przez marie89 » 18 kwi 2010, o 12:03
---------- 11:54 18.04.2010 ----------
pukapuk
Dzięki...
Dałeś przykład, który przybliżył mi obraz jaki może widzieć mój tata swoimi oczyma.. Chociaż to nie ułatwia mi zbyt wiele. Bo co zrobić by przejrzał? Bardzo chcę, by ZOBACZYŁ WIĘCEJ.. i by zobaczył Prawdę.
Może sposobem jest właśnie takie "opuszczenie". Tylko nie wiem, kto by bardziej cierpiał.. Rodzina, której mimo wszystko zależy.. Wszelkie próby rozmowy tata traktuje jak atak. Podnosi wtedy głos i wyrzuca z siebie swoje zafałszowane argumenty.. Stara się wpoić nam, że wina wynika z naszej strony.. że jesteśmy niewdzięczni, że przez nas nie może wytrzymać W TYM DOMU.. Wiem, że to słowa, to tylko słowa które można by puścić mimo uszu.. ale od ponad 20 lat one wciąż krążą, coraz więcej.. coraz dosadniejsze. Ciężko jest się odciąć, powiedzieć- człowieku to Twoje życie.. sam zdecydujesz czy chcesz skończyć na dnie.. ale nie pociągaj nas za sobą.
To tak jakby wpaść w pułapkę. Z bezsilności wydaje nam się, że nie ma z niej wyjścia..
Wiem, że tata potrafi nie pić, że potrafi być miły, przejmuje się.. Potrafił.
Ale coraz częściej w ciągu sekundy przemienia się w "potwora", który nie hamuje się w słowach, który nie liczy się z uczuciami drugiej osoby. Nigdy nie przeprasza..
Nieraz próbowaliśmy rozmawiać na spokojnie. Przestaje wtedy słuchać.. Mówi coś, a za chwilę zupełnie coś odwrotnego.
Tak więc były i prośby i groźby, rozmowy.. i ciche dni. Nadal przerabiamy to w kółko.
Chciałam kiedyś zaproponować wizytę u psychologa. Spotkał mnie tylko śmiech..
Próbowałam przekonać mamę, bo ona w tym cierpi najbardziej. Coraz częściej mówi że nie daje rady, że nie wytrzyma.. że gdyby nie dzieci, to dawno by odeszła.
Raz odważyłam się wspomnieć jej o separacji, rozwodzie.. Zaskoczyła mnie swoją reakcją. Wzburzyła się.. ale potem. Potem powiedziała.. Mariolu, on nie dał by nam żyć, rozumiesz? Stracilibyśmy wszystko.. i to byłoby dla niego za mało. Nie dałby nam żyć..
I jednocześnie dodała- przeciez nie jest tak źle.. Tata pracuje, wraca do domu, daje nam na zycie.. nie bije nas.
Myśl by odejść jest bezsensowna. Mielibyśmy porzucić wszystko.. Bo prędzej on nas wyrzuci w gniewie, niż sam zrozumie swój błąd.
Ciężko jest, ale nie chcę by było gorzej. Póki "nie wyprowadzamy go z równowagi" da się to wytrzymać. Na szczęście nie bije nas. Choć zdarzyło się, że gdy odważyłam się powiedzieć za dużo.. był gotowy mnie uderzyć. Bałam się wtedy.. bardzo.
***
Wczoraj przeczytałam co napisał the hooded man..
i nie potrafiłam odpowiedzieć..
Poraziło mnie to zdanie.. "jeśli tata Cię kocha"
Boję się zadawać to pytanie, ale robię to.. czy mój tata mnie kocha? odpowiadam sobie, że tak.. wierzę, chcę wierzyć.. ale przychodzą wątpliwości..
Odpowiedź może też brzmieć "nie" To boli i przeraża. I ma znaczenie.. Bo żadne dziecko nie chcę świadomości, że jest niekochane..
Ja się tak czuję. Ale bardzo, bardzo, bardzo tego nie chcę.. Nie ja jedna zresztą.
---------- 12:03 ----------
Znów się rozpisałam..
Z jednej strony wiem, że samo powracanie do tego tematu.. Moje myśli, świadomość- nic a w kazdym razie niewiele zmienią..
Ale przynajmniej tutaj mogę to z siebie wyrzucić.. Choć na chwilę zdjąć ciężar z serca.
Nie chcę nikogo obarczać moimi problemami. Po prostu wystarczy mi że TU mam prawo dojść do głosu.. że ktoś "słyszy"..