Sporo z problemów, które opisujesz sam przeżywałem. Właściwie wszystkie, które opisujesz w Twym ostatnim poście i mnie dotyczyły. Na przykład z tą pracą. Miałem dokładnie to samo. Gdy już trafiła się jakaś ciekawsza oferta, czy nawet pewna posada, automatycznie nachodziło swoiste wycofywanie. Albo - niby szukałem pracy, ale tak naprawdę nie chciałem jej znaleźć. Przyczyny tego były złożone. Najkrócej mówiąc działo się tak właśnie dlatego, że - jakby to ująć? - oferty pracodawców, to trochę inny świat niż mój. Jest to osiem godzin, które nie rozwijają, a towarzystwo trafia się tam niestety różne. Nie pasowało mi to. Innym powodem wycofywania się z pracy były pozostałości fobii społecznej, która mocno mnie kiedyś nękała i pozostawiła po sobie spory ślad.
Te moje problemy z pracą minęły. Zresztą pogodziłem się z tym, że niestety - te osiem godzin trzeba jakoś przeżyć, a dopiero po tym czasie można pozwolić sobie na siebie, swe zainteresowania i rozwój oraz towarzystwo jakie mi w pełni odpowiada. Zresztą z tym towarzystwem w pracy nie jest tak źle. Wystarczy trafić na przynajmniej przyzwoitych ludzi i praca staje się bardziej przyjemniejsza, a ze współpracownikami zawsze można się jakoś dogadać. Potrzeba tylko do tego bardziej optymistycznego nastawienia, a w pracę wprowadzać dużo humoru, żartów, luzu, a co najważniejsze - nie wyrzekać się siebie, nie maskować, nie udawać kogoś innego i naprawdę ta praca i atmosfera w niej jest wtedy całkiem całkiem.
ota napisał(a):Nie patrzę się w oczy, nie umiem zacząć rozmowy, rozmowy o pogodzie mi nie idą, zwierzać się nie chcę...
Jakżesz mi to jest znane... Też to przeżywałem, a czasem też jeszcze przeżywam. Niby to takie proste - rozmawiać. Dużo jednak zależy od naszego rozmówcy. Jeżeli jest marnym słuchaczem i chce rozmawiać tylko o sobie (a ostatnio cały czas na takich trafiam), to ciężko prowadzić dialog.
Są ludzie, którzy ze sobą nie porozmawiają. Ciężko zadawać się z kimś, z kim nie ma się wspólnego tematu. Szczególnie jak mają być to relacje głębsze.
Problem w rozmowie nie polega moim zdaniem na tym, że dana osoba się od nas różni. Problem polega na tym, że ta dana osoba nie potrafi rozmawiać na wiele tematów. Naprawdę, potrafię rozmawiać długo na tematy bardziej mi obce, ale z osobą, która również ma coś do powiedzienia, jest chętna do rozmowy, nietuzinkowa i rozumie co to jest dialog. Takich ludzi trochę brakuje, stąd często pozostaje rozmawiać o pogodzie...
Też miałem jakieś lęki w kontaktach z ludźmi i podobnie jak u Ciebie działy się przez to przeróżne naprawdę cuda.
ota napisał(a):A najbardziej to chyba przerażają mnie moje paraliże decyzyjne; nie wiem sama. Sama - nie wiem...
Znowu jakbym czytał o sobie. Był czas, i to długi, że nie potrafiłem podjąć wielu decyzji. Zastanawiałem się i zastanawiałem i dalej nie wiedziałem co zrobić, a jak już zrobiłem, to żałowałem, bo jakbym zrobił to inaczej, to może byłoby lepiej.
Musiałem wyzbyć się takiego myślenia i przesadnych analiz. Wprowadziłem więcej spontaniczności i szedłem bardziej na wyczucie. Ponadto jeżeli wiem, jakie mam cele, plany i wiem, że dany krok jest robiony w jakimś celu lub po to, aby jakiś cel osiągnąć, to decyzje przychodzą łatwiej.
ota napisał(a):A z bojaźnią, jak to z bojaźnią. Boję się, że się będą śmiali, że się będą odgrywali, pogrywali, że się nie wpiszę w ogólnie panujący luźny styl bycia, że nie mam poczucia humoru, twardej skóry, że nerwy mnie zjedzą, że nie dam sobie rady, że jestem gorsza, że jestem lepsza..
Ale powiem Ci, że warto wprowadzać w dane towarzystwo swoje pierwiastki, na przykład trochę "swojego" humoru, czy nawet słownictwa, czyli urozmaicać je swą osobą.
Nie zawsze pasuje się do każdego towarzystwa. Nie zawsze można je zmienić (w pracy raczej trudno, chyba że zmienić pracę...), ale da się współgrać na przyzwoitym poziomie z w miarę przyzwoitymi ludźmi, których to zresztą jest chyba najwięcej. Takich ludzi "środkowych", czyli nie specjalnie wybitnych, ale też nie za specjalnie nieprzyzwoitych. Da się z nimi stworzyć naprawdę solidną atmosferę.
Myślę, że jak pozostaniesz sobą w kontaktach z innymi, to najlepiej na tym wyjdziesz. Ja postanowiłem się nie maskować i jest dobrze. Z bardziej solidnymi ludźmi można wtedy naprawdę znakomicie współpracować. Mówić o sobie, czemu nie? Czasem można. Ale przede wszystkim żartować albo po prostu robić coś wspólnie. Coś ciekawego.
Myślę, że i Ty w tym aspekcie dasz radę, tym bardziej jak masz wiele do zaoferowania od wewnątrz. Myślę, że jeszcze zostaniesz doceniona za taką, jaką jesteś, ale raczej nie zachęcam do spędzania czasu z ludźmi poniżej tej normy przyzwoitości o której pisałem. Tam możesz być faktycznie nie zrozumiana.
Tzn. mi się wydaje, że to dość normalne, że gdy stoi się długo z boku, to później ma się obawy, gdy chce się przejść na bok drugi. Ale trzeba spróbować. Może być z początku trudniej, ale z czasem da się radę. I najważniejsze, by jednak z innymi cały czas utrzymywać ten kontakt. Nie alienować się. Obawy, niepewności powinny znikać wraz z poszerzaniem i większą intensywnością kontaktów.
Ten ludzki świat do którego chcesz wejść może czarno wyglądać z Twej pozycji, ale w rzeczywistości nie jest tak pesymistycznie. Sam się o tym przekonałem. W jaki sposób będziesz żyła w tym świecie zależy najwięcej właśnie od Ciebie.
ota napisał(a):Nie pracuję, mam za dużo czasu.
Chyba jest to pierwsza rzecz, którą trzebaby było na dzień dzisiejszy zmienić. Praca potrafi być dobijająca, ale jest konieczna i jednak zmienia jakość życia.
Praca to kolejny fakt, który po prostu trzeba zaakceptować. A nie jest w niej tak źle. Zresztą jest to taka rzecz, którą zawsze można zmienić, czyt. zmienić na coś w czym będziesz czuła się zdecydowanie lepiej.
ota napisał(a):A co się robi z takim żalem, rozczarowaniem światem? Bo ja intelektualnie pojmuję, że wymagam zbyt wiele, ale emocje jakby jeszcze nie dogoniły tego.
Bardzo przykre są te rozczarowania, prawda? Osoby, które wymagają zbyt wiele, wiele muszą się natrudzić, aby coś osiągnąć. Mam podobnie jak Ty, przez to rozumiem Cię w tej kwestii.
Jezeli chodzi o te rozczarowanie, to moim zdaniem możliwości są dwie:
1. Można się z tym co się widzi nie zgodzić i walczyć z tym, próbując coś ulepszać, naprawiać świat. To wymaga całkowitego poświęcenia. Efekt będzie oczywiście mizerny, bo świata i tak się nie da zmienić. I tak biegnie on tak, jak biegnie i będzie biegł dalej tak samo, ale pozostaje satysfakcja z tego, że robi się co może (choć to nie zmienia tego świata). Że przez to uzyska się jakieś zbawienie, czy inne tego typu rzeczy (zależy kto w co wierzy).
2. Pogodzić się z tym, że świat nie jest taki, jaki chcielibyśmy, aby był. Przestać walczyć z wiatrakami i żyć normalnie. Jak już pisałem w poście wcześniejszym - stowrzyć własne światy (tu trzeba znać swe cele). Stanie się wtedy "ponad" tym obserwowalnym światem. On nie będzie miał na Ciebie takiego wpływu, oddziaływania (długi temat).
Każdego coś raduje. Stwarzać swe radosne światy. Tą radość powiększać poprzez swe działania, poprzez osiąganie swych celów. Paradoksalnie - żyjąc bardziej normalnie można także wiele pozytywnego robić dla świata. Ale to już inny, bardzo długi temat.
Kiedyś stanąłem właśnie przed powyższym wyborem...
ota napisał(a):No nie wiem, nie wiem w jakim iść kierunku. Jestem bardzo zagubiona.
Chyba po prostu nic tylko spełniać swe pragnienia. Masz w porządku chłopaka. To jest bardzo, bardzo dużo. Rzekłbym, że to podstawa.
ota napisał(a):@The hooded man - dziekuję za posty.
Clannad mi się włączył.
Naprawdę, nie ma za co.
A z Clannadem... "Robin (the hooded man)". Znakomicie skojarzyłaś. Tak, to zdecydowanie moje rejony
. I mój nick właśnie z tego nagrania Clannad
.
Robin of Loxley lub po prostu człowiek w kapturze. Syn Herne'a Myśliwego. Buntownik, idealista, szlachetny, walczący z niesprawiedliwością, walczący z tyranią tego świata, obrońca słabych i uciśnionych. Sam (miał wprawdzie drużynę, ale w zasadzie to on był tym największym idealistą; on był wybrańcem. Był sam) przeciwko wszystkim. Sam przeciwko złu. Ginie w obronie swych szlachetnych ideałów. Ginie niepokonany, gdyż jego ideały zostały niepokonane, nie zostały nigdy przez nikogo złamane. Czy to nie daje do myślenia? Czy to właśnie nie jest sensem życia? Miłość i ideały. To moim zdaniem sens życia...
Pozdrawiam ciepło!