Terapeutka powiedziała mojej Żonie dobry miesiac temu, że potrzebuje pomocy. Bez tego moze być klops. Na moje chyćby pytanie, czy robisz coś w kierunku pomocy sobie od razu dostawałem do tej pory agresją i zamknięciem się w sobie. Ja nie wiem jak Jej pomóc. Wiem, ze w jakiś sposób pomagam pracując nad sobą, ale to nie wystarczy. To pewne. Nie wykonam tej pracy za Nią. Co może jej być ? Cyba nie radzi sobie z teraźniejszością, z tym, że chce i nie chce jednocześnie. Przeszła od jednej ściany swojego problemu pod drugą. Chyba powolutku odbija się i zaczyna przechodzić na środek, czyli we właściwe miejsce, ale to bardzo powolny proces. Nie chce się otwierać, bo doświadczenia ma takie, że kiedy się otwierała w Jej mniemaniu zawsze spotykał Ją ból i była raniona. Ale za murem też nie da się żyć na dłuższą metę.
Ten zimny prysznic pewnie by się przydał, ale wiem, co usłyszę. Zajmij się sobą, zostaw mnie, nie chcę się tym dzielić a już na pewno nie z tobą itp. Ale tez nie mogę w nieskończoność czekać, żeby stwierdziła ,że teraz jest dobry żeby ze mną porozmawiać. Choć te momenty nadchodzą.
W jakiś sposób oddzielam się od Jej nastrojów, ale tak do konca się nie da. czuję, że to na mnie działa negatywnie. Ale najwiecej jest we mnie chyba bezsilności. Nie bezradności, tylko bezsilności. Staram się być delikatny, ważę słowa ale słyszę, "nie rozumiesz mie" NIe rozumiem z dwóch powodów, mężczyznom bardzo trudno zrozumieć kobiety a po drugie jak mam rozumieć, skoro nawet nie wiem co mam rozumieć ?I to należałoby Jej powiedzieć i powiem. Inaczej się nie da. Dużo czasu i dużo walki - tej pozytywnej, o dobre zmiany w swoim życiu. Słowa są ważne, ale czyny są ważniejsze. A jeszcze do tego wiem, ze przytłacza Ją to, że nasza Córeczka jest chora, to że sama jest chora i przemęczona i jeszcze kilka innych rzeczy... Może dziś będzie lepszy dzień do rozmowy. Czekałem trzy miesiace więc kilka dni nie ma tutaj znaczenia
czy się rozłazi ? to chyba dobre określenie... Powiedziałem Jej wczoraj, że jestem po prostu obok niej. zawsze moze wyciagnąć rękę albo zawołać. Powiedziałem Jej, że boli mnie Jej ból. Teraz to czuję .Długie lata tego nie czułem a teraz jestem. wreszcie jestem tam, gdzie powinieniem być. Moze się wesprzeć a ja zrobię co będę potrafił. Nie wiem jak to jest z rozłażeniem się kobiet - czy czasem nie tak, że pozwalacie sobie na to wtedy, gdy wiecie, że obok jest silne męskie, pewne ramię ?
Tak żartem...
Ale chyba coś w tym jest. Ja pracuję nad integracją mojej męskości. Nad tym, żeby być prawdziwym mężczyzną, mężem, ojcem. Nie chłopcem, jakim byłem przez wszystkie poprzednie lata