Witam wszystkich, którzy zechcą przeczytać mój problem...
Jestem ze swoim facetem ponad 2 lata. Wszystko byłoby fajne, bo wzajemnie darzymy siebie ogromnym uczuciem, no i właśnie... myślałam, że oboje potrafimy za sobą przysłowiowo "wskoczyć w ogień". Bardzo mi zależało zawsze, żeby wybrać się ze swoim facetem na kurs tańca towarzyskiego. On dobrze o tym wiedział, że strasznie tego chcę (takie moje hobby). Kiedyś chodziłam, ale przerwałam ze względu na brak czasu na studiach. Teraz jest go trochę więcej i czuje się na siłach żeby pogodzić te dwie sprawy. No i mam też Jego. Dodam, że On nie umie tańczyć, więc tym bardziej chciałabym go tam wyciągnąć żeby się przełamał, bo jemu też się przyda. I tu się pojawia ten problem. On za nic w świecie nie chce dla mnie tego zrobić żebym mogła z nim chodzić na ten kurs Wiem, że pomyślicie że chyba nie mam większych zmartwień, że skoro nie chce to nie... Ok, z jednej strony to rozumiem, że ma prawo nie chcieć chodzić na coś co go nie interesuje. Ale teraz czuję się jakbym sama z tym została mam z kim innym tam tańczyć? Zapytałam go co z tym, że będę zmuszona z kim innym tam tańczyć skoro on nie chce ze mną pójść. Odpowiedział, że "skoro potrafię tak z kimś obcym to proszę bardzo". Tak jakby w ogóle go to nie obchodziło Zawsze był zazdrosny, wystarczyło, że tylko zagadam się z jakimś kolegą. Teraz nic. Nie zależy mu tak na mnie jak mi się wydawało? Kocha mnie, a nie potrafi zrobić czegoś dla mnie. Ja z kolei np. gdyby on chciał bardzo wyciągnąć mnie na coś innego, zrobiłabym to, nawet jeśli nie interesowało by mnie to, poszłabym chociaż spróbować, może przecież okazać się, że będzie fajnie... Już nawet nie chodzi o to, że jak jest jakieś wesele to taniec z nim to udręka, a nie przyjemność... Po prostu, skoro mam swojego faceta to czemu mam z kimś innym tańczyć na kursie? Tego już nie potrafię pojąć Może to ze mną jest coś nie tak. Może zwyczajnie boję się kogoś złapać obcego i z nim tańczyć... Moi znajomi powiedzieli, że "mógłby się poświęcić" i też nie rozumieją czemu nie chce iść ze mną...Stąd też zwracam się do Was o opinię. Być może przecież mogę nie mieć racji.
Potrzebuję go, a on odwraca się ode mnie Tak się po prostu czuję... I nie chodzi też, że boję się nie mieć z kim tańczyć. Nie. Nawet wolałabym sama tam się uczyć, niż jak mam z kimś innym niż mój facet. Dodam, ze jest on takim stereotypem informatyka (nic poza komputerem go nie interesuje) i tym bardziej chciałabym coś nowego wnieść do naszego związku, a nie tylko siedzimy przy komputerze cały dzień (razem studiujemy i mieszkamy). Na pytanie czemu nie chce, odpowiada: "nie mam do tego takiej werwy" (i tłumaczy, że nie chodzi o to że nie będzie umiał się nauczyć). No i nie wiem czy czasem nie chodzi o opinię brata bądź kolegów (zauważyłam, że nie zrobi niczego co mogło by być "obciachowe" wg nich), może się boi co sobie ktoś inny pomyśli. Nie wiem..
Tak mi jest przykro z tego powodu...
Dziękuję z góry za jakąkolwiek opinię.