Ręce mi opadają.Powiedziałem dziś koledze o moich zmaganiach z depresją (bo nie mam problemu z mówieniem o swojej chorobie),z myślą że ma choć blade pojecie co to takiego.A tu jakbyś człowieku mówił o najnowszych osiągnięciach fizyki kwantowej.Mało że zero wiedzy na ten temat,to jeszcze jego wypowiedzi sugerowały że zna się na tym jak mało kto.
To ja z terapeutą od miesięcy wałkuję że depresja to rzeczywista CHOROBA a nie jakaś słabość osobowości,lenistwo czy pazerność(o co cały czas się oskarżam),a tu ten 'znawca' z lekkością baletnicy bagatelizuje objawy i skutki tej choroby oraz 'udowadnia' że gdyby się tylko chciało to można się tego pozbyć...
Jestem dobity,bo setki razy powtarzam sobie że nie jestem parszywym leniem ani pieprzonym nierobem(i próbuję w to uwierzyć-jak kazał terapeuta) a tu ktoś jednym cięciem pozbawia cię tych cieniutkich nitek na których się trzymasz.Już nic nie wiem...bardzo boli...
p.