Cześć
W grudniu ubiegłego roku straciłam pracę po 15 miesiącach. Do tej pory nie mogę sobie z tym poradzić.
Fakt nie było za dobrze w kontaktach miedzyludzkich. Moim wspołpracownikiem była baba ktora nie mogla miec dzieci i na kazdym kroku wyżywala sie na mnie. przez 15 miesiecy to ja cięzko charowałam nad tym zeby było ok, a ona praktycznie nie robiła nic. Ciągłe kłótnie, dodatkowo kapusiostwo i donosiciuelstwo z niej wychodzilo na kązdym kroku. Dodatkowo dyrektorka nie była osoba szczerą. Po pierwsze nie potrafiła powiedziec mi prosto w twarz ze odchodzę tylko wysługiwala sie wlasnym wspólpracownikiem. po drugie nie podala mi nawet reki na dowidzienia. Kolejna rzeczą jest to ze robila tak ja sama myslala nie zwracajac uwage na osobę pokrzywdzoną sadząc ze ci ktorzy sa dla niej ,mili sa dobrzy reszta jest zła.
Ale nie powiemj ze było żle. Zaangażowanie w praće chęc pracy i pomocy innym dawalo mi energie do życia i radość.
Do tej pory nie moge sie z tym pogodzic. Z trojki oosb ktore mialy umowy na czas okreslony zostala tylko jedna ta baba ktora praktyycznie nie robila nic, mimo ze caly czas mowili ze zwalniaja wszystkich ktorzy maja na czas okreslony. to w koncu albo wszystkich albo nikogo. Po drugie na moje miejsce przxyjeli starzystkę...Boże! Dlaczego tak jest?? Czy nie latwiej bylo powiedziec ze sie nie nadaje ze mnie nie chca niz postapywać tak jak postepuja??? Na chwile obecna jak widze dyrektorke to czuje sie emocjonalnie rozbita. mam do niej wielki zal. Z drugiej storny wiem ze dla mnie ta babka moj wspolpracownik i dyrektorka nie istnieja i nawet jak sie z nimi zobacze to nawet dzien dobry nie powiem.... Dołuje mnie ot wszystko i odbiera ochote do życia ((((( wielokrotnie śni mi sie to po nocach i doprowadza do totalnego obłedu, strachu, leku i depresji.