---------- 01:13 24.03.2010 ----------
Jest mi cholernie ciężko, siedzę teraz piszę i ryczę.
Jak już wspominałam nie mieszkamy razem, więc nie wiemy co się u tej drugiej osoby tak naprawdę dzieje. Zadzwonił dziś w południe zapytać gdzie jestem, bo pisze do mnie skypie a ja milczę. Powiedziałam, że z siostrą na zakupach. Powiedział tylko :'to w takim razie nie przeszkadzam wam'. I potem cisza aż do wieczora. Napisał, że byłoby mu miło gdybym się odezwała. Nie odpisałam więc zadzwonił. Byłam już wtedy w pracy, akurat była przerwa. Rozmawiam z nim przez telefon a przy tym samym stoliku co ja siedział chłopak, który rozmawiał z innym gościem siedzącym za mną, więc mówił dość głośno. No i pytanie w słuchawce: 'co to za koleś koło ciebie siedzi? co wy tam robicie?' Rozłączyłam się. Nie miałam ochoty znowu wysłuchiwać co on o mnie myśli. Dzwonił do skutku, w końcu odebrałam. Byłam zaskoczona, bo nie było serii wyzwisk i obelg tylko prośba o rozmowę. Byłam dla niego taką suką, że sama siebie nie poznawałam. A on dalej nalegał. Wspomniał o terapii. Powiedział, że pójdzie się leczyć. Pytałam o szczegóły, powiedział, że nie chce o tym gadać przez telefon i jak skończę pracę to może się spotkamy. Pojechałam, byłam ciekawa jego pomysłu. Okazało się jednak, że mój ton mu nie odpowiadał, że jego tak się nie traktuje i nie będzie rozmawiał gdy ja 'szczekam'. Powiedziałam mu, żeby w takim razie poszedł spowrotem do domu. Pytał czy jestem pewna, bo to oznacza koniec. Powiedziałam, że oczywiście. Dzwonił jeszcze, pisał. Od słowa do słowa doszła jeszcze sprawa utrzymywania jego byłej i parę innych istotnych dla mnie spraw, których on nie chce zmienić. Pytam go więc o co niby mamy walczyć i się starać. Odpowiedź-o nas, żeby było jak dawniej. Chyba ktoś musiałby mi zresetować mózg bym mogła czuć się przy nim jak kiedyś, tak w miarę swobodnie i radośnie.
Właśnie z nim rozmawiałam. Wybił mnie z toku myślenia. Powiedział, że jaśli teraz go nie przeproszę za to, jak go dziś traktowałam, jak z nim rozmawiałam to już ostateczny koniec. Powiedziałam, że nie mam za co go przepraszać, że rozmawiam z nim w taki sposób na jaki zasługuje. On-gdy się kogoś kocha to tak się z nim rozmawia jak ty ze mną? Ja-gdy się kogoś kocha to się go bije tak jak ty mnie? I znów przepychanki słowne kto jest bardziej winien i kto w ogóle zaczął prawie dwa lata temu. Zapytał czy jestem pewna swojej decyzji (że nie chcę z nim być)-odpowiedziałam, że oczywiście, jeśli to się wiąże z moim bezpieczeństwem psychicznym, fizycznym i spokojem. No i na tym się skończyła rozmowa.
Mam teraz huśtawki nastrojów. Gdy zaczynałam pisać ten tekst płakałam, było mi źle, chciałam by wrócił i przytulił i jednocześnie nie chciałam go widzieć. Teraz, po ostatniej rozmowie, czuję jakiś dziwny spokój. Może to cisza przed burzą?
P.S. Loki rozbawiłeś/-łaś mnie
Już sobie wyobrażam jak wymachuję jakimiś sprzętami niczym Jacki Chan
Dziękuję Wam za wsparcie, zrozumienie i słowa otuchy. Chociaż tu mogę z siebie to wszystko wyrzucić.
---------- 01:15 ----------
Jest mi cholernie ciężko, siedzę teraz piszę i ryczę.
Jak już wspominałam nie mieszkamy razem, więc nie wiemy co się u tej drugiej osoby tak naprawdę dzieje. Zadzwonił dziś w południe zapytać gdzie jestem, bo pisze do mnie skypie a ja milczę. Powiedziałam, że z siostrą na zakupach. Powiedział tylko :'to w takim razie nie przeszkadzam wam'. I potem cisza aż do wieczora. Napisał, że byłoby mu miło gdybym się odezwała. Nie odpisałam więc zadzwonił. Byłam już wtedy w pracy, akurat była przerwa. Rozmawiam z nim przez telefon a przy tym samym stoliku co ja siedział chłopak, który rozmawiał z innym gościem siedzącym za mną, więc mówił dość głośno. No i pytanie w słuchawce: 'co to za koleś koło ciebie siedzi? co wy tam robicie?' Rozłączyłam się. Nie miałam ochoty znowu wysłuchiwać co on o mnie myśli. Dzwonił do skutku, w końcu odebrałam. Byłam zaskoczona, bo nie było serii wyzwisk i obelg tylko prośba o rozmowę. Byłam dla niego taką suką, że sama siebie nie poznawałam. A on dalej nalegał. Wspomniał o terapii. Powiedział, że pójdzie się leczyć. Pytałam o szczegóły, powiedział, że nie chce o tym gadać przez telefon i jak skończę pracę to może się spotkamy. Pojechałam, byłam ciekawa jego pomysłu. Okazało się jednak, że mój ton mu nie odpowiadał, że jego tak się nie traktuje i nie będzie rozmawiał gdy ja 'szczekam'. Powiedziałam mu, żeby w takim razie poszedł spowrotem do domu. Pytał czy jestem pewna, bo to oznacza koniec. Powiedziałam, że oczywiście. Dzwonił jeszcze, pisał. Od słowa do słowa doszła jeszcze sprawa utrzymywania jego byłej i parę innych istotnych dla mnie spraw, których on nie chce zmienić. Pytam go więc o co niby mamy walczyć i się starać. Odpowiedź-o nas, żeby było jak dawniej. Chyba ktoś musiałby mi zresetować mózg bym mogła czuć się przy nim jak kiedyś, tak w miarę swobodnie i radośnie.
Właśnie z nim rozmawiałam. Wybił mnie z toku myślenia. Powiedział, że jaśli teraz go nie przeproszę za to, jak go dziś traktowałam, jak z nim rozmawiałam to już ostateczny koniec. Powiedziałam, że nie mam za co go przepraszać, że rozmawiam z nim w taki sposób na jaki zasługuje. On-gdy się kogoś kocha to tak się z nim rozmawia jak ty ze mną? Ja-gdy się kogoś kocha to się go bije tak jak ty mnie? I znów przepychanki słowne kto jest bardziej winien i kto w ogóle zaczął prawie dwa lata temu. Zapytał czy jestem pewna swojej decyzji (że nie chcę z nim być)-odpowiedziałam, że oczywiście, jeśli to się wiąże z moim bezpieczeństwem psychicznym, fizycznym i spokojem. No i na tym się skończyła rozmowa.
Mam teraz huśtawki nastrojów. Gdy zaczynałam pisać ten tekst płakałam, było mi źle, chciałam by wrócił i przytulił i jednocześnie nie chciałam go widzieć. Teraz, po ostatniej rozmowie, czuję jakiś dziwny spokój. Może to cisza przed burzą?
P.S. Loki rozbawiłeś/-łaś mnie
Już sobie wyobrażam jak wymachuję jakimiś sprzętami niczym Jacki Chan
Dziękuję Wam za wsparcie, zrozumienie i słowa otuchy. Chociaż tu mogę z siebie to wszystko wyrzucić.
---------- 01:16 ----------
Sorki, dwa razy poszło