Kiedy dziś rano przeczytałam ten temat, to powstrzymałam się przed wywaleniem tutaj ze złością: "u mnie nic dobrego!". Czy to oznacza, że jestem gorsza, bardziej ślepa, emocjonalnie trędowata bo nie dostrzegam tego co dobre?... Nie. To znaczy że teraz mam trudny czas. To znaczy, że przeżywam rozpacz, której nie zamierzam spychać pod dywan. To znaczy, że przeżywam coś na kształt żałoby (a może mam po prostu depresję... nie lubię się klasyfikować). Istotne jest to, że cierpię bo mam powód. I w tym kontekście rozumiem ten sprzeciw Mahiki wobec tego tematu w dziele "Depresja"; tematu wzbudzającego we mnie presję na wykrzesanie z siebie czegoś pozytywnego.
Nie piszę tego po to, żeby temat wywalić. Pojawił się i w porządku (osobiście nie muszę tutaj zaglądać, jeśli nie czuję potrzeby prawda?). Postanowiłam się wtrącić bo moim zdaniem Mahika poruszyła ważną kwestię wspierania ludzi w depresji (a jesteśmy na takiej właśnie grupie) sugerując co może być pomocne, a co nie. Uważam, że jest to warte refleksji.
Nie chcę polemizować z kimkolwiek, wchodzić w dalsze dyskusje itd. Ja po prostu posłużyłam się przykładem własnym dla urealnienia Wam tego, o czym pisze Mahika. Tyle ode mnie.
Życzę Wam wszystkim jak najlepiej
mel.