Witam wszystkich bardzo ciepło.
Przez pewien czas zastanawiałam się w której grupie umieścić ten wątek i po dłuższym namyśle sądzę, że to miejsce będzie najwłaściwsze.
Słowa ciężko dobrać i właściwie nawet nie wiem jak zacząć...
Jest mi ciężko, bo w końcu gdybym nie czuła się tak rozgoryczona, pewnie by mnie tu nie było. Jednak dziś przyszedł taki moment, kiedy pragnę się podzielić z Wami tym co mnie dręczy.
Od jakiegoż czasu złapałam się na tym, że zbytnio przejmuje się wszystkim, że coraz częściej jestem rozdrażniona, bądź zamyślona. Nie bierze się to jednak bez powodu. Owym powodem jest ON. Dobry, pracowity, kochający, ale i zazdrośnik, awanturnik...
Wiem, że jestem kobietą która kocha za bardzo i stąd też niektóre moje problemy. Kiedyś jednak to MOCNE kochanie było dla mnie czymś naprawdę wspaniałym, ale to dlatego, że tak samo MOCNO byłam kochana przez Niego. Nie brakowało mi niczego, bo to czego potrzebowałam miałam każdego dnia.
Czasami nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie po kilku miesiącach, latach zapominają o tym jak to było dobrze na początku i nie chcą, bądź nie potrafią tak trwać do końca. U mnie to jest tak, że są okresy bardzo dobre, dobre i te złe. Teraz jak się pewnie sami domyślacie tkwię w tym 3.
Od kilku dni wciąż ronię łzy zmieszane ze smutkiem i złością.
Jestem coraz bardziej zazdrosna o chłopaka, który daje mi wciąż to nowe powody do tego. Okropnie jest słuchać jak to latają za nim dziewczyny, kiedy mówi, że czasami spojrzy się na jakąś ładną kobietę. Słucham tego ze łzami w oczach i bez żadnych dodatkowych: "Ty jesteś dla mnie najpiękniejsza".
Przestałam czuć się ważna, bo co ja właściwie mam myśleć, kiedy On mówi, że nie mam nigdy nic ciekawego do powiedzenia. Tylko, że on nawet nie słucha, wciąż mówi tylko o sobie, nie nawiązuje do tego o czym pragnę mu czasami z żywą chęcią powiedzieć. Już nie mowie mu o swoich smutkach, nawet momentami radościach - skrywam to w sobie.
Ściska mnie w gardle, kiedy słyszę "ucisz się", nie mam ochoty na rozmowę, jestem zajęty, dla Ciebie nie mam czasu... To w takim razie kim ja jestem w tym momencie dla niego? Czasami dość obraźliwe słowa padają pod moim adresem i nawet nie potrafię się już bronić.
Czasami tak bardzo potrzebuje od nowa poczuć to dawne ciepło, bo przecież on potrafi być tak wspaniałą osobą, ale jakby na te chwile, kiedy mu, że tak powiem nie odpowiadam, wstępuje w niego diabeł.
Wciąż się zastanawiam co można zrobić, by on się zmienił. Jak ja mam postępować?
Gdybym potrafiła tak po prostu się tym nie martwić, ale przecież go kocham, a on powtarza, że kocha mnie, to jak mogłabym stać z boku? Chcę dobra dla nas obojga, żeby nie brakowało nam wspólnej miłości i troski.
Nie wiem jak mu o tym powiedzieć. Nawet nie wiem czy mogę, bo boję się, że mnie spławi, powie, żebym nie przesadzała. Nie mogę go nawet nakłonić do prawdziwej rozmowy, a tym bardziej do tego, żeby zaczął poważnie traktować mnie i sam zaczął być poważny, bo tego też coraz mniej.
Prośby nie skutkują, a we mnie się zbiera, aż w końcu wybuchnę tą złością i żalem, żeby być może ponownie usłyszeć, że to na nim nie robi żadnego wrażenia.
Nie wiem co mam o tym myśleć, ale dziękuję, jeżeli ktoś był wytrwały i przeczytał mam nadzieję, że w miarę składne zdania.
Pozdrawiam.