przez mariola123 » 12 lut 2010, o 13:16
-------- 19:20 10.02.2010 ---------
-------- 07:55 31.01.2010 ---------
Witajcie
Wczoraj przeszłam się do apteki . Kupiłam sobie leki ziołowe , melatoninę i nervomax. Wzięłam na noc po dwie jednego i drugiego.Spałam dobrze. Wiem , nie powinnam ale wzięłam i już. Co do jedzenia , to było O.K. Radzę sobie bez zelixy.
A czy jestem dzielna ? Może tylko dlatego że jeszcze się nie poddałam i wciąż o siebie walczę.
---------- 13:30 06.02.2010 ---------
Trzymam się z normalnym jedzeniem . Nawet trochę wyszczuplałam i jest to już widoczne gołym okiem .Dodam jeszcze że naturalnie. Boję się jednak że wcześniej czy póżniej dopadnie mnie atak obżarstwa. To wtedy się tak nienawidzę. A karam się kolejnymi atakami i nakręcam to . Strach na zapas . Wiem ale tak jest. Sen się unormował. Nic nie biorę . Organizm się chyba juz oczyścił z tej cholernej zelixy i wszystko wróciło do normy---
---- 19:20 10.02.2010 -
--------
Dziś mam fatalny dzień. Nażarłam się do granic wytrzymałości. Próbowałam zwymiotować ale to też z marnym skutkiem. Jestem beznadziejna , żle o sobie myślę i mówię.Jestem w wielkim dole. A teraz nażarłam się leków uspokajających i na spanie. Mam takie myśli by się już nigdy nie obudzić i mieć już ze sobą święty spokój.Na jutro plan Zelixa by powstrzymać ten atak obżarstwa Taka codzienna jazda w tym temacie wykańcza mnie.Brak mi już sił do życia i do walki o mnie.Sięgam dna , już je czuje pod nogami. Brakuje mi już sił by się od niego odbić. Chce mi się płakać, JEDZENIE MNIE ZABIJA CZY TO JA SAMA SIĘ ZABIJAM LUB CO MNIE ZABIJA BO COŚ JEST CO MNIE CIĄGNIE KU DOŁOWI Przeraza mnie takie koszmarne życie w huśtawce nastrojow . Brak mi już motywacji do walki o siebie. Na każdym kroku zaprzeczam sama sobie ciągle zmieniam zdanie a to oznacza że jestem w szponach nałogu, nie chce juz was zadręczać moim biadoleniem i idę spać. Chcę zasnąć i zapomnieć o tym że jestem taka beznadziejna.Dociera do mnie jedno Ja potrzebuję POMOCY!--
----- 12:16 12.02.2010 ------
Witajcie
Wczoraj było dobrze , dziś już jest żle. Nic mi się nie chce . Załamuje mnie obojętność mojego męża. Coś się psuje między nami , zaczął spać osobno, nie ma dla mnie czasu. Mam wrażenie że zamiast serca ma kamień. Jest niewzruszony moim smutkiem i łzami . Mówię pomóż mi , mówię przytul mnie , mówię pogadaj ze mną , a on nic, nic ,nic. Widzę że robi to celowo . Taka jego postawa powoduje u mnie te cholerne ataki obżarstwa. Były moje urodziny on nic , nawet życzeń a kiedyś były to romantyczne kolacje przy świecach. Dlaczego min to robi ? Co chce tym osiągnąć ?Każdego dnie widzę jak coraz bardziej oddalamy się od siebie ,Ja się staram , kiedy on ma urodziny , kupuję mu prezent - ostatnio piękny obraz z końmi .Dosłownie cacko ,do tego róża czerwona cała w złocie .Był wzruszony , nie powiem .Nawet było miło tego dnia ale już na drugi dzień powiedział że ten obraz kupiłam sobie tak na prawdę dla siebie , co jest nieprawdą gdyż jego miłością zawsze były konie. Chciałam mu pokazać jak bardzo możemy siebie wyróżniać. On niczego nie docenia co dla niego robię. Sprawia mi to ogromną przykrość , potrafię przepłakać całą noc, ale on udaje że nic się nie stało , że nic nie słyszy i najnormalniej w świecie chrapie sobie całą noc. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć ale jedno jest pewne , ja za nim latać nie będę. To on jest facetem nie ja i to ja chcę być przez niego adorowana i kochana. Teraz są Walentynki , ja dam mężowi jakiś czerwony gadżecik z serduszkiem ale w zamian niczego się nie spodziewam .Wieczorem pewnie sobie solidnie popłaczę z żalu że już nic dla niego nie znaczę. I ten brak miłości rekompensuję sobie jedzeniem albo spaniem po tabletkach bo wtedy nie myślę o tym co mnie boli , a boli bardzo. Zastanawiam się też czy w nasz związek nie wkroczył ktoś trzeci. Boję się tych Walentynek , bo zamiast wyznań miłosnych będzie żal i płacz. Ja dam z siebie wszystko a w zamian kopa w dupę. Zastanawiam się dlaczego jestem tak uzależniona od humorów mojego męża. Jest żle to atak na lodówkę a potem to już się tylko nienawidzę.