Witam,
Mam taki problem. Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu. Po śniadaniu dałem się sprowokować do kłótni moim rodzicą chodziło o to, że dalej nie mam pracy. Takie mini kłótnie/ pretensje są co dwa lub trzy dni. Ale ta, którą teraz opisuję była dość spora i ja też mam wytrzymałość raczej na wyczerpaniu, bo…. pod gradem oskarżeń zrobiłem cos dziwnego – zacząłem się bić po twarzy – dość konkretnie ale otwartą dłonią.
Że co? sam siebie ukarałem? Tak jakby nie dość że miałem rodziców nadopiekuńczych , niekonsekwentnych, dających wsparcie dopiero jak zaczynam się tak zachowywać.
Czy jedynym sposobem na pozbycie się tego uzależnienia Ja-matka jest wyprowadzka?
Myślę, że to uzależnienie, bo jak byście nazwali taki stan, gdy mama zadowolona ja zadowolony, gdy mama się złości to mnie jest przykro i mam poczucie winy.
I tłumaczyć jej mogę jej postępowanie – na nic.
Jak wydobyć samemu z siebie wiarę w siebie i taką nie zależność emocjonalną od jej( i w ogóle innych ludzi) humorów?
Martwię się, bo od tamtego czasu kilka razy dziennie nachodzą mnie myśli o tym, aby sobie dać znów w pysk teraz są słabsze, ale na początku były tak mocne, że bałem się, że utracę kontrole i to zrodziło kolejne obawy, że może to być początek jakiejś poważniejszej choroby.
Ostatnio przez większośc dnia albo się lękam albo doczuwam złośc albo czuje taką ospałość/ zmęczenie.
Czy to możliwe żeby to intensywne odczuwanie złości było wynikiem medytacji tzn że ona wyostrzyła mi percepcję? I stąd odczuwam tą energię tak wyraźnie? - w udach i jak narasta.
Ostatnio w ogóle czuje, że mam w sobie wiele gniewu/złości, bo te obrazy, które mi przychodzą do głowy dotyczą nawet częściej niszczenia przedmiotów – tak ni z gruszki czy pietruszki po prostu, np. wchodzę do pokoju ze szklanką herbaty w ręce i obraz: „rzucam szklanką w okno”
Ostatnio oglądałem z bratem film a ponieważ biorę się ostatnio za kilka nowych przedsięwzięć w moim życiu, trochę byłem podminowany no i zacząłem czuć narastającą energię ,która domagała się wyładowania i obrazy aby zacząć go szarpać dać mu w pysk i tym podobne. I znów ten lęk że się nie opanuję… Po pół godziny oglądania filmu powiedziałem mu że dokończymy kiedy indziej bo jestem zmęczony porozmawiałem z rodzicami wypiłem herbatkę ziołową uspokajającą i dopiero w pełni doszedłem do siebie.
Czy potrzebuję psychologa? Jaka terapia była by najlepsza?(gestalt/behawioralno poznawcza)Wiele lat temu przeszedłem grupową psychodynamiczną.
Czy może wystarczy codziennie uprawiać jakiś sport : bieganie/pływanie a tym myślą na głos kazać się wynosić i przejdzie?
Dodam jeszcze, że mam za sobą okres problemów ze snem trwający ponad miesiąc od połowy grudnia i spałem od 2-6h a czasem wcale – to na pewno mnie nadwerężyło. I we wrześniu miałem „ incydent” płynąłem wpław i mało brakowało a bym się utopił bo zaczynało brakować sił i musiałem poradzić sobie z ogromnym strachem aby znaleźć rozwiązanie. To z tym pływaniem to jakaś trauma może być?
Ostatnio zacząłem działać w jednej organizacji poza tym kumpel mnie zmobilizował abym spełnił swoje marzenia i zacząłem działać w drugiej oraz zacząłem udzielać korepetycji.
Wszystko to wiąże się z większą ilością stresu w moim życiu - tym bardziej że ja w ogóle mam tak że jak coś wisi na demną do zrobienia to ciągle bym się tym zamartwiał – tak jakbym nie mógł sobie pozwolić na błąd - i niewiem co zrobić bo z jednej strony to działanie mobilizuje i cieszy i jest kontakt z ludźmi a z drugiej obawiam się czy nie nadweręży mnie za bardzo bo o ile do psychologa mógłbym się przejść to psychiatrą nie jestem zainteresowany.
Co powinienem zrobić? Jakieś szkolenia psychologiczne czy co?
pozdrawiam
Zed