć mój tata swoimi oczyma.. Chociaż to nie ułatwia mi zbyt wiele. Bo co zrobić by przejrzał? Bardzo chcę, by ZOBACZYŁ WIĘCEJ.. i by zobaczył Prawdę.

Może sposobem jest właśnie takie "opuszczenie". Tylko nie wiem, kto by bardziej cierpiał.. Rodzina, której mimo wszystko zależy.. Wszelkie próby rozmowy tata traktuje jak atak. Podnosi wtedy głos i wyrzuca z siebie swoje zafałszowane argumenty.. Stara się wpoić nam, że wina wynika z naszej strony.. że jesteśmy niewdzięczni, że przez nas nie może wytrzymać W TYM DOMU.. Wiem, że to słowa, to tylko słowa które można by puścić mimo uszu.. ale od ponad 20 lat one wciąż krążą, coraz więcej.. coraz dosadniejsze. Ciężko jest się odciąć, powiedzieć- człowieku to Twoje życie.. sam zdecydujesz czy chcesz skończyć na dnie.. ale nie pociągaj nas za sobą.

To tak jakby wpaść w pułapkę. Z bezsilności wydaje nam się, że nie ma z niej wyjścia..

Wiem, że tata potrafi nie pić, że potrafi być miły, przejmuje się.. Potrafił.
Ale coraz częściej w ciągu sekundy przemienia się w "potwora", który nie hamuje się w słowach, który nie liczy się z uczuciami drugiej osoby. Nigdy nie przeprasza..

Nieraz próbowaliśmy rozmawiać na spokojnie. Przestaje wtedy słuchać.. Mówi coś, a za chwilę zupełnie coś odwrotnego.

Tak więc były i prośby i groźby, rozmowy.. i ciche dni. Nadal przerabiamy to w kółko.

Chciałam kiedyś zaproponować wizytę u psychologa. Spotkał mnie tylko śmiech..

Próbowałam przekonać mamę, bo ona w tym cierpi najbardziej. Coraz częściej mówi że nie daje rady, że nie wytrzyma.. że gdyby nie dzieci, to dawno by odeszła.

Raz odważyłam się wspomnieć jej o separacji, rozwodzie.. Zaskoczyła mnie swoją reakcją. Wzburzyła się.. ale potem. Potem powiedziała.. Mariolu, on nie dał by nam żyć, rozumiesz? Stracilibyśmy wszystko.. i to byłoby dla niego za mało. Nie dałby nam żyć..
I jednocześnie dodała- przeciez nie jest tak źle.. Tata pracuje, wraca do domu, daje nam na zycie.. nie bije nas.

Myśl by odejść jest bezsensowna. Mielibyśmy porzucić wszystko.. Bo prędzej on nas wyrzuci w gniewie, niż sam zrozumie swój błąd.

Ciężko jest, ale nie chcę by było gorzej. Póki "nie wyprowadzamy go z równowagi" da się to wytrzymać. Na szczęście nie bije nas. Choć zdarzyło się, że gdy odważyłam się powiedzieć za dużo.. był gotowy mnie uderzyć. Bałam się wtedy.. bardzo.

***

Wczoraj przeczytałam co napisał the hooded man..

i nie potrafiłam odpowiedzieć..

Poraziło mnie to zdanie.. "jeśli tata Cię kocha"

Boję się zadawać to pytanie, ale robię to.. czy mój tata mnie kocha? odpowiadam sobie, że tak.. wierzę, chcę wierzyć.. ale przychodzą wątpliwości..

Odpowiedź może też brzmieć "nie" To boli i przeraża. I ma znaczenie.. Bo żadne dziecko nie chcę świadomości, że jest niekochane..

Ja się tak czuję. Ale bardzo, bardzo, bardzo tego nie chcę.. Nie ja jedna zresztą.

---------- 12:03 ----------

Znów się rozpisałam..

Z jednej strony wiem, że samo powracanie do tego tematu.. Moje myśli, świadomość- nic a w kazdym razie niewiele zmienią..

Ale przynajmniej tutaj mogę to z siebie wyrzucić.. Choć na chwilę zdjąć ciężar z serca.

Nie chcę nikogo obarczać moimi problemami. Po prostu wystarczy mi że TU mam prawo dojść do głosu.. że ktoś "słyszy"..
marie89
 

Postprzez zizi » 18 kwi 2010, o 12:50

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Sansevieria » 18 kwi 2010, o 12:58

Marie, jest niestety i taka mozliwość, że nie kocha. Za co absolutnie żadnej nawet najmniejszej odpowiedzialności nie ponosisz. Nic na taką wersję nigdy nie mogłaś i nadal nie możesz poradzić. Są ludzie niezdolni do zdrowej miłości. Jesli Cię to cokolwiek pocieszy, to nawet z tą wersją można się emocjonalnie uporać i żyć szczęśliwie.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości