Kasiu,
przeczytałam cały Twój wątek. Powiem Ci jedno - masz kobieto szczęście, że związek trwał "tylko" 3 lata i że tak szybko doszłaś do wniosku, ze ten związek Ciebie niszczy.
Jak będziesz miała ochotę przeczytaj sobie mój wątek
http://www.psychotekst.pl/phpBB2/viewtopic.php?t=2391 i zobacz w jakie bagno można wpaść - ja jestem w nim 12 lat i strasznie chciałabym mieć takie zacięcie jak ty!
Odkąd pamiętam mój popełniał nie raz samobójstwa, bo chciałam odejść, bo czuł, że się oddalam, nawet kiedys na moich oczach pociął sobie rękę - a ja jak sie rozpłakałam, że to przeze mnie i zostałam dalej z nim. Uwierz nigdy oprócz tej pocietej łapy nic sobie nie zrobił, a wyobraź sobie jak ja szalałam, jakie wyrzuty miałam, jak go po nocach szukałam nad rzeką, w której miał się rzekomo topić.
Potem mnie pobił nie raz i nie dwa, potem zdradził - nie odchodziłam, bo nie umiałam podjąc decyzji, bo sie bałam samotności, bo wydawało mi się, że tak bardzo kocham, że żyć bez niego nie będę potrafiła, bo w końcu wierzyłam w jego cudowne słówka o miłości.
Teraz znowu jestem na etapie wychodzenia z tej toksycznej miłości i po tylu latach uwierz ze to dopiero strasznie ciężkie, ból nie do zniesienia - bo przecież on mnie tak zapewniał o miłości, że jestem tą jedyną. Bzdury!
On tez od 2,5 roku jest nie 200 km, ale 3500 km ode mnie - i może dlatego jakoś trochę łatwiej mi jest.