kocham za bardzo, a on chce się dzisiaj wyprowadzić :(

Problemy z partnerami.

kocham za bardzo, a on chce się dzisiaj wyprowadzić :(

Postprzez ezoterycznaja » 8 mar 2010, o 15:58

tak naprawdę nie wiem od czego zacząć, nigdy nie miałam problemu z wyrażaniem myśli ani uwag, ale osądzanie siebie i przyznawanie się do problemu jest chyba trudniejsze.

mam 26 lat i zdecydowanie jestem kobietą kochającą za bardzo i, co gorsze, kochającą tych, którzy zdecydowanie na to nie zasługują...

Nie wiem jak głęboko sięga mój problem - być może jest to mój pierwszy związek, który zaczął się kiedy miałam 16 lat - zakochana i nawina, przeniosłam się potem na studia do miasta, w którym od roku studiował mój ukochany i okazało się, że wiele się przez rok zmieniło... on zaczął wychodzić beze mnie i flirtować na prawo i lewo ze wszystkimi napotkanymi kobietami - mnie zżerała zazdrość i złość na niego za takie traktowanie.
Nie wiedziałam czego mu brakuje w naszym związku - wydawało mi się, że wszystko jest idealne... Prałam, sprzątałam, gotowałam, kupowałam takie wędlinki, akie lubił Mateusz, a ostatecznie okazało się, że przez wiele miesięcy mnie zdradzał z przypadkowymi dziewczynami (bo nie mogę nazwać dopiero co poznanych na imprezie szesnastolatek kobietami albo kochankami). Walczyłam, wybaczałam, ale się nie udało... Rozstaliśmy się po 3 i pół roku.

Potem poznałam fantanstycznego mężczyznę - spędziłam z nim kolejne 3 lata mojego życia - dla niego nawet wyjechałam do pracy poza granice naszego kraju wierząc w swoją karierę PR-owską i w to, że się rozwinie nawet w innym kraju. Niestety kariera nie rozwijała się tak, jak tego oczekiwałam, a nasze życie seksualne było bardzo nieudane. Przez ponad 2 lata zasypiałam i budziłam się sfrustrowana i nie potrafiłam go nauczyć jak sprawiać mi przyjemnosć, aż w końcu odeszłam.

Potem bylo już tylko gorzej. Po powrocie do Polski poznałam zamożnego prawnika, młodego, przystojnego, z wlasnym domem, eleganckim samochodem itd. Był inteligentny, wykształcony i traktował mnie jak księżniczkę - do czasu. Bo szybko okazał się patologicznym kłamcą, którego terapia u psychologa też niewiele pomogła - bo chyba sam przed sobą nie potrafił przyznać się do problemu. On również mnie zdradzał i okłamywał - myślę, że stąd moja wielka nieufność...

Potem kilka przelotnych znajomości, które oczywiście nie wypalały i nadszedł czas na mój obecny związek.. Jestem zazdrosna i zaborcza. Mam ogromne wymagania wobec mężczyzny - chciałabym, żeby traktowal mnie tak, jak ja traktuję jego. Oczywiście znów wpadłam w wir czynności domowych mających sprawić, że mężczyzna będzie czuł się dobrze - piorę, prasuję, gotuję i jestem na każde zawołanie i kiedy on wychodzi z domu o 12:00 spotkać się ze znajomymi i wraca po 22 w stanie wskazującym bez jakiegokolwiek sygnału przez cały dzień, telefonu i sms'a wpadam w histerię - mam wrażenie, że mu na mnie w ogóle nie zależy, że nie jestem dla niego tak ważna jak on dla mnie.

Oczywiście subiektywnie tak to odbieram, bo kiedy w komodzie zepsuła się szuflada kilka tygodni temu - mój mężczyzna nie naprawił jej do dzisiaj, ale kiedy jego koleżance śnieg zalegał na dachu domu i zalewał ścianę na piętrze - przegonił pół miasta w poszukiwaniu sprzętu wpsinaczkowego i caly dzień w zimnie sciągal jej śnieg z dachu.

W walentynki, wiem, że nie można kogoś oceniać po zachowaniu w tym jednym dniu, ale nie sprawil mi nawet lizaka w kształcie serca. Głupi czyn, mały gest, jedna roślinka i wszystko mogło być okej, ale nie....

Kiedy wczoraj, po kolejnym dniu spędzonym ze znajomymi bez jakiegokolwiek kontaktu ze mną wrócił do domu w stanie wskazującym, za "przepisem kulinarnym" z poradnika "Dlaczego meżczyźni kochają zołzy" byłam zimna i nie odzywałam się do niego wcale, a on odwrócił się na pięcie i wyszedł... wtedy spanikowana zadzowniłam do niego i kazałam mu się wyprowadzić - powiedziałam, że nie może mnie tak traktować, że nie może sobie tak po prostu ode mnie wyjść. Zawrócił i oddał mi klucze od mieszkania. Powiedział, że po rzeczy przyjedzie jutro (czyli dziś).

Teraz znowu panikuję i szaleję z rozpaczy. Wpadłam w kolejną histerię. Boję się, że on naprawdę odejdzie, choć w głębi mojego rozumu wiem, że tak byłoby zapewne dla mnie lepiej - przecież on się w ogóle nie stara, nie stać go na romantyczne gesty i czułe słówka, ale ja tak bardzo próbuję go zmienić i pokazać jak bardzo się o niego staram. Przecież robię wszystko, żeby mnie kochal i żeby mu było ze mną dobrze... Sprawiam mu przyjemność każdym swoim czynem. Jeśli chodzi o życie seksualne również staram się go usatysfakcjonować wtedy, kiedy ma na to ochotę i w taki sposób, w jaki chce. Nie mówię, że on jest mi dłużny - akurat w tej strefie dba o mnie dużo bardziej niż w codziennym życiu.

Ciągle zadaje sobie pytanie - "co ja robię źle?" Przecież jestem atrakcyjną kobietą - mężczyźni wodzą za mną wzrokiem. Jestem wysoką naturalną blondynką o całkiem niezłej figurze (ważę 63kg na 174cm wzrostu). Jestem zadbana, mam piekne paznokcie i ładnie się ubieram. Mam wyższe wykształcenie, biegle władam angielskim. Pracuję w dużej firmie na poważnym stanowisku. Czytam książki, kocham dobre kino, regularnie pływam, a mimo to tracę meżczyzn na rzecz innych kobiet bądź innych zajęć. Nie rozumiem tego - nie wiem co robię źle. Co powinnam zmienić?

Bardzo proszę o pomoc... o radę.

Nie wiem co dzisiaj zrobię, kiedy on wróci do domu po swoje rzeczy - zapewne będę chciala go zatrzymać i nie wiem czy mi się uda. Boję się, że jeśli się uda to taka sytuacja powtórzy się wcześniej czy później, ale jednocześnie umieram ze strachu, że on nie będzie chciał zostać i odejdzie i znów będę sama. Ja chyba rozpaczliwie boję się być sama, samotna i zasypiać w pustym łóżku. Rozpaczliwie boję się, że całe życie będę musiała liczyć tylko na siebie - jak moja mama po śmierci ojca, kiedy została z trójką dzieci. Wiem, że dała sobie świetnie radę, poradziła sobie bez niczyjej pomocy i całą trójkę wychowała na porządnych ludzi. Tylko czy ja chcę ze wszystki mradzić sobie sama? Chciałabym, żeby mój mężczyzna był moim partnerem, żebym mogła na niego liczyć, a jak na razie to ja udowadniam całemu światu, że nie dość, że mogę liczyć na siebie to oni mogą liczyć na mnie. On zawsze ma ugotowany obiad i czystą koszulę. Sprawdzone dokumenty i załatwioną wizytę u lekarza, posmarowaną mogę, kiedy bolą go mięśnie i podane leki, kiedy kichnął... Ja też chcę, żeby ktoś się mną opiekował...
ezoterycznaja
 
Posty: 1
Dołączył(a): 8 mar 2010, o 15:47

Postprzez Marcia » 8 mar 2010, o 16:32

:D Ezo, wybacz, wiem że masz straszny dzień ale Twój post naprawde rozbawił mnie do łez! ale pozytywnie, jakbym była facetem, wystarałabym się o Twoj numer 8) potem bym się zaczęła spotykać, szybko zaciągła zgrabniutką laseczkę do lóżka i zjadła pyszny obiadek zastanawiając się chwile jak mozna tak dobrze pichcić mając tak ładne paznokcie. potem wziełabym prysznic i założyła wyprasowaną koszulkę. potem w pracy nie myślałabym o Tobie jak o kochance ani dziewczynie cały dzień, bo powiedz mi koleżanko, kto rozmyśla o mamie w tym wieku fanatycznie? zachowujesz się jak idealna matka! kastrujesz facetów tym, ja tez tak kiedyś robiłam i dłuuugo dochodziłam do przyczyny moich niepowodzeń. Zasada nr 1: KOCHA SIĘ BEZWARUNKOWO a Ty chcesz na miłość zapracować 2: mężczyzna nie ma szans ani konieczności się troszczyć ani starać o Ciebie bo TY TY TY cały czas go kontrolujesz, dbasz żeby miał czyste majteczki pełny brzusio o solidny wzwodzik. 3: stawiasz za mało wymagań. jesteś wspaniała, ładna, zaradna a mimo to jesteś za małym wyzwaniem dlatego czepiają się Ciebie same niedorajdy i zdradzacze. czują że bębą mieć łatwo w życiu i idą na wygodne nastawiając się na minimalny wysiłek. Mam nadzieję że nie uraziłam Cię może mocną odpowiedzią, ale sama dochodziłam boleśnie do podobnych wniosków względem siebie i mi teraz łatwiej. :pocieszacz:
Marcia
 
Posty: 101
Dołączył(a): 13 wrz 2008, o 14:07

Postprzez woman » 8 mar 2010, o 17:10

W zasadzie zgadzam się w pełni z Marcią.
Ezoterycznaja, to tak nie działa.
Zagłaskujesz facetów na śmierć, oczywiście emocjonalną śmierć.
Udusiłabym się będąc w takim związku.
Emocje potrzebują czasem nieco pieprzu, samym miodem można się za przeproszeniem po.... eee ... zemdlić :wink:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez caterpillar » 8 mar 2010, o 22:15

hej a ja bym tak ostro nie osadzala ezoterycznej..okej sama przyznala ,ze potrafi byc zaborcza ale mysle ,ze problem tez tkwi w doborze partnerow ,ktorzy tez wola relacje Matka -syn (tacy wygodnisie)

rozumiem ,ze mieszkacie razem wiec mysle ,ze czeste wyprawy w tango bez slowa tez by mnie wkurzyly i takie olewatorstwo rowniez.

Mialas juz kilka "lekcji" wiec warto wreszcie wyciagnac jakies wnioski...
ja uwazam ,ze w zwiazku warto sie starac tak po prostu jesli sie kogos ocha tylko z mala uwaga..nie kosztem siebie i niech ta druga osoba tez cos da.


boisz sie samotnosci a czy nie boisz sie tego ,ze w takiej relacji "zajedziesz sie na smierc" ?


dedykuje Ci moje ulubione powiedzenie "starala,starala az sie zesrala" :wink:
pozdrawiam.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Smerfna » 8 mar 2010, o 23:44

ezo... Bardzo fajny post ;) Długiii, lecz fajnie się czyta. Zgadzam się z poprzednimi wypowiedziami, czasami mi się zdaje że też kocham za bardzo...
Chyba jesteś ideałem kobiety, lecz pozwól facetowi godnemu Ciebie zapracować na twoje uczucia ;)
Avatar użytkownika
Smerfna
 
Posty: 330
Dołączył(a): 12 sty 2008, o 17:18

Postprzez bunia » 9 mar 2010, o 00:04

Moim zdaniem motorem Twojej perfekcji jest lek przed samotnoscia czyli obraz mamy z dziecinstwa i mlodosci ktorego panicznie sie boisz......mam wrazenie, ze nie uwolnilas sie od tego i zabiegsz rekami, nogami aby do tego nie doszlo.....czyli jednym slowem jesli bede sie starac to do tego nie dojdzie, ......nie czujesz sie pewnie ze soba sama.....a co sie stanie jesli przez jakis czas bedziesz sama ?
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Smerfna » 9 mar 2010, o 00:14

ezo... rozumiem twój lek przed byciem samą, ja też wiem że strasznie się boje być sama. Nie potrafie być sama.

Bunia co się stanie jak ezo będzie sama... w sumie to mnie też się dotyczy. Myśle że to jest w pewnym sensie uzależnienie, jak choroba alkoholowa. Alkoholik "wie" że może przestać pić, i powinien, ale to jest tak trudne. Jak chyba w moim i w ezo przypadku bycie samemu.

Ezo mam racje?
Avatar użytkownika
Smerfna
 
Posty: 330
Dołączył(a): 12 sty 2008, o 17:18

Postprzez bunia » 9 mar 2010, o 00:34

Po to sa rzeczy trudne aby je pokonac.......sa alkoholicy ktorzy przestaja pic z dnia na dzien i zyja.......inni szukaja pomocy i tez daja rade tyle, ze zabiera im to wiecej czasu......inni wiedza, ze nie powinni i na deklaracjach sie konczy no bo trudno.....skoro z gory zaklada sie cos, ze jest niemozliwe bo trudne to raczej nie ma co liczyc na cud........zmian nie tylko trzeba chciec ale popracowac nad nimi :bezradny:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez ewka » 9 mar 2010, o 08:11

Za dużo. Za bardzo. Za mocno. Przestań tak o nich dbać, a zadbaj o siebie... zorganizuj sobie jakieś SWOJE życie - pasje, przyjaźnie. Facet to nie początek i koniec świata.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez munsand » 10 mar 2010, o 11:33

Taaaa, skąd ja znam ten problem :) Przez 11 lat popełniałam takie same błędy. Będzie dobrze, wszystkie wnioski przyjdą z czasem, trzeba odnaleźć siebie swoją niezależność..... Trzymam kciuki. Często boimy się być sami ze sobą, ale warto spróbować.
munsand
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 sty 2009, o 23:10


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 74 gości