Terapia juz skonczona a zycie plynie dalej.....

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Terapia juz skonczona a zycie plynie dalej.....

Postprzez marti » 12 mar 2010, o 19:25

Terapie dda przeszlam ok 3 lata temu,trwala 2 lata.Terapia nie zmienia naszego zycia ale moje zycie po terapii uleglo zmianie o 180% Czulam ze moge,potrafie ,chce.Obudzilam sie z 30 letniego letargu.Cala terapia byla najlepszym doswiadczeniem w moim dotychczasowym zyciu.Odkrywalam siebie,zaczelam rozumiec to co sie naokolo mnie dzialo.Dotarlam do malej zagubionej dziewczynki i zrozumialam ze ona ZASLUGUJE na wszystko co najlepsze.Zaczelam sie rozpieszczac,spelniac swoje zachcianki,kaprysy.Poczatkowo z lekkim oporem i nawet wstydem bo do tej pory to ja dbalam o wszystkich a tu nagle pozwolilam sobie na zdrowy egoizm.Zaczelam podejmowac smiale,swiadome,moje decyzje.Czulam ze to ja kieruje moim zyciem, nikt inny tylko ja.Wyjechalam za granice.Zaczelam podrozowac,poznawac nowych ludzi.Do tej pory pozamykana,smutna,trzymajaca ludzi na dystans.w nowy srodowisku bylam postrzegana za osobe otwarta,pogodna i nawet pewna siebie.Poznalam mezczyzne z ktorym bylam rok czasu.Niestety wszystko sie skonczylo.Bardzo to przezylam,plakalam chyba 2 tygodnie i nagle mi przeszlo,godziny rozmow z przyjaciolka pomogly.Zrozumialam ze roznice kulturowe i sposob w jaki widzimy wspolna przyszlosc byly tylko utrudnieniem i teraz z perspektywy czasu wiem ze nie kochalam i nie bylam kochana...Po jakims czasie poznalam mojego obecnego partnera,zakochalam sie widywalismy sie tak czesto jak to bylo mozliwe,rozmawialismy przez telefon godzinami,spedzilismy razem wakacje .Po kilku miesiacach zamieszkalismy razem tzn ja przeprowadzilam sie do niego,zmienilam miejsce pracy.Zostawilam wszystko i wyjechalam do niego.Kolejne zmiany w moim zyciu,zmiana srodowiska,mieszkania,nowy partner...sama nie wiem,czuje ze to za duzo,ze nagle nie mam sily.Ogarnia mnie jakis niezrozumialy smutek,strach,niepewnosc.Tak jakbym byla obok mojego zycia.Nie mam tu znajomych jestesmy razem ja i on.To wlasnie tego pragnelam przez lata samotnosci a teraz czuje jakas pustke.Poza tym jestem zazdrosna,wkrecam sobie ze na pewno bardziej kochal swoja byla zone.Mieszkanie do ktorego sie wprowadzilam jest urzadzone przez jego byla zone i nieraz mam ochote wszystko wyrzucic zeby nie bylo najmniejszego sladu innej kobiety...Czuje ze trace ta moc ktora do tej pory towarzyszyla mi w moim nowym zyciu.Pragne cos zmienic"wziasc sie za siebie",nie chce popasc w ten dobrze mi znany letarg i niemoc.Ale nie wiem od czego zaczac,jak zaczac.Wczoraj wlaczylam sobie plyte relaksacyjna,chcialam sie wyciszyc,zebrac mysli.wsluchac sie w siebie....I wiecie co sie stalo?Plakalam jak bobr,nie moglam sie powstrzymac, opanowac.Nie wiem co sie ze mna dzieje.Jest mi bardzo zle i smutno bo w chwili kiedy mam to czego pragnelam nie potrafie sie cieszyc.Czuje tez ze w pracy,w zwiazku jestem jakas niezaradna pogubiona dziewczynka.Nieraz brakuje mi odwagi zeby byc soba,stalam sie znowu przezroczysta.A kazda krytyka powoduje ze zamykam sie w sobie lub placze.....duzo tego,piszac czuje ze wszystko sie ze mnie wylewa,ze daje upust czemus co sie nagromadzilo,nazbieralo i teraz bardzo przeszkadza........[/b][/list]
marti
 
Posty: 50
Dołączył(a): 4 mar 2010, o 12:20

Postprzez szczupły » 12 mar 2010, o 20:28

Witaj marti

Wiesz marti nie mam takiego dooświadczenia jak Ty, bo nie skonczylem swojej terapii,ale być może sytuacja jest w jakimś sensie podobna do Twojej i Ci coś wiecej moze pozwoli zrozumiec. Wiesz pisząc to że Twoja terapia była najlepszym życiowym doświadczeniem i że Twoje życie się zmieniło dajesz mi dużą nadzieję. Wiesz aż się ciepło robi na sercu, gdy się słyszy takie słowa.

Co do podobieństwa. Też kiedyś poznałem dziewczyynę, zakochaliśmy się, po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem, po kilku miesiacach kupilismy mieszkanie,zostawiłem swoich znajomych bo jakos nie pasowali do tej sytuacji, wskoczylem na gleboka wode ale nie pozamykalem wielu spraw, ktore sie ciagna do dzis. Te decyzje podjałem w bardzo ciężkiej depresji,wszystko szybko szybko bez zastanowienia sie. Może wielu ludzi pozazdrości mi mojejj sytuacji patrzac z boku, ale wiem że mnie to przerosło,za dużo, tak naprawde nie byłem na to gotowy, na sytuacje w której się znalazłem. Piszesz że też dla Ciebie to dużo,te zmiany. Być może wcale tych zmian tak w głębi serca nie chciałaś, może nie dałaś sobie czasu na przemyślenie, na szczerą odpowiedź wobec siebie,i teraz Cę to przytłoczyło. Też to mieszkanie nie jest w pewnym sensie Twoje, tzn nie przez Ciebie stworzone, może troche czujesz sie jak gość, że to nie jest cos stalego? Że gdzies tam moze sobie myslisz ze jeszcze kiedys sie rozstaniecie i znowu bedziesz w punkcie wyjscia? Mówisz ze zaczelas siie wsluchiwac w siebie i zaczelas plakac jak bobr. W sumie to zazdroszcze Ci tego płaczu w pewnym sensie, bo czesto mi sie zbiera do płaczu,ale nie potrafie.Myśleze ten płacz na pewno coś chce Ci powiedziec, kiedys moj powiedzial mi bardzo wiele.
Może uznasz że to co napisałem zupełnie do Ciebie nie pasuje a może coś Ci da.

pozdrawiam
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez marti » 12 mar 2010, o 21:47

Witaj Szczuply,bardzo dziekuje ze odpowiedziales.Jesli chodzi o moja terapie to nie mialam chwili zwatpienia i watpliwosci.Czulam, ze jestem,jak to sie mowi, w odpowiednim czasie i miejscu.Widzialam i czulam zmiany jakie we mnie zachodza.Zmienila sie rowniez moja relacja z mama.Przestalam jej matkowac,zamartwiac sie o nia.Czulam ze zdjelam ze swoich barkow jakis ogromny ciezar.Zdjelam sto tysiecy skorup w ktore bylam ubrana i okazalo sie ze lubie sie smiac,poznawac nowe,odkrywac siebie i wszystko co mnie otacza.Teraz,mimo ze mam jakis powrot do przeszlosci,ze powrocily jakies stare leki i strachy,wierze ze to jest przejsciowe,ze odnajde wlasciwa sciezke do mojego spokoju i radosci.W tym co napisales jest duzo prawdy.Pamietam ze jak podjelam juz decyzje o przeprowadzeniu sie do niego, to czulam jakis rodzaj wstydu przed moimi znajomymi.Tak jakbym robila cos zlego...Tak na prawde nie wiem czy to byla ucieczka po niepowodzeniu i balam sie byc sama.Wiem ze kiedy podejmowalam decyzje czulam ze to jest najlepsze co moge zrobic,znalazlam tez swietna prace.Gorzej bylo po kilku dniach od mojego przyjazdu.Scieralismy sie na kazdym kroku i to ciagle uczucie obecnosci innej kobiety.Bardzo dlugo czulam sie jak gosc mimo ze moj partner podkreslal ze to jest teraz nasz wspolny dom to ja tego nie czulam...Nie wiem czy to co teraz czuje jest wynikiem jakiejs ucieczki przed samotnoscia,przed soba;czy zmian w ogole????Mieszkamy razem ok pol roku i z jednej strony czuje ze kocham i jestem kochana a skoro tak to skad ten lek,strach?Jezeli kochamy to jestesmy spokojni po prostu szczesliwi?[/list]
marti
 
Posty: 50
Dołączył(a): 4 mar 2010, o 12:20

Postprzez szczupły » 12 mar 2010, o 22:30

Widzisz marti, jednak cos było nie tak z tą przeprowadzką,piszesz ze po kilku dniach bylo gorzej i sie scieraliscie, ale staram sie Ci za wiele nie sugerowac w tej chwili, moze to tylko jakas blahostka i problem lezy gdzie indziej.

Może ten lęk który czujesz to lęk przed porzuceniem, obawa że to niby wspolny dom, a Ty czujesz ze nie jest wspólny. Może ta decyzja była podjęta troche za wczesniej, może chciałaś sie wprowadzic bo on chcial a nie chcialas mu robic przykrosci, moze, sama wiesz lepiej. Być moze coś Ci w tym facecie nie pasuje, może ma jakies cechy z którymi trudno Ci sie pogodzic.

Być moze to stan przejsciowy,chyba kazdy ma jakies stany przejsciowe co?:)

Pytasz czy jesli kochamy to jestesmy spokojni i szczesliwi? Jeśli poza zwiazkiem byłaś kiedys spokojna i szczesliwa to mysle ze odpowiedz na Twoje pytanie to tak. No bo jesli nie bedac w zwiazku bylas spokojna i szczesliwa to jesli juz nie jestes to cos jest nie tak, ale to nie znaczy ze nie kochasz, no chyba ze ten stan trwa ciagle,ale piszesz ze przejsciowo.

Nie jestem specjalista od dobrych rzeczy w zwiazku,raczej mam negatywne doswiadczenia, wiec moge byc stronniczy. Ale wiesz, gdyby bylo ok to bys sobie takich pytan nie zadawala co?

Nie chhce Ci mowic jakis madrych rzeczy bo zamiast Ci pomoc moga Ci przyniesc skuek odwrotny, chcialem Cie tyko" zmusiić " do pomyslenia.

Czytalem taka ksiazke Pia Melody "Toksyczna miłość". Polecam.Ciekawa i łatwo nawet zrozumieć skomplikowane rzeczy, ale jak ją odnieść do siebie nagle staje się cholernie trudna i bolesna. Znajdziesz ja na chomikuj.pl.
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez Smerfna » 12 mar 2010, o 22:37

marti.... piszesz o życiu które dla mnie jest tak oddalone, że chyba nawet nie wolno mi o nim marzyc....
Avatar użytkownika
Smerfna
 
Posty: 330
Dołączył(a): 12 sty 2008, o 17:18

Postprzez marti » 12 mar 2010, o 23:29

Szczuply,zmuszasz do przemyslen,to fakt....mam glowe pelna pytan na ktore nie moge znalezc odpowiedzi dlatego tutaj napisalam.Opisujac moj problem to co mnie teraz dreczy nie zakladalam jakie beda ewentualne odpowiedzi wiec nie przejmuj sie jak na mnie wplywa to co piszesz...bardzo mi pomagasz i jestem Tobie bardzo wdzieczna.Bardzo chetnie poszlabym na grupe wsparcia ale niestety nie mieszkam w Polsce i to jest moj jedyny kontakt z osobami podobnymi do mnie...do tej pory myslalam o tym co sie ze mna dzieje tylko przez pryzmat dda tzn.jestem dda- mam problem z przystosowaniem sie do zmian,jestem zazdrosna-mam problem z poczuciem wlasnej wartosci;a strach to stad ze ktos mnie moze na prawde kochac a pozniej porzucic, itp ale moze to nie do konca tak?...Caly czas mysle jak moge sobie pomoc,szukam jakiejs formy autoterapii ale nie wiem jak i od czego zaczac..wlasciwie to juz zaczelam,piszac tutaj... Smerfna co masz na mysli piszac ze to jest zycie o ktorym nawet nie wolno ci marzyc?
marti
 
Posty: 50
Dołączył(a): 4 mar 2010, o 12:20

Postprzez Smerfna » 12 mar 2010, o 23:37

ta przemiana jaka się dokonała w tobie... Przydała by się i mnie.
Ale chyba nigdy się nie dokona we mnie.
Nie chodze na terapie. Wczoraj czy kiedyś tam napisałam że jest mi nie potrzebna, ale dziś kurcze od płaczu boli mnie cała głowa, zuzyłam całe opakowanie duze husteczek i jeszcze do tego pusciła mi się krew z nosa ;/ co nigdy mi sie nie zdażało... wógóle nie wiem ci pisze, myśli błedne mówią mi co pisać ale to chyba nie ma najmniejszego sensu składu i ładu...
Avatar użytkownika
Smerfna
 
Posty: 330
Dołączył(a): 12 sty 2008, o 17:18

Postprzez marti » 13 mar 2010, o 16:42

---------- 23:06 12.03.2010 ----------

Kochana ja wierze ze kiedy zaprzeczamy ze cos jest nam niepotrzebne,nie dla nas i wylewa sie morze lez to,TO musi miec sens i go ma.Moze potrzebujesz jeszcze troche czasu zeby poczuc gotowosc do zmian jakie niesie za soba terapia.Zycze ci tego z calego serca bo zaslugujesz na wszystko co najlepsze!Trzymaj sie!

---------- 15:42 13.03.2010 ----------

...dzisiaj uslyszalam ze jestem jednak glupia kobieta...dlaczego,bo chcialam zdjac ze sciany obraz ktory powiesila kiedys Jego byla zona.....stwierdzil ze moje zachowanie jest bez sensu bo gdyby go nie powiesila jego zona nie przeszkadzalby mi!!!!!!!!!!! i on w ogole nie pamieta ze powiedzial na poczatku ,ze bede mogla urzadzic wszystko po mojemu,zebym sie dobrze czula w tym mieszkaniu.....jedyna osoba ktora bezpodstawnie mi powtarzala ze jestem glupia byl moj ojciec-alkoholik,kilka lat pracowalam nad tym zeby uwierzyc ze tak nie jest....po slowach ktore padly po prostu mnie zatkalo..........
marti
 
Posty: 50
Dołączył(a): 4 mar 2010, o 12:20

Postprzez the hooded man » 13 mar 2010, o 17:11

Witaj marti.

A może jest tak?:

Poprzez wyjazd za bardzo oderwałaś się od swych korzeni, od swego świata. Zostawiłaś wszystko, także rzeczy dla Ciebie ważne. Nie masz swego świata. Masz "tylko" jego osobę, a przecież w związku trzeba także jakiś pozazwiązkowych realizacji. On może czuć się pewnie, gdyż "zaprosił" Cię do swego świata i mimo iż nie ma on tu jakiś znajomych, to jednak jesteście w jego świecie, na jego terenie.
Może dlatego właśnie odczuwasz tą pustkę? Że niejako tu, oprócz niego, nie ma nic z czym możesz się utożsamić?
the hooded man
 
Posty: 125
Dołączył(a): 1 sty 2010, o 20:47

Postprzez marti » 13 mar 2010, o 18:02

jest w tym duzo prawdy,z domu rodzinnego wyprowadzilam sie;ucieklam wlasciwie, kilkanascie lat temu.Wszedzie mi bylo dobrze byle nie w TYM domu.Cale zycie na walizkach,wynajmowalam mieszkania i nie mialam stalego miejsca.Teraz jestem tu,jestesmy razem, a ja tak na prawde czuje sie jak na kolejnej stancji, gdzie kazda proba zmiany konczy sie niezgoda wlasciciela.Szkoda ze on tego nie rozumie.Mowilam mu, ze tu nie ma zadnego mojego"akcentu", mojego konta.Powiedzial,ze on tego nie rozumie.....moze ja przesadzam,moze powinam sie postawic?moze w zwiazku jest jak w zyciu,wygrywa ten kto silniejszy kto sie lepiej rozpycha lokciami....
marti
 
Posty: 50
Dołączył(a): 4 mar 2010, o 12:20

Postprzez Sansevieria » 13 mar 2010, o 19:43

Marti, znam uczucie wiecznej wędrówki po cudzych domach, stancjach itp, przeprowadzałam się od wyjścia z rodzinnego domu 17 razy zanim zaistniało pierwsze moje mieszkanie. I pierwsze co w tym mieszkaniu zrobiłam to było wywalenie wszystkiego, zdrapanie (osobiście to czyniłam jako osoba wówczas wielce niebogata) tapet, choć były ładne i w dobrym stanie i w ogóle dporowadziłam je do stanu czystej białej pustki. Po czym w tej pustce i na materacu trochę musiałam mieszkać, bo na mebelki za bardzo kasy nie było. Ale po prostu musiałam oczyścić teren ze wszystkiego, co było cudze. Imperatyw kategoryczny. A to było po obcych ludziach, których widziałam dwa razy w życiu przy podpisywaniu umowy i którzy obiektywnie byli czyści i sympatyczni. W ogóle nie umiem sobie wyobrazić mieszkania w lokalu urządzonym przez byłą mojego faceta. I tu nie chodzi o to, że akurat przez byłą, choć to może też. Tu chodzi o to, że przez kogoś innego. A mieszkanie to jest bardzo własna, osobista przestrzeń. "Mój kawałek podłogi".
Nie namawiam Cię do wszczynania wojny. Ale uważam, że masz pełne prawo do tego, żeby mieszkanie urządzić po swojemu. Zmienić co Ci się nie podoba, w czym się "nie czujesz". Zdjąć obraz, powiesić inny albo wręcz powiesić tam coś innego. Wyrzucić dywan jesli nie lubisz dywanów, albo kupić jeśli lubisz i nie ma. Nie traktowałabym tego jako rozpychania się łokciami tylko jako tworzenie własnej przestrzeni życiowej. Do czego masz pełne prawo. Z uwzględnieniem realiów finansowych i ewentualnych potrzeb partnera, ale jesli on jest strasznie bardzo przywiązany do obrazu powieszonego przez jego byłą żonę to dla mnie jakby ta żona nadal mieszkała i mogła o zdjęcie obrazu mieć pretensje...
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez marti » 13 mar 2010, o 20:31

ja wiem,Sansevieria ze mam do tego prawo tylko troche mi juz rece opadaja bo to nie jest pierwsza zmiana ktora probowalam wprowadzic i zawsze jest tak samo;stwierdzenie ze to nie jest dobry pomysl czy cos w tym rodzaju a chodzi o zwykle babskie zmiany;glupie reczniki lub jeszcze glupsze talerzyki.Chce zeby bylo po mojemu chce mojego babskiego swiata!Mam nieraz wrazenie ze on w jakis sposob celebruje jej"resztki"w tym domu...bo jak to inaczej tlumaczyc?
marti
 
Posty: 50
Dołączył(a): 4 mar 2010, o 12:20

Postprzez Sansevieria » 13 mar 2010, o 20:58

Ja wiem, że Ty wiesz że masz prawo...bardzo silnie to Twoje prawo poczułam po prostu. Wspomnienia mi wróciły, akurat przyjemne też. Ale i ta niemożność wbicia własnego gwoździa w ścianę też mi się przypomniała. Jako bardzo wkurzający element mieszkania na cudzym. Mam uczucie, że jak czegoś nie mogę we własnym mieszkaniu zmienić to jakby to mieszkanie przestawało być moje. Mnie się też wydaje, że on celebruje swoją byłą w tym mieszkaniu, tak jak Tobie.
Tak się zastanawiam, a może spróbuj potraktować te zmiany jako rzecz oczywistą? Jakoś mniej się wewnętrznie przejmuj tym, co on pomysli czy powie...ręczniki na przykład kup i powieś nie robiąc sprawy "w żadną stronę". Nie leć go informować, że kupiłaś i co on na to, tylko zrób i poczekaj na efekty. Powie - po co kupiłaś nowe ręczniki, a Ty z niewinną minką, że była super wyprzedaż i grzech nie skorzystać z okazji. Albo po prostu "Owszem, kupiłam" bez wyjasnień. Jakby Ci jego aprobata czy zgoda w ogóle nie były potrzebne, bo przecież to oczywiste, że się czasem kupuje ręczniki. No na przeróbki z jego czynną aprobatą to raczej przynajmniej nie ma co liczyć, ale może jak spokojnie Ty sama w sobie uznasz coś za oczywiste, to z czasem on przywyknie. Małomówność bywa czasem dobrym sposobem, bo jak Ty nie zaczniesz tłumaczyć, dlaczego kupiłaś ręczniki albo zmieniłaś to czy tamto (zmieniłam bo mi tak wygodniej, zdjęłam obraz bo mi się nie podoba - i nie ciągnąć dlaczego, nie nakręcać tematu) to on będzie musiał tłumaczyć, dlaczego mu na tych rzeczach po eks - żonie zależy (jesli zależy, bo może też tak być że sama trochę rzecz nakręcasz), a to jakoś głupio...no chyba nie jest tak, że Ci otwarcie powie, że obraz powieszony przez eks - żonę budzi w nim nostalgię i czułość i życia sobie bez niego nie wyobraża...
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez pszyklejony » 13 mar 2010, o 22:43

To on już nie ma prawa do swoich wspomnień? Przecież to część jego życia. Myślę, że takie są uroki partnera z odzysku.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Sansevieria » 13 mar 2010, o 23:08

Prawo do wspomnień to ma jak każdy, ale te wspomnienia nie mogą być ołtarzykiem, który ma nowa partnerka pielęgnować czule a troskliwie. Pszyklejony, gdybyż to jeszcze było mieszkanie meblowane przez zmarłą ukochaną mamusię czy siostrę to jeszcze, ale przez byłą żonę?
To nie są żadne uroki partnera z odzysku. Jesli został porzucony i nadal tak cierpi, że się z wystrojem wnętrza rozstać nie może, to widać za wczesnie na nowy związek. Na pewno nie ma co pielęgnowac takich sentymentów, co nie znaczy że należy armaty wytaczać i wojnę zaczynać. Pomalutku, ale w kierunku zmiany, tak moim zdaniem.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości