Jak skończyć raz na zawsze?

Problemy z partnerami.

Jak skończyć raz na zawsze?

Postprzez Jaga82 » 23 mar 2010, o 01:15

Witam!
Długo mnie nie było, miałam trochę problemów na głowie.
Teraz mam kolejny. Widzę, że mój związek nie przynosi ani mnie ani mojemu facetowi nic dobrego. Chciałabym go zakończyć tak raz na zawsze i ostatecznie, ale jest mi cholernie ciężko, bo go kocham i ciągle sama się zastanawiam dlaczego, skoro tak cholernie mnie krzywdzi. Od jakiegoś już czasu nie tylko słownie. Mam już dość życia w strachu. Czuję się jak w pułapce, z której nie ma ucieczki. Wpadłam w jego sieci i nie mogę się z nich wyrwać. Przez ostatnie miesiące strasznie ciężko było mi się przed nim otworzyć, być miłą jak kiedyś, uśmiechać się do niego. Za trudne to było dla mnie (pisałam o tym, że wpisał w google 'seks randki....(nazwa kraju, w którym żyjemy) zaledwie 15minut po tym, jak się ze mną kochał; mówi, że jest mu ze mną najlepiej na świecie)'. Na początku wg niego to była moja, że tam wszedł, że się nim nie interesowałam, że go olewałam. Gdy się przekonał, że się wyprowadziłam zmienił ton, zaczął przepraszać, błagać, płakać do słuchawki bym wróciła. Wróciłam. Głupia jestem, co? :) I wiecie co się wydarzyło? 4dni później wyrzucił z domu moją walizkę, mnie kopnął w zadek wrzeszcząc przy tym najgorsze epitety pod moim adresem. Dodam też, że mieszkał z nami kolega, który był tego świadkiem. Co za wstyd! :oops: Najśmieszniejsze jest to, że dzis już nawet nie pamiętam dlaczego to zrobił. Pewnie było jak zwykle-wmawianie mi, że go zdradzam z kim popadnie. Uciekłam do siostry. Znów to samo. Telefony z prośbami, płacz do słuchawki, błagania. Znów wróciłam. Co za idiotka! Chwilkę był spokój. Pewnej soboty, mieliśmy wtedy wyjątkowo dobry dzień, coś znów popsuło mu humor i wzbudziło jego agresję do tego stopnia, że rzucił moim komputerem o ścianę (stąd taka długa przerwa; komp w serwisie). Wtedy ustaliliśmy, że mieszkamy ze sobą tylko do końca miesiąca i każde idzie w swoją stronę. Tak też się stało. Mieszkam sama i dlatego mogę pisać na forum :) Gdyby on się o tym dowiedział, znów wpadłby w szał. Czasem się spotykamy. Jakiś czas temu pokłóciliśmy się, znów mnie wyzwał od najgorszych a za kilka godzin, nad ranem koło 4 puka do moich drzwi i mówi, że skończył pracę i chce się przytulić (!). Wpuściłam go, bo nie chciałam robić zadymy na pół osiedla tak wcześnie. Gdy za dwie godziny wstałam do pracy, siedzieliśmy juz w aucie, bo miałam go odwieźć do domu, powiedziałam, że nie dam się tak traktować, że będę w życiu szczęśliwa, że pewnie znajdzie się jeszcze ktoś kto mnie pokocha tak jak należy. Nawet się nie spostrzegłam jak dostałam z pięści w twarz zalewając się krwią. Zaczęłam się drzeć na niego, chciałam go przejechać. Dzwonił, przepraszał, mówił, że go sprowokowałam, dając do zrozumienia, że go zdradzam lub zacznę zdradzać. Pisał, że się zabije. W pracy wymyśliłam jakąś historyjkę, w którą łatwo można było uwierzyć. Nie chciałam go widzieć, słyszeć. Mimo to przyszedł wieczorem porozmawiać. Stał przed drzwiami (nie otworzyłam mu) najpierw przepraszał ale na każde jego słowo miałam kontrę, więc odszedł z obelgami pod moim adresem. Potem przez dwa tygodnie błagał, wręcz płaszczył się przede mną bym spojrzała na niego choć trochę przychylniej. Dziwił się przy tym jak ja mogę go tak traktować. Skoro mówię, że go kocham to powinnam mu to okazywać. Tłumaczyłam mu, że można kochać i nie chcieć być z tym kogo się kocha, gdy ta osoba mocno rani. Znów śpiewka o zdradzie, że pewnie kogoś mam, bo w przeciwnym razie zachowywałabym się inaczej. Czekał, czekał, błagał, prosił. Znów mu uległam. Znów się otworzyłam, chciałam zapomnieć. Ten stan trwał dwa dni. Znów się pokłóciliśmy, wychodził już z mojego mieszkania, gdy mu powiedziałm, żeby już więcej nie dzwonił, nie pisał, że nie chcę go znać. Cofnął się z pytaniem jak ja go traktuję i wyciągniętą ręką w moim kierunku. Znów dostałam. Znów lała się krew. Tym razem nie szłam do pracy, więc nie musiałam nic wymyślać :) Przyszedł na drugi dzień (wpuścił go właściciel mieszkania, ja spałam, poza tym nie odbierałam od niego telefonów) mówiąc, że jestem jego tlenem, że nie może beze mnie żyć, że ma tylko mnie. Mam już głęboko gdzieś jego piękne słówka. Dziś chciał się umówić na spacer. Spławiłam go. Prosił, namawiał. Napisałam, że jak wrócę od siostry mogę mu poświęcić pół godziny. Siedziałam u tej siostryi dostawałam esy typu-pewnie dobrze się bawisz; zaraz ide spac; jedziesz juz? Zadzwonił gdy juz jechałam z awanturą, z kim ja tak długo gadam przez telefon, pewnie już kogoś mam. A ja z nikim nie rozmawiałam; po prostu czasem sieć się zawiesza czy coś i nie można się nigdzie dodzwonić. Oczyiście pojechałam prosto do domu, nie na żaden spacer. Powiedziałam mu, że nie czuję się przy nim bezpieczna, zwłaszcza gdy jest w takim stanie. Powiedział mi, że to była moja ostatnia szansa (!), uwierzycie? Że od teraz już będzie za późno na cokolwiek, że za kilka dni już w nic mi nie uwierzy i że tylko go utwierdzę w przekonaniu, że kogoś mam. Powiedzieliśmy sobie, że to koniec. Tylko, że takich końców mieliśmy już kilkaset a ja chciałabym w końcu wytrwać w swoim postanowieniu. Chcę być szczęśliwa, traktowana z należnym mi szacunkiem, chcę założyć rodzinę (gdy byłam z nim w ciąży, kazał usunąć; nie zrobiłam tego; poroniłam), bo jestem młodą kobietą, która marzy o dziecku. Boję się, że znów zabraknie mi siły, by trwać przy swoim, bo mimo wszystko kocham go, choć powinnam nienawidzieć. Jest skurwielem jakich mało a mimo to tęsknię, gdy nie ma go dłużej przy mnie. Rozum mi mówi jedno a serce coś innego. Którego mam słuchać? Niby odpowiedź jest oczywista-zostawić i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Ale co z uczuciami?
Przepraszam, że tyle czasu Wam zajęłam, ale musiałam to w końcu z siebie wyrzucić. Ludzie, którzy mnie otaczają nawet nie podejrzewają, że mam tak poważne problemy, bo nauczyłam się świetnie grać i po mistrzowsku maskować moje uczucia. W pracy jestem ciągle zadowolona i uśmiechnięta, ludzie mówią, że miło im się ze mną przebywa. A ja chciałabym krzyknąć każdemu z nich w twarz:RATUNKU!
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 58 gości