Jak dalej żyć.

Problemy z partnerami.

Jak dalej żyć.

Postprzez Rozpacz » 27 lut 2010, o 12:56

Jestem tu nowa i myśle, że dobrym krokiem do podjęcia zmian w swoim życiu będzie opowiedzenie swojej historii. Prosze jedynie nie oceniać mnie z miejsca ze względu na mój wiek - 17 lat. Prosze rowniez o nie pisanie mi slow typu "masz cale zycie przed soba ogarnij sie" i wszystko w tym stylu. Jak na swoj wiek rozumiem bardzo dużo i bardzo dużo przeżywam.
Wszystko zaczelo sie w wakacje sierpień 2007. Poznaliśmy sie na portalu internetowym. Od razu mnie urzekł swoimi słowami, sposobem bycia, byłam wniebowieta a swiata poza nim nie widziałam. Po 2 dniach poprosił mnie o bycie razem. Wiedzieliśmy już dużo o sobie, również to, że dzieli nas 200 km. Zgodziłam sie, byłam młoda (14 lat) zafascynował mnie swoją dorosłością, poglądami. Miałam znajomych, swoje zycia, marzenia, zainteresowania, robiłam to na co miałam ochote w zdrowym rozsadku oczywiscie. Zwierzałam sie moim przyjaciolka, cieszylam sie z tego jakie szczescie mnie spotkało. Zawsze byłam osoba skryta, cicha, spokojna i bardzo wrazliwa. Schlebiałam mu przed kazdym znajomym, był dla mnie bogiem. Zaczelo sie już psuć w pazdzierniku 2007. Mialam kolezanki i on czuł sie gorszy. Zerwał ze mną ale do siebie wróciliśmy bardzo szybko. Był spokój. Niestety w marcu 2008 zaczął sie koszmar. Moja "przyjaciolka" napisała do niego opowiadajac mu rozne bzdury na moj temat, ze sie puszczam, latam za innymi, cytowala mu moje slowa o nim, kawalki rozmow, a on tego nie zniosl. Ona z zazdrosci napisała do niego, a mój chłopak (ma na imie Dawid, pozwolicie ze bede uzywala symbolu litery D) jej uwierzył. D byl straszliwie zazdrosny, nie mogl zniesc faktu ze o nim rozmawialam z kolezankami. Zerwałze mna automatycznie i wtedy zaczelo sie pieklo. Nie rozmawiałam w skzole z nikim. Zaczely sie plotki na moj temat jakie rozpowiadaly moje znajome, nie moglam normalnie funkcjonować. D mnie zaczal poniewierać, wyzywał mnie, używał szantazu emocjonalnego. Traktował mnie jak nic. Wpadlam w ciezka depresje, z niczym sobie nie radziłam, chciałam sie zabić. Mialam problemy przez to w rodzinie. Moj tata zdobyl jego nr telefonu i straszył mnie ze go zabije jesli cos mi zrobi D. To wszystko trwało kilka dobrych miesiecy. Miesiace łęz, bolu, cierpienia mnei wykonczyly, calkowicie sie zmienilam. Potem wracalismy do siebie ale on mi nie chcial nic wybaczyc ciagle dochodzily nowe problemy. Mialam sie ubierać tak jak on chce, sluchac muzyki kiedy mi pozwoli i to takiej jakiej on chce, nie moglam z nikim rozmawiac, wypisywal do moich znjomych rozne bzdury pytal sie co robie. Kontrolował mnie na kazdym kroku. Z czasem sie przyzwyczailam, bylam jak szmaciana lala ktora on steruje. Po kazdej klotni pisał, że on idzie sie ciac, zabic, ze jest ofiara, ja mu zniszcyzlam zycie, nie ma znajomych przezemnie, ze go nie kocham traktuje jak nic i on nie ma po co zyc. Nie rozumial ze ja tez bardzo cierpie, nazywal mnie tyranem. Dodam, że D jest o rok mlodszy odemnie ale bardzo dojrzały jesli chodzi o poglady, rodzine, przyszlosc, nie jest glupim szczeniakiem. To inteligentny facet ktory umiejetnie mna manipuluje. W lutym 2009 dopiero sie spotkaliśmy. Szłam na spotkanie w ciemno. Nie chciał dac mi swojego zdjecia. A ja sie zgodzilam. Wszystko bylo pieknie ladnie, cudowne spotkanie, a przeciez mogl byc kims calkiem innym... Dzis jak na to patrze to az mam dreszcze. Cieszyłam sie ze moglismy sie spotkac, przy nim mialam te "motylki" w brzuchu, czulam sie dobrze i bezpiecznie mimo wszystko. Nie potrafiłam mu sie przeciwstawić. Kolene kilka miesiecy to bylo zrywanie wracanie zrywanie wracanie i ciagly koszmar. Wyzywa, szantazuje, mowi ze by mnie zabil jakby spotkal, krzyczy, daje kary (jesli cos zle robie to daje mi kare), chce mnie wychowac zebym nie sprawiala problemow w zyciu mu (tak mowi). Dopiero pod koniec 2009 roku nie wytrzymałam. Poszłam do nowej szkoły, do liceum. Poznałam wiele swietnych ludzi z ktorymi chcialam sie kolegowac, zaprzyjaznic, spotykać. On mi zabranial wszystkiego. Rozmowy z nimi, robienia jakis zdjec (twierdzil ze jak pojawie sie na jakims np. na naszej-klasie to bede dziwka), W grudniu byla wycieczka klasowa za granice, bardzo chcialam pojechac, on mi zabronil, powiedzial, ze jesli pojade to go nie kocham ze to dla mojego dobra ze cos mi sie stanie itd. Zaczelam sie mu stawiac myslec co czuje ale on mial to gdzies. Jeszcze bardziej zle sie zachowywał. Teraz zerwaliśmy 20 stycznia. Ja nie wytrzymalam wszystko mu wygarnelam. Potajemnie rozmawialam z moja obecna przyjaciolka z mojej klasy, ona mnie bardzo wspiera i bez niej nie dalabym rady calkiem. Walczylam z sama soba, plakalam, pisalam, wydzwanialam. On nienawidzil mnie, twierdzil ze mam spier***, wyzywal, gnebil, straszyl ze mnie dorwie, ze pozabija moich znajomych. Ze zabije mojego nowego chlopaka jak sobie znajde, ze zawsze bede sama, ze bez niego nie dam rady, ze skoncze pod latarnia. Mimo bolu staralam sie wytrzymac. Zaczelam sluchac muzyki, zmienilam fryzure, robilam drobny makijaz, czulam sie lepiej ale codziennie gdy sie budzilam przepelnial mnie bol i uczucie strachu, wyrzuty sumienia, bol nie do opisania, mialam ochote wtedy krzyczeć. We wtorek - 23 lutego 2010 chcial pogadac, ja nie. Stawialam sie i opieralam ale w koncu uleglam. Rozmawialismy normalnie, ja trzymalam go na dystans. W koncu zaczal mowic swoje slowa, obietnice, jego ton glosu... Uległam. Zgodzilam sie do niego wrocic. dy tylko zgodzilam sie to stal sie nieobecny, opryskliwy. Sprzeczamy sie o wszystko. Ja ciagle placze wpadam w histerie bo juz nie moge, zaufalam mu a on znow zle sie zachowuje. Mam psa, dostałam go, zajmowalam sie nim wczoraj i cieszylam, zawsze chcialam go mieć, szczekal ale to chyba normalne i byl troche agresywny bo ma 10 miesiecy a przejelismy go od innego wlasciciela. D kazal mi oddac tego psa, mowi ze jest chory glupi pusty, obrazal mnie mowiac "zebys sie nie zsikala" gdy sie cieszylam, drwil z tego ze czytam poradniki dla psow. Rozmawialismy wczoraj o tym i smial sie z imienia mojego psa - Dolar - nazywal go euro, banknot tak bezosobowo, zloscilam sie bo robil to specjalnie z taka ironia w glosie, jakby byl zazdrosny. Mowilam mu zeby nie byl a on ze nie jest i mam skonczyc. Ja w zartach powiedzialam ze imie jego psa jest dziwne a on sie obrazil... Zaczal mowic o swoim psie jak o bogu, jak o wszystkim co ma. Prosilam go o spokoj ale mnei nei sluchal bronil swojego psa. To ze sie klocimy olewam tylko bronil psa. Na koniec napisal ze zabije mojego psa bo to wszystko przez niego. Potem zadzwonil wyjasnilam wszystko ze nie moge obrazac mojego psa, jakby on sie czul gdybym ja obrazala jego, a on sie rozlaczyl i napisal sms ze chyba nadal nie widze roznicy miedzy jego psem a banknotem. Do dzis sie nie odezwal ja nie mam zamiaru. Uwazam to za zerwanie ze mna, poniewaz uprzedzalam ze jeszcze raz cos takiego i to koniec. Zlekcewazyl mnie. Jak widac jest zazdrosny o wszystko. O wszystko zwiazane za mna. Rozmawialam kiedys juz o tym zeby poszedl na psychoterapie to tylko sie poklocilismy, ze niby uwazam go za psychola. Probowalam wszystkiego. Nie wiem jak sie uwolnic. Tkwie w tym 2,5 roku i jestem uzalezniona od D. Nie wyobrazam sobie zycia bez niego. Prosze o pomoc. Dodam ze psycholog nei wchodzi w gre. Moi rodzice nic nie wiedza o mnie - sa niedobrymi rodzicami i boje sie o tym rozmawiac. Nie mam w nich oparcia i nie mialam nigdy. Upsychologa musialabym mowic wszystko, a jako nie jestem pelnoletnia bedzie musial, a przynajmniej powiedziec moim rodzicom o myslach samobojczych i o calym tym bagnie... Chce z tym walczyc, chce byc zdrowa. Marnuje moje najlepsze lata zycia na placz i bol. Nie widze dla nas szans, on uwaza ze nic nie robi. Ze to wszystko dla mojego dobra. Nie mysli nawet o psychologu, kloci sie i jest zazdrosny obsesyjnie, traktuje mnie jak swoja wlasnosc.
Prosze o pomoc...
Rozpacz
 
Posty: 96
Dołączył(a): 27 lut 2010, o 11:31

Postprzez ewka » 27 lut 2010, o 13:23

Może ja nie zrozumiałam... te 200 km cały czas Was dzieli? I to Wasze wspólne "być" polega na kontakcie wirtualnym lub telefonicznym?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Rozpacz » 27 lut 2010, o 13:29

Tak ciagle nas to dzieli.
Spotykamy sie co miesiac, w miare mozliwości.
Rozpacz
 
Posty: 96
Dołączył(a): 27 lut 2010, o 11:31

Postprzez Loki86 » 27 lut 2010, o 14:24

Wnioskuje, że to twój jak i jego pierwszy tak burzliwy i poważny związek w życiu. Jeśli tak to tutaj doszukiwał bym się właśnie problemu. Musisz uświadomić sobie jedno, nie warto trzymać się toksycznego związku. Ten chłopak po mimo, że jak to ujęłaś jest dojrzały jak na swój wiek myśli o rodzinie itp. popełnia szczeniackie błędy wkręca sobie paranoje i maltretuje psychicznie. Czy tak robi kochająca osoba... Zastanów się czy wszystkie jego zabiegi są dla twojego czy dla jego dobra.

Wiesz Hitler upodobał sobie Eve Braun na konkubinę gdyż była młodą pogodną i podatną na manipulacje osobą. Chciał ją sobie wytresować i tak zrobił, dla niego Eva upodobniła się do nieżyjącej siostrzenicy Adiego, Geli Raubal która była jego wielką miłością.

Nie nazywam twojego kolegi Hitlerem ale jak najbardziej z twoich opisów wynika, że ma zadatki na dyktatora. Jeżeli masz jakieś swoje specjalne miejsce w którym lubisz rozmyślać to radzę się tam udać z zeszytem i czymś do pisania i rozpisać wszystkie za i przeciw względem kontynuowania tej znajomości. Jeżeli zdrowy rozsądek masz zdrowy to na kartce powstanie gotowa wskazówka co zrobić dalej. Gdy sama dojdziesz do wniosku, że wszystko co was łączy jest toksyczne to podjął bym drastyczne kroki typu zmiana nr telefonu (lub zastrzeżenie nr.) zmianę nr wszelakich komunikatorów oraz maila. Skasowanie wszystkich profili internetowych z tzw. portali społecznościowych.

Może się to wydawać srogie ale konsekwencja w odcinaniu się od tej osoby pomoże ci osiągnąć jakąś wewnętrzną równowagę oczywiście z czasem.

Czy twoi rodzice aby na pewno są tacy źli. Czy po prostu cie nie rozumieją ??
Avatar użytkownika
Loki86
 
Posty: 556
Dołączył(a): 17 maja 2007, o 00:58
Lokalizacja: z tąd;d

Postprzez bunia » 27 lut 2010, o 14:40

Ja zapytam czy boisz sie byc sama ? od tak jakis czas przynajmniej.......trzymasz sie z desperacja czegos co dobrze wiesz, ze jest DESTRUKTYWNE.......zwiazek, uczucia wnosza rzeczy pozytywne, czlowiek sie rozwija, unosi, idzie do przodu a Ty miewasz mysli samobojcze......jestes atrakcyjna mloda kobieta - nie dostrzegasz, ze swiat moze byc u Twoich stop a nie odwrotnie ?.....po co Ci zwiazek ktory niszczy totalnie ?....logika mowi, ze juz lepszym rozwiazaniem byloby byc samej niz spadac w przepasc.....w imie czego ? facet Ciebie nie kocha i powinnas to zrozumiec, jest sam chory, ma powazne zaburzenia osobowosci a Ty tkwisz w roli ofiary........jedynym sposobem jest spojrzenie na rzeczywistosc otwartymi oczami i ucieczka z tego swiadka.....na nic Twoja ofiara, poswiecenie, totalne zatracenie siebie - facet od tego nie bedzie zdrowszy !!!.......mam nadzieje, ze ockniesz sie czego Ci serdecznie zycze :serce2:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Rozpacz » 27 lut 2010, o 14:44

Są zli.
Podejrzewaja mnie o najgorsze rzeczy bezpodstawnie, na wszystko reaguja krzykiem. Jestem dobra corka, jedynaczka. Mama tylko dba o swojego syna z poprzedniego zwiazku ktory jest doroslym facetem ale to juz inna historia. Nie mam wsparcia w nikim jesli chodzi o rodzine. Mam przyjaciolke ale ona podchodzi tez do tego w taki sposob, ze dla niej nie ma gadania o tym wiecej bo dawno powinnam byla go zostawić.
Dla mnie to bardzo ciezkie. Wiem co powinnam zrobić bo znam go i wiem, ze sie nie zmieni. Tyle razy mnie zostawial potem znecal sie potem on byl ofiara a ja zla.
Szantazuje mnie do tego ciagle ze popelni samobojstwo. Mowil mi wiele razy ze chce to zrobic i nic nie zrobil. W jego okaleczanie sie tez nie wierze bo jakos nie widzialam ran na jego ciele.

Dziekuje za wszystkie rady, to bardzo pomocne. Ciezko mi jest sie odnalezc i ustabilizowac. Z chlopakiem zle, w domu nie mam oparcia i tez nie jest milo. Bardzo sie zmienilam przez ten zwiazek...
Chcialabym znow moc sie cieszyć
Rozpacz
 
Posty: 96
Dołączył(a): 27 lut 2010, o 11:31

Postprzez bunia » 27 lut 2010, o 14:57

Fakt, ze chlopak ma klopoty nie powinno byc dla Ciebie parawanikiem aby ten zwiazek kontynuowac, on jest spalony, bez przyszlosci......pamietaj, ze nie odpowiadasz za Jego zycie, to nie jest Twoj maly synek a partner w zwiazku z czym On sam musi wziac swoje sprawy w swoje rece a Ty zastanowic sie czego oczekujesz od zycia......jasne, ze zycie usmiechnie sie pelna buzia ale postaraj sie sama zrobic konstruktywny krok do przodu......dasz rade :ok: tylko CHCIEJ, podejmij decyzje i badz konsekwentna !.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Rozpacz » 27 lut 2010, o 15:10

Dziekuje, to mnie bardzo umacnia.
Bardzo boje sie samotnosci ale mam zwierzaki, obecnosc kogos w domu. Boje sie ale on nie chce sie zmienic, nic zrobic w kierunku aby nam bylo dobrze...
Rozmawialam przed chwila z nim przez telefon. Powiedzialam, ze wiem co mu jest i ze mozemy wyjsc z tego razem, zeby zglosil sie do psychologa lub sam cos zadzialal to tylko powiedzial ze ranie jego uczucia a potem nie rozumialam bo zaczal plakac.
Mam tak za kazdym razem, bierze nad moimi uczuciami wodze wrecz litosc. Nie chce zeby byl sam mimo wszystko... Jest chory i potrzebuje wsparcia
Rozpacz
 
Posty: 96
Dołączył(a): 27 lut 2010, o 11:31

Postprzez bunia » 27 lut 2010, o 15:39

Trzymasz sie kurczowo nadziei.....gdzie ona jest ? w Twojej roli "ratownika" ?.......skad mozesz wiedziec, ze to co jest dobre dla Ciebie/Was On tego chce, zdaje sobie sprawe z klopotow i choroby ? szuka pomocy ? ......nie che Cie smucic bo masz ich wystarczajaco ale jezeli On sam nie widzi problemu u siebie to nie zobaczy Twoimi oczami......moim zdaniem swiat Jego choroby wypelnia Ci zycie, ze trudno dostrzegasz zycie jakie sie toczy wokol Ciebie rowniez wsrod Twoich rowiesnikow a przez to czujesz sie samotna.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Loki86 » 27 lut 2010, o 15:44

Przede wszystkim jest młody i też prawdopodobnie boi się samotności dlatego ucieka się do wszelakich podstępów, szantażu itp. Byle by tylko cię przy sobie utrzymać, żebyś się nim interesowała i była blisko. To nie jest zdrowe ale też nie wydaje mi się żeby był chory. Na twoim miejscu powiedział bym mu żeby zainteresował się kimś innym mieszkającym w jego mieście. Postaraj się mu wytłumaczyć, że ten związek nie ma sensu gdyż ranicie się na wzajem.

Tobie radzę to samo rozejrzyj się za nowymi znajomymi pomyśl o jakimś hobby by zająć trochę wolnego czasu. A jak przyjdzie odpowiedni moment pewnie zakochasz się w kimś po raz kolejny (warto nie zakładać od razu że to ten jedyny;) ).

Co do rodziców nie wiem jak u ciebie do końca jest bo nie wiele o tym napisałaś. Ale wydaje mi się, że nie są najgorsi na pewno się o ciebie martwią tylko na swój nie do końca może dobry sposób. Byli by złymi rodzicami gdyby totalnie mieli gdzieś co się z tobą dzieje.

Do tego trochę punku i ska i będzie dobrze ;)
Avatar użytkownika
Loki86
 
Posty: 556
Dołączył(a): 17 maja 2007, o 00:58
Lokalizacja: z tąd;d

Postprzez Rozpacz » 27 lut 2010, o 16:18

On iwerzy w jedna milosc na cale zycie i wg niego ja nia jestem. Mowi ze nie wyobraza sobie zycia bezemnie, ze ja zostane sama jak z nim zerwe bo inaczej bylabym dziwka majac kolejnego mezczyzne.
Napisal mi sms ze wie kim jest czyli nikim i ze jak nie chce z nim byc to nie musze bo on wie kim jest...

Dziekuje za kazde slowo ;)
Rozpacz
 
Posty: 96
Dołączył(a): 27 lut 2010, o 11:31

Postprzez Loki86 » 27 lut 2010, o 16:22

Nie bież jego każdego słowa na poważnie bo to z jego strony jest gra na uczuciach. A założenie, że zakocha się tylko raz i ty jesteś tą jedyną to spojrzenie nastolatka w którym gra burza hormonów. Wiem bo byłem w podobnej sytuacji przeszło z wiekiem :D

Pozdrawiam i głowa do góry :wink:
Avatar użytkownika
Loki86
 
Posty: 556
Dołączył(a): 17 maja 2007, o 00:58
Lokalizacja: z tąd;d

Postprzez bunia » 27 lut 2010, o 16:27

Oj dziewczyno szkoda, ze musisz przez to przechodzic aby nabrac troche doswiadczenia....sporo to kosztuje.....moze jeszcze zbyt mocno Cie nie upokorzyl i nie czujesz sie zupelnie wypluta.....mam nadzieje, ze ta terapia o ktorej wspomnialas da jakies rezultaty abys otrzasnela sie ,odnalazla spokoj i mogla cieszyc sie zdrowym facetem, zdrowa miloscia a nie ginac w imie patologii.....szkoda Twojego zycia :bezradny:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Rozpacz » 27 lut 2010, o 16:35

Tak...
dziekuje
Rozpacz
 
Posty: 96
Dołączył(a): 27 lut 2010, o 11:31

Postprzez Loki86 » 27 lut 2010, o 16:47

Jak możesz to skrobnij czasem o postępach :kwiatek:
Avatar użytkownika
Loki86
 
Posty: 556
Dołączył(a): 17 maja 2007, o 00:58
Lokalizacja: z tąd;d

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 155 gości

cron