Kiedy mama umiera...

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Postprzez Honest » 10 mar 2010, o 01:39

...Pamiętam jak moja mama była w szpitalu, muszę Wam powiedziec, że lekarze opiekujący się nia byli wspaniali... Pani ordynator, która przekazywała nam wiadomości dotyczące stanu zdrowia miała łzy w oczach... Lekarz prowadzący, młoda kobieta, była tak ciepła, serdeczna... I znowu płaczę... Cieszę się, że poznałam tak fantastycznych ludzi, oddane pielęgniarki... Na oddziale była młoda dziewczyna, miała 27 lat i powoli umierała... Miałam / mam milion myśli kiedy cofne się do czasu hospitalizacji mamy, te wszystkie historie pacjentów czekających na przeszczep czyli życie...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez mała mi » 10 mar 2010, o 09:08

Twoja historia bardzo przypomina mi moją własną i czas, gdy moja mama odchodziła. Mogę Cię zapewnić, że czas pomoga, leczy rany, choć blizny rosną razem z nami. Być może gdyby nie odchodzenie Twojej mamy, nigdy nie zbliżyłabys się do niej i właśnie ten czas był wam dany żeby wiele rzeczy naprawić, może nie wszystkie ale te najważniejsze, dzięki którym łatwiej jest Ci teraz żyć.
Mi bardzo pomogły rozmowy z przyjaciółmi, choć większość osób nie była w stanie mnie zrozumieć, rozmowy z psychologiem.
Przeżywanie żałoby wymaga jednak czasu i u każdego jego długość jest inna, ja poczułam się lepiej po roku i kilku miesiącach.
pozdrawiam
Avatar użytkownika
mała mi
 
Posty: 13
Dołączył(a): 16 lip 2009, o 08:52
Lokalizacja: z lasu

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 11 mar 2010, o 17:05

ewa_pa napisał(a):Wiesz znam troche studentów pedagogiki paru psychologow tez i przyznam ci racje wszystkie te osoby sa po przejsciach to chyba działa na zasadzie ze brat dziecka niepełnosprawnego chce zostac lekarzem

... A część z nich najzwyczajniej w świecie dogania bezsilność ludzka w obliczu życiowych pułapek, katastrof.

Zawsze prościej spojrzeć na czyjś problem niźli własny, bo nabywamy obiektywizmu, dystansu, obcy nam jest bagaż określonych uczuć.
Do tego, gdy dysponujemy odpowiednim zapleczem teoretycznym, możemy wskazywać drogę, na którą częstokrotnie sami byśmy "nie wpadli" zamroczeni pulsującymi emocjami.


Przytoczę jeszcze taką dygresję:
Za czasów "prawa dżungli" eliminowało się słabe jednostki w celu wzmocnienia społeczności.
A że prawa natury są bombastyczne - do dziś jest tak, iż zwyciężają wyłącznie silne osobniki.



Pozdrowionka !
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez ewa_pa » 12 mar 2010, o 01:11

Tak żałoba ma swoje prawa im bliższa osoba tym głębiej się ją przeżywa i tym dłużej trwa aczkolwiek jest to zawsze indywidualnie dla danej osoby Fajnie ze jestes fajnie że piszesz i pisz mów krzycz jeśli masz na to ochotę to pozwala uwolnić emocje i trochę pomaga resztę powinien załatwic czas a jeśli tak sie nie dzieje to polecam psychologa
Avatar użytkownika
ewa_pa
 
Posty: 812
Dołączył(a): 30 sie 2007, o 21:15
Lokalizacja: bielsko

Postprzez Honest » 12 mar 2010, o 03:33

Witajcie... Fakt, że nie tylko ja noszę w sobie taką smutną historię ma dwojakie znaczenie: z jednej strony czuję, że sa osoby, które mnie rozumieją i ja również mogę wczuć się w ich przeczyżia, po drugie - niestety są ludzie, którzy stracili kogoś bardzo bliskiego... Przecież każdy chce, aby ukochane osoby żyły jak najdłużej...


Dziś zrobiłam sobie wieczór (noc) wspomnień. Otworzyłam moje magiczne pudełko, w którym regularnie kolekcjonuję ważne przedmioty - kartki z dedykacjami, listy, zdjęcia, nawet pamiątki z chrztu świętego... Były tam oczywiście kartki i listy od mamy i taty, wysyłane kiedy byłam na koloniach... Czytanie ich przywróciło wspomnienia, podpisy "kochająca mama...", "tęsknimy"... "bardzo Cię kochamy".... Nic juz nie bedzie takie samo jak kiedyś, jaka by nie była ta przeszłość, to mama wówczas żyła... Znalazłam także rzeczy jakie oddała mi mama, w tym moje rysunki (gryzmoły) namalowane w dzieciństwie... i wiersze... Pamiętam jak mnie to zabolało wówczas...


Łzy płyną, ale trzeba żyć dalej... Tak wiele rzeczy chciałoby się zrozumieć... Ból związany ze smiercią jest bardzo głęboki. Czuję jakbym bezpowrotnie straciła część siebie, ale jednocześnie wiem, że muszę przeżyć moje dalsze życie najlepiej jak umiem, dla mamy i taty, który mnie wspiera...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez ewka » 12 mar 2010, o 13:59

Honest napisał(a):Tak wiele rzeczy chciałoby się zrozumieć...

Mamy na to całe życie.

Ze swej strony powiem tak: zrozumienie włazi samo do głowy i wcale nie trzeba robić jakichś ekstra wysiłków, by odpowiedzieć sobie na jakieś tam pytania... po prostu życie biegnie naprzód i odpowiedzi wpadają same.


Honest napisał(a):muszę przeżyć moje dalsze życie najlepiej jak umiem, dla mamy i taty

No i chyba też dla siebie?

:kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Honest » 12 mar 2010, o 18:09

Ewka, dałas mi do myslenia tym pytaniem... Odpowiedź wcale nie była łatwa. Tak naprawdę moje zycie bedzie udane jeśli będe miała gdzie mieszkac i będe dobrze wykonywać swoją pracę, aby życie moich podopiecznych stawało sie lepsze. Ja naprawdę od życia więcej nie wymagam... To mi daje szczęście.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez ewka » 12 mar 2010, o 19:22

No super!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Honest » 13 mar 2010, o 23:54

Ewka, wydaje mi się, że kiedy jest źle to jednak silniejszą moc ma robienie czegoś dla kogoś... wówczas chyba łatwiej wykrzesać z siebie tą siłe, której tak brakuje w danym momencie. Kolokwialnie ujmując, jakbym nie spała 2 dni to dałabym radę zrobic obiad dla taty, dla siebie - w życiu!!! :D
Ale tak mnie się wydaje
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez ewka » 14 mar 2010, o 10:51

Honest napisał(a):Ewka, wydaje mi się, że kiedy jest źle to jednak silniejszą moc ma robienie czegoś dla kogoś... wówczas chyba łatwiej wykrzesać z siebie tą siłe, której tak brakuje w danym momencie. Kolokwialnie ujmując, jakbym nie spała 2 dni to dałabym radę zrobic obiad dla taty, dla siebie - w życiu!!! :D
Ale tak mnie się wydaje

No zgadzam się. W takim sensie jak najbardziej.
Mnie bardziej chodziło np. o to, że będę się uczyć angielskiego, bo tak chcą rodzice... choć sama nie lubię tego języka i wolałabym francuski.

Moja mama była trudna do kochania... fakt, życie miała ciężkie. Potem choroby i tak się jakoś w sobie mocno zasiedziała. Nie chciałabym być taka.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Honest » 28 mar 2010, o 18:06

Ewka, nie znamy się wprawdzie, ale czytając twoje wpisy, które sa jakims obrazem Ciebie, myśle, że jesteś dobrą osobą. Wiesz, jakie cechy Twojej mamy w jakiś sposób raniły, zatem uświadomienie sobie tego to już duzy sukces na drodze do bycia taką mamą, o jakiej sama marzyłaś...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez bunia » 28 mar 2010, o 18:32

....trzeba jakos uczyc zamykac sie pewne rozdzialy.....dobrze, ze zostaje jakies westchnienie......lepiej pamietac te mile momenty nawet jesli bylo malo.......rozumiec nie da sie wszystkiego wiec nic tylko pozostaje akceptacja.....nie mamy na wszystko wplywu, kontroli.....zostaw to westchnienie na nowy rozdzial Honest.....
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Honest » 28 mar 2010, o 23:09

Tak Buniu, trzeba zamknąć pewne rozdziały. Staram sobie racjonalnie wszystko tłumaczyć. Nic nie dzieje się bez przyczyny - może te przeżycia miały nas właśnie ukształtowac na takich ludzi, jakimi ona była, a jakim ja jestem. Może miałyśmy coś zrozumieć? Jest tylko 1 rzecz - bardzo boję się utraty mojego taty. Wtedy zostane całkiem sama. Staram się o tym nie mysleć, ale jednak gdzies głęboko sie tego boję.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez bunia » 28 mar 2010, o 23:26

....sama ....to nie znaczy bezbronna, bezradna........trudne sa rozstania, czasami bardzo trudne.......tyle, ze moim zdaniem fizyczna nieobecnosc latwiej zniesc niz brak bliskosci, zrozumienia, ciepla.......powstaje pustka, tylko czy na prawde ? mamy cos co mozemy zachowac.......w srodku, najblizej jak sie da.........to co dla nas wazne, mialo jakies znaczenie nie umiera......nie przepada.....
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Honest » 28 mar 2010, o 23:47

Buniu, Twoje pierwsze słowa chyba sobie zapiszę szminka na lustrze! Jestem typem samotnika, ale z tatą jestem bardzo związana. On także mówi, że nie mam 10 lat, jestem w stanie dac sobie radę sama w życiu - tata mówi, że swoją rolę spełnił, stałam się niezależna i nawet jesli go zabrakniepowinnam żyć dalej...
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 198 gości