Syzyfowa praca, czyli moje wyzwolenie z relacji

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez Sansevieria » 13 lut 2010, o 15:38

Jest, bo już parę schematów zamknęłam i wiem, jak to u mnie działa. Dorzuciłeś ostatni kawałek do tej części puzzla. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez szczupły » 13 lut 2010, o 16:19

Niech Ci służy. Pomimo, że też jest z mojej układanki na razie ciągle wypada, brakuje mu kawałka o który mógłby się zaczepić.

:bezradny:
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez Maui » 4 kwi 2010, o 14:41

---------- 10:38 04.04.2010 ----------

Minęło trochę czasu... Chyba zrobiłam krok naprzód... Ponad tydzień nie mieliśmy kontkatu - tylko tydzień, albo aż tydzień wystarczył, żebym poczuła sie spokojniejsza, mimo, że myśli o nim często wracały. Kiedy po tygodniu znowu "upadłam" pisząc mu życzenia na święta, to poczułam tak bardzo wyraźnie i dokładnie negatywne emocje przychodzące w związku z nim. Od tamtej pory nie mam już wątpliwości - nie chcę z nim być za cholerę. Dostawałam od niego różne propozycje spotkań - z żadnego nie skorzystałam. Czuję, że mnie już nie korci (przynajmniej narazie). Mam kolegów i koleżanki, którzy mnie wspierają i pomagają mi wyjść z tego. Jeden kolega ostatnio zafundował mi dużą dawkę komplementów, że aż płakać mi się chciało ze wzruszenia. Czuję teraz, jak bardzo chłonę wszelkiego rodzaju komplementy i pochwały. Czuję, że tego potrzebuję. Jedyne co jeszcze nie ustąpiło to koszmary. Co mi się śni? Albo on, albo wojna. I to tak na zmianę. Nie wiem co ma jedno do drugiego. Chociaż w sumie ma - zagrożenie. Zaczęłam więcej jeść niż do tej pory (mam sporą niedowagę), więc liczę, że wrócę do normalnej wagi. Chociaż boję się, że to wszystko jest wyparciem i że któregoś dnia tęsknota przyjdzie z podwojoną siłą.... Boję się tego strasznie, choć wierzę, że już się nie cofnę.
Na dodatek kupiłam sobie książkę "Toksyczne słowa. Słowna przemoc w związkach" i czytam ją prawie jak Biblię. Kiedyś ją przez przypadek przeczytałam fragmentami w Empiku - teraz postanowiłam ją kupić i wracać do niej, gdy tylko coś głupiego mi przyjdzie do głowy.
Nie wiem jak dalej się wzmacniać. Chcę wybić sobie z głowy jego słowa, że jestem żałosna, nieodpowiedzialna, żebym sobie radziła sama itp. Ciągle pałętają mi się w głowie.

---------- 14:41 ----------

Jest jeszcze jeden aspekt w tej sprawie. Tak jak wcześniej pisałam, że nie umiem się wściekać, tak teraz zauważyłam, że nie umiem się cieszyć z tego, że coraz bardziej się od niego oddalam. Tzn. nie ciągnie mnie do niego, ale powinnam się cieszyć "hurra, uwolniłam się" itd. A mi jest to tak jakby obojętne. Niby jest spokojniej, ale jakoś specjalnego wrażenia to na mnie nie robi...

Jeżeli chodzi o mój etap na terapii to miałam ostatnio chwile kryzysu. Nie byłam na 2 pod rząd wizytach i w ogóle miałam myśli typu "mam gdzieś tą całą terapię". Potem żałowałam, że nie poszłam. Na szczęście ten "wdupizm" mi przeszedł jeżeli chodzi o terapię i chcę jak najszybciej tam wrócić.

Uświadomiłam sobie teraz, że minął rok odkąd ją zaczęłam. I w sumie takiej stricte terapii DDA nawet nie zaczęłyśmy, bo ciągle nasza praca polegała na perswadowaniu mi zerwania tego związku. Kurcze, straciłam rok przez siebie i tego gnoja. A mogłam być już o rok do przodu. Czuję, że nic się przez ten rok nie stało (poza moim oddaleniem się od niego i zmienieniem perspektywy myślenia w jego kontekście - nie jest już moim bóstwem tylko osobą, którą unikam szerokim łukiem) i tak naprawdę nic to nie poukładało w mojej głowie jeżeli chodzi o układanie przeszłości. Mam wrażenie, że to jest tak cholernie wolne i mozolne, że czasem tracę cierpliwość do tego (na szczęście mi przechodzi po jakimś czasie). Zdązyłam się już przywiązać do mojej terapeutki (to źle?) i brakuje mi jej opinii i wsparcia.

Zauważyłam jescze jedno w sobie - kurcze, kiedy mój kolega zaczął mi mówić komplementy, to zaczęło mnie do niego ciągnąć i prawie, że się zakochałam. Za komplementy! Masakra. Tak sobie myślę - jak łatwo jest mi w takim razie wcisnąć ciemnotę i owinąć wokół palca. Wystarczy powiedzieć mi coś miłego :( To mnie przeraziło, bo ja go tak naprawdę nie znam... Moje granice - gdzie jesteście?:(
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez melody » 4 kwi 2010, o 15:56

Lubię Cię czytać, Maui i cieszę się, że jesteś bo długo Cię nie było :kwiatek:
mel.
melody
 

Postprzez Sansevieria » 4 kwi 2010, o 17:17

Je się też cieszę, ze jesteś znów. I cieszę się z tego, co piszesz, bo jest wielce radujące i ja widzę zmiany wieksze niż krok do przodu. Pytasz gdzie Twoje granice, a właśnie je zaczynasz budować. No bo jak zobaczyłaś, że odpowiednia dawka komplementów od praktycznie nieznanego człowieka działa na Ciebie tak a nie inaczej, to jest właśnie miejsce na granicę. Wytyczasz ją znaczy. Dostrzegasz miejsce gdzie jako żywo być powinno coś czego nie ma. No super. Tak to mniej więcej działa.
Czujesz że przywiązujesz się do terapeutki - czyli jeśli masz do kogoś zaufanie to do osoby życzliwej i fachowej. Do kogoś miec musisz zanim Ty staniesz na pierwszym miejscu jako osoba godna zaufania. Głębokie poczucie "sama wiem co dla mnie dobre" (nie wykluczjące, że się czasem jednak nie wie i potrzebuje rady, takie ogólne poczucie) to jeszcze trochę potrwa zanim uzyskasz.
Nie chcę z nim być za cholerę jest tym o co chodzi. I jak widać jednak to osiągnęłaś, przypomnij sobie siebie sprzed jakiegoś czasu, początku terapii na przykład. I wiesz, w terapii są rzeczy, które dzieją się niejako przy okazji. Wbrew pozorom pracując nad zerwaniem tej relacji równolegle acz nieświadomie "przerabiasz" cześć przeszłości też. Potem pewnie będziesz tak miała, że niektóre sprawy przeszłe będą jakby "startowały" z innego poziomu, jakbyś teraz podkładała ładunki wybuchowe, które nadkruszają skorupę przeszłości. Nie do końca jesteś w stanie ogarnąć, gdzie je podkładasz, ale na pewno tak się dzieje i potem będzie łatwiej.
A poza tym gdzie jest napisane, że "powinnaś czuć" (nienawidzę tego sformułowania) radość i powinnaś się cieszyć? Oddalasz się od niego i nie ciągnie Cię - o to chodziło. Nie ma musu osiągania stanów euforycznych. Ba, nawet powiedziałabym że duża emocjonalna radość z powodu oddalenia i nieciągnięcia do mogłaby oznaczać na przykład istnienie nadal silnego związania. Jak ktoś nie budzi silnych emocji to można bez niego żyć i nie potrzebować go, tak po prostu. Co oznacza zerwanie prawdziwe, głębokie i dokumentne. Pozwól sobie czuć co czujesz, a im mniej czujesz związku z nim to może i lepiej. Będziesz się mogła szybciej dobrać do przeszłości.
A jak już koniecznie musisz coś sobie wbijać czy wybijać, to może raczej wbijać że jesteś odpowiedzialna, wspaniała i znakomita. Ja tam jestem zwolenniczką łagodnej perswazji, nie wbijania czegokolwiek, bo to boli.
Ja z tym swoim Szeptaczem od Głupich Gadek (jesteś głupia, nic nie umiesz, żałosna itpd) w swoim czasie rozmawiałam. No wyobraziłam sobie takiego "demonka" pokracznego co mi siada na ramieniu i szepcze takie oceny mnie. On "jesteś żałosna" a ja mu półszeptem "Sp...aj", albo "zamknij się" i wiesz...pomogło. Nie wdawałam się w rozmowę wcale, bo co tu z półgłówkiem wrednym dyskutować i coś mu udowadniać? Parę razy mi się na ulicy zdarzyło tak warknąć :D
A że to wszystko jest wolne i mozolne to takie być musi. Coś się budowało latami. Nie można tego rozwalić od razu, bo powstałaby pustka. Terapia to jest raczej zastępowanie starego/wadliwego nowym/prawidłowym. Jak renowacja cennego dzieła, jakim jesteś :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Maui » 5 kwi 2010, o 16:13

---------- 18:49 04.04.2010 ----------

Nie było mnie długo, bo tam gdzie studiuję nie mam internetu, więc mój wirtualny kontakt ze światem jest mocno ograniczony:) Mam teraz czas przez święta żeby nadrobić zaległości.

Sansevieria napisał(a):jak zobaczyłaś, że odpowiednia dawka komplementów od praktycznie nieznanego człowieka działa na Ciebie tak a nie inaczej, to jest właśnie miejsce na granicę. Wytyczasz ją znaczy.


Właśnie nie umiem jej emocjonalnie wyznaczyć. Bo JUŻ mnie do niego ciągnie, mimo że wiem, że nie powinno tak szybko. Ale to znowu rozum mi mówi, a emocjonalnie to mam ochotę ciągle do niego pisać i najlepiej to usłyszeć szybko jego zapewnienie o dozgonnej miłości. Mimo, że jest młodszy ode mnie i już pojawiają się obawy, że okaże się nieodpowiedzialnym i niewiernym gówniarzem, to i tak mam motylki w brzuchu. A ich nie chcę mieć! Chociaż i tak jestem mu wdzięczna, że te komplementy tyczyły się charakteru (wreszcie ktoś widzi we mnie coś w środku. Ale oczywiście w ramach "samobiczowania" nachodzą mnie myśli "taak, pewnie mu się z wyglądu nie podobam" - chore) i że stwierdził, że chce mnie lepiej poznać (przynajmniej on zwalnia - chwała mu za to). I w ogóle ja nie chcę myśleć w takich kategoriach o człowieku, z którym rozmawiałam 2 razy w życiu :/
I mam teraz kolejną zagwozdkę - czy rzeczywiście się od tamtego drania oddaliłam, czy ten "nowy" jest niejako zastępstwem? I czy jesli z tym nic nie wypali, to czy znowu mi nie wróci tęsknota do tamtego? Masakra. A chciałabym tak po prostu nie lecieć na nikogo, nikogo nie uwodzić, odpocząć od tych wszystkich wzniosłości miłosnych, bo mam wrażenie, że strasznie dużo energii mi zabierają. Ale pragnienie miłości jest silniejsze. Tak jakby moje myślenie to było "o jednym oku byle w tym roku" :/ Nie chcę być niewolnicą swoich uczuć i strasznie się na ten fakt wkurzam. Z każdą taką sytuację coraz bardziej.

---------- 16:13 05.04.2010 ----------

Kolejna niedorzeczność i coś co ukazało mi się bardzo wyraźnie. Kurcze, ta relacja z nowo poznanym chłopakiem pięknie pokazuje całą moją patologię w kontaktach interpersonalnych. Rozmawialiśmy wczoraj w nocy 3,5h przez tel. Świetnie się nam rozmawia. I co? Ja JUŻ odczuwam lęk przed odrzuceniem. Nie znam go, nie jestem z nim ,a już się boję. Już gram. Już ważę każde słowo. Swoje i jego. Już jestem nieufna (dowiedziałam się, ze zrywał z każdą swoją partnerką do tej pory, no więc oczywiście zastanawiam się, czy warto w ogóle w to wchodzić, jeśli mnie by miał czekać podobny los). Poza tym on jest cholernie inteligentny i myślę sobie "no tak, on pewnie już widzi, że się zaangażowałam, zaraz przestanie się mną interesować jak tylko zobaczy, że mnie zdobył". Jakbym się nie bała odrzucenia to wszystko byłoby łatwiejsze :(
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 138 gości