Dzięki Prince.
Podobał mi się Twój wpis:
a) szczery
b) tak sobie myślałem - zadać pytanie na temat zaangażowania, czy nie zadać - liczyłem się z taka odpowiedzią. Tutaj szacun 100%
Ok.
Ja zobaczyłem w sumie tyle żalu i smutku, ile się spodziewałem:
jakieś refleksje, żal, niedowierzanie i rzucenie się w wir obowiązków. Nic nie wydaje mi się mniej, czy bardziej dziwne, uzasadnione, czy nie.
Ok - po co ci "Żydzi i pedały"? Zantagonizowanie do PiS-u, prawicowości, Radia Papy Dyktatora, czy społeczeństwa w ogóle? Zdając sobie sprawę, że określone środowiska mają zboczenie w obwinianiu Żydów, pedałów - a o masonach zapomniałeś
, zdając sobie z tego sprawę dalej nie widzę potrzeby, ani sensu stosowania tego sformułowania. Obie strony wpadają wtedy w stereotypy i uogólnienia, ok?
Po prostu są różne gliny a z nich ulepieni różni ludzie.
I niektórym ludziom jest szczerze i autentycznie żal niezależnie od mediów, naraz 100% odmienionych polityków, czy dziennikarzy, ukrywania czegoś dla siebie.
Po prostu zakładam, że jakaś gra jest i jest ona nieunikniona.
Jest ona i za sutanną, i za garniturem, i za mikrofonem, i wszędzie. I tej jawnej się nie obawiam za bardzo. Mniej więcej tak to jest, jak w temacie kłamstwa parę postów niżej. Bo kogo się wini społecznie w zwykłym programowaniu neurolingwistycznym?
Kogo?
Gorszego gracza he he....
Może bardziej szczerego w intencjach i przejrzystego - choć nie oczyszcza to intencji.
Nie wygrywają intencje i kompetencja a usmiech, garnitur i szkła kontaktowe.
Hm... nie głosowałem na nieboszczyka, którego ciało szarpie już Kościół, współpartyjni, media, oponenci i pochody czy to pro, czy anty.
I widzę, że jest gra do ugrania - i nawet nie wstydzę się sprzyjania pewnej grze. Takiej, by nas świat zobaczył w inny sposób.
O tyle nie widzę sensu, co możliwości wyjścia poza grę. Dlatego nie wierzę w kosmopolityzm, apolityczność itd. Ok, najeździłem się kiedyś na koncerty punkowe, naczytałem deczko anarchistów i uznałem, że to nie moja bajka.
Są sprawy większe ode mnie i niekoniecznie muszą mi się podobać.
Na swój sposób mamy nić porozumienia Prince.
Po nas ktoś przyjdzie prawda?
Mam wrażenie, że to rozumiemy - tylko każdy na swój sposób.
Ok - nie dewaluuję żadnej śmierci. Wierzę jedynie, że możemy sobie pozwolić na pewne spekulacje żyjąc w takich a nie innych czasach. Bo nie ma obcych wojsk w dobę po wypadku na naszych terenach.
Powiem cyniczną rzecz - wspólne interesy na świecie są lepszym gwarantem
pokoju, niż wiara, idee i wartości. I na szczęście ten wstrętnie zglobalizowany świat spajają interesy.
W innym wypadku bum - spada samolot, chaos na skalę państwową i wizyta sąsiadów dalszych czy bliższych. Może na wiele lat.
W tym kontekście moje życie nie gra większej roli.
Aaaa - "A jak poszedł król na wojnę". Ech, chwyta za serce...
Ale Damian dostaje kulkę między oczy, pada na wznak (polecam "Manewry" Kaczmarskiego) i nawet mając gro współtrupów nic nie jest przesądzone.
Bach - pada generał, strateg, który może na zimno posłał mnie i np. 20 tys. moich towarzysz na rzeź. Co to znaczy?
A no to, że np. moi bliscy będą cierpieć już do końca.
Dlatego patrzę poprzez państwowość i potencjalności.
Z całą świadomością, że zadając Ci pytanie, na które odpowiadasz, jak na dobrego człowieka przystało, masz tą bramkę zdobytą, do której ja gola nie strzelę.
Po prostu naprawdę nie boli mnie to, że nie czujesz żalu. Ani trochę mnie nie boli.
Ale wyrażenie opinii o nieprzeżywaniu nie jest neutralne.
Po prostu jest to mechanizm antagonizowania.
Tak - świat, gdzie śmierć polityka byłaby ze wszelkich miar takim samym nieszczęściem, jak śmierć szarego człowieka - byłby o wiele szczęśliwszym światem (sic!)
Chwilowo tak mamy.
I jeżeli chcemy dotrzeć dalej w robieniu świata lepszym, to niech tak będzie. Bo wtedy możemy ratować różę, gdy las stoi nietknięty.
Myślę, że rozumiesz, że to nie cynizm....
Tak sobie wyobraziłem, że giną postacie, których autentycznie nie cierpię. Hm... bycie polskim politykiem, to z mało, aby było mi to obojętne...
Dobrej nocy Prince....