no więc ja jestem pozytywnym przykładem, znam też parę innych osób, które po przejściach stworzyły tzw. "nową jakość". Ostatnio zresztą w moim otoczeniu mam 2 takie przykłady, może to mój wpływ
. Żartuję. ale i tak fajnie.
Pytanie brzmi: "Dlaczego dajemy szanse komus, kto nas zawiodl, przekreslajac szanse na bycie szczesliwym z kims innym? Czy to nie jes taby tak z obawy, ze się zostanie samemu? ".
Po pierwsze Dajemy tę szansę z miłości, bo miłość (nie mylić z zauroczeniem fazy wstępnej związku) polega na docenianiu pewnych zalet, ale też na pogodzeniu się z wadami i błędami. Nikt z nas nie jest ideałem, wszyscy popełniamy błędy różne i pytanie jest "czy gdybym ja schrzaniła związek z różnych powodów (bo one zawsze są po obu stronach i obiektywizmu tu bardzo brakuje, a powody są bardzo wyolbrzymiane) i chciała go naprawić i naprawdę starała się naprawic to, co zepsułam - czy JA chciałabym dostać tę JEDNĄ jedyną szansę?
No więc ja chciałabym. Dlatego potraktowałam mojego męża tak jak ja chciałabym być traktowana. Myślę że to uczciwe.
Po drugie, kto powiedział, że z kimś innym będzie się naprawdę szczęśliwym ? Gwarancji brak, niestety. Gdyby takowe były pewnie bym go rzuciła w pierony
.
Po trzecie, mam dziecko. I to jest dla mnie bardzo ważny powód, żeby zawalczyć o rodzinę (jest niezłym ojcem, tfu, tfu ), bo ja akurat pełną rodzinę bardzo cenię. Uważam że to naprawdę duża wartość.
No i po czwarte, chyba bardzo ważne, ja nie zostałam porzucona, ba żyłam w błogiej nieświadomości 7 lat
, więc gdy się mąż wygadał - (za co go przeklinałam, bo mógł dla siebie zachować te rewelacje, ale chciał być szczery), - poza tym że uznałam go za mięczaka bez charakteru, miałam również jako kontrę wiele lat dobrego związku juz po akcji "skok w bok". Trochę się przez te lata zrehabilitował i sprawa była odgrzewana.
Po piąte Sprawa zostania samemu chyba też jakiś wpływ miała, chociaż ja szczerze mówiąc miałam wybór, ale nie skorzystałam
.
a poza tym ja mam taki charakter , że staram się szukać dobrych stron w ludziach, pozytywów w różnych doświadczeniach. Ba uważam wręcz to pozostanie w rodzinie za mój sukces, bo kiedyś byłam bardzo porywcza, zawzięta i mściwa, a teraz więcej we mnie zgody na los i czuję się z tym lżejsza i szczęśliwsza. Choć akurat porywczośc mi została
. No nie ma ideałów
Fakt, że okupiłam to wielomiesięczną "nieleczoną depresją", ale to już przeszłość i w akcie desperacji podjęłam drugie studia tym razem moje wymarzone i zmieniłam branżę, więc nie ma tego złego
. Bez tej desperacji na pewno nie zdecydowałabym się na tak radykalny krok.
pozdrawiam mocno