Mam a tej chwili masę problemów spowodowanych moim nieodpowiedzialnym zachowaniem Jestem potwornie leniwa i najchętniej przespałabym swoje życie albo wolałabym w ogóle nie żyć. Może zbyt dosadnie powiedziane, ale nie mam już do siebie siły.
W liceum i na studiach dobrze mi szło i myślałam, że wszystko mi się w życiu układa. Stały związek, mieszkanie z partnerem, założyliśmy nawet własny interes.
Problem w tym, że zawsze jest coś co mnie zniechęca, co niweczy całą moją mobilizację. Ciągle powtarzam sobie że to już koniec, zmieniam się i będzie lepiej.
Jak zaczęliśmy mieszkać ze sobą powtarzałam sobie, że zawsze o tym marzyłam i będzie super, naukę i pracę dyplomową odłożyłam na bok, liczył się nasz sklepik internetowy, później pracę dyplomową też tak mizernie pisałam, więc stwierdziłam, że może lepiej będzie pisać samej, dostałam w tym czasie pracę w urzędzie miasta i sądziłam, że to wcale nie będzie miało wpływy na moją naukę. Mój ukochany mnie zdradził i wtedy już miałam idealną wymówkę na moje lenistwo. Miałam potworne załamanie nerwowe, ciągłe płacze i kłótnie na każdy temat, ciągłe dogryzanie a później płacz i przepraszanie. Umowa na zastępstwo z Urzędem Miasta się skończyła a ja miałam wrócić znów tylko do sklepiku internetowego, czas na oddanie pracy dyplomowej się skoczył, więc musiałam powtórzyć ostatni semestr na uczelni. Prawda jest taka że na zajęciach czułam się świetnie i zaliczyłam sesje w terminie, ale co z tego, jak pracy dyplomowej i tak nie zaczęłam pisać. Słyszę tylko pretensje, a żadna z nich mnie nie mobilizuje. Mężczyzna z którym jestem już mnie nie szanuje, z resztą wydaje mi się, że od bardzo dawna. Jego zdrada była tego dowodem, a to, ze błagał żebym nie odeszła tylko spowodowana była tym, że było mu mnie żal. Problemy finansowe, bo już nie stać nas na dokończenie generalnego remontu, na nowe dostawy do sklepu ledwie mamy pieniądze i opóźniają się przez co tracimy klientów. Mój partner ciągle gra w gry na komputerze, jak twierdzi to mu pomaga zapomnieć o problemach. Sex jest sporadyczny, tzn ja mam na niego ochotę, ale on już nie nawet jeżeli zaczniemy to nie ma z niego żadnej satysfakcji. Wszystko jest dla mnie bez sensowne.
Bardzo kocham swojego partnera i świata mogłabym poza nim nie widzieć, ale nie samą miłością człowiek żyje, a cała sfera poza tym, że go kocham jest po prostu do dupy.
Jestem po prostu nic nie warta, wrzód na tyłku, pasożyt i leń bez ambicji. Mój partner pomimo, ze mi się oświadczył już mnie chyba nie kocha, jestem bo jestem i czasem mu tak wygodnie bo zajmuję się domem, ale już nie rozmawiamy jak przyjaciele. Teściowa mnie gnębi, nie znosi mnie i właściwie ze wzajemnością. Chciałabym, żeby ktoś w końcu dał mi kopa w dupę, albo zakończyć to beznadziejne życie.