Kolejna szansa

Problemy z partnerami.

Postprzez alutka » 16 wrz 2007, o 22:03

Buniu, masz rację co do tego że należy cofnąć film dotyczący związku , przeanalizować relacje. Na pewno to prawda, że zdrada jest wynikiem czegoś tylko na miłość Boską można rozmawiać z partnerem, wyjaśniać sobie różne sprawy, tłumaczyć i dalej rozmawiać a nie zdradzać. TO BOLI ! I to bardzo.
Prawdą jest też , że czas leczy rany ale to dopiero się wie jak upłynie tego czasu choć trochę . Ale najpierw trzeba to wszystko przetrzymać.
alutka
 
Posty: 33
Dołączył(a): 18 sie 2007, o 21:04

Postprzez ewka » 16 wrz 2007, o 22:06

Pytajaca napisał(a):Ewka, nie potrafilabym, nie potrafie i nie chce.

Ty być może nie, a inni może tak.

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez bunia » 16 wrz 2007, o 22:08

Naturalnie jest to poces i nic nie dzieje sie z dnia na dzien.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez caille » 16 wrz 2007, o 22:08

A co do zdrady to rzeczywiscie teoretyzuje. Nigdy mnie nei zdradzono. przynajmniej nic o tym nie wiem..
Avatar użytkownika
caille
 
Posty: 121
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:11

Postprzez gti » 16 wrz 2007, o 22:23

bunia napisał(a):Hmm......a ja mysle,ze kiedy partner zdradzil to trzeba cofnac sie,cofnac tasme filmowa zwiazku i zastanowic sie kiedy zaczelo sie tak na prawde psuc i dlaczego....naprawa nie nalezy tylko do zdradzajacego(to jest symptom) a powod "choroby" zwiazku jest inny.
W takim kontekscie zrozumienia calego incydentu latwiej jest chyba wybaczyc i isc dalej z bagazem wspolnych przezyc.....tak mysle.
Pozdrowka :wink:

Cieszę sie, że ktoś tak jeszcze myśli, oprócz mnie.
Nie można z góry zakładać niepowodzenia związku po przejściach. Trzeba patrzeć w przyszłość obiektywnie, Oczywiście potrzeba do tego dobrej woli obu stron. Jeżeli śledzicie moje wątki to wiecie w jakiej obecnie sytuacji jestem, ale już w tej chwili mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że widzę przyszłość naszego związku, oczywiście to nie stanie się natychmiast ale jest nadzieja, poza tym coś jest w słowach Cugowskiego "bo do tanga trzeba dwojga".
Będzie to wymagało ciężkiej pracy , poświęcenia, wyrzeczeń i zaufania z obu stron.
gti
 
Posty: 192
Dołączył(a): 4 wrz 2007, o 15:02
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez bunia » 16 wrz 2007, o 22:41

Gti....to moze umocnic zwiazek.....nie zawsze wszystko dziala na szkode...zycze optymizmu i powodzenia :buziaki:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez mahika » 16 wrz 2007, o 23:27

Pierwszy rok był okropny. od lipca jest mi wewnętrznie lepiej. Jakoś nie myśle o tym. Nie ma zaufania, z mojej strony. To prawda.
Ale M. bardzo się stara zeby nie dac mim najmniejszego powodu do zazdrosci, do tego żebym mu nie ufała jeszcze bardziej. To chyba nazywa się że odbudowuje zaufanie. Moze kiedyś mu się uda :)
Ale tak sobie mysle, ze z kimkolwiek bym nie była to i tak bede zawsze mysleć ze moze dojsć do takich sytuacji. Wiec po co mam być z kims innym skoro moze zrobic to samo?
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez agik » 17 wrz 2007, o 01:44

Właśnie tak, jak mówi Mahika : nadszarpnięte zaufanie- tak czy siak powoduje nieufność- w stosunku do innych osób też.
Trzeba pracowć nad soba, by znaleźć ufność, wiarę...
Trzeba szukać pozytywów, bo inaczej można dojść do przekonania, że życie jest generalnie zbyt trudne i od razu położyć się do trumny, albo palnąć sobie w łeb.
Ja sobie tak myślę, że jeśli jesteśmy w związku, to trzeba wszystkie wątpliwości tak a priori rozwiewać "na tak". szukac pozytywów, szukać zrozumienia. A takie branie partnera pod nieżyczliwą obserwację, doszukiwanie się cech, które być może w przyszłości nam stana kością w gardle, punktowanie, ocenianie- nie wydaje mi się w porządku. To trochę tak jakby się samemu było nieskazitelnym i szukało ramki, w którą mozna wtłoczyć druga osobę.. odcinając nożem, to co się w ramce nie mieści. Każdy niesie ze sobą jakiś bagaż- tak po prostu jest, zmiana tego na siłę, ani nie świadczy o szacunku, no i jest nieskuteczna.
A poza tym nikt nigdy nie da gwarancji, że będzie dobrze, że nie spadnie jakieś wielkie nieszczęście, choroba, zdrada itd. A strach przed podjęciem ryzyka, odbiera możliwość przeżycia czegoś naprawdę pieknego, wartościowego.

Dopiero, kiedy jest pewne, że nic z tego nie będzie- całą energię skierować w przeciwną stronę- na zapomnienie, na wygojenie ran.
Ale nie wcześniej. Bo myślę sobie, że skoro z całym przekonaniem, wiara możemy powiedzieć sobie nawzajem TAK, to w przypadku pomyłki, pewność, że to nie to, jest równie duża. Poprostu się wie!
Myślę,że warto dać szansę. Warto również dla samego siebie.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Pytajaca » 17 wrz 2007, o 20:39

Mysle sobie Agik, ze sie ciut nie zrozumialysmy. Ja pytalam o danie szansy osobie, ktora ODESZLA ze zwiazku z roznych powodow, ale spowodowanych jej wlasnmi decyzjami, a teraz chce wracac. Jak to sie ma do zycia i reakcji drugiej strony, ktorej zaufanie juz nadszarpnieto?

Oczywiscie, ze trzeba sobie dawac wsparcie i rozwiewac watpliwosci na "tak", jesli jest sie w zwiazku. Ale jesli go juz nie ma, bo decyzja jednej strony (jakkolwiek by to nie tlumaczyc - egoistyczna decyzja jednej strony o odejsciu) sie rozpadl, to jaki jest sens klecic gona nowo?

Nie zgadzam sie rowniez co do nadszarpnietego zaufania do wszystkich nowych (czy obecnych osob), bo ktos nas zranil. Nigdy nie przenosze takiej niecheci i bojazni na innych, bo inaczej nie rozpoczelabym kolejnego zwiazku! Ale w przeciwienstwie do tego, osobie, ktora raz sie okazala bardzo nielojalna, trudno zaufac, zreszta to chyba zrozumiale.

Ja sadze, ze zalezy to od indywidualnej sytuacji kazdego czlowieka. Celem tego posta jednak nie bylo tylko - wybaczyc-nie wybaczy, zapomniec-nie moc zapomniec , dac sznse/ nie dac, ale przede wszystkim to, ze sklaniajac sie ku przeszlosci, ku temu, co nas zawiodlo, a my nadal chcemy w tym tkwic - tracimy szanse na prawdziwe szczescie z innym, czlowiekiem, ktory byc moze okazalby sie najprawdziwszym przyjacielem i lojalnym partnerem.

Pozdrawiam wszystkich!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez agik » 17 wrz 2007, o 21:29

no, rzeczywiście nie zrozumiałam, faktycznie myślałam o sytuacji, kiedy komuś przydarzy się jakaś "wtopa"...
Jeśli któś odszedł ode mnie, ale odszedł na prawde, ze wszystkimi konsekwencjami- to powrotu nie ma. Przynajmniej jak dla mnie.
A przynajmniej teraz tak myślę, hi.
Bo jeśli odszedł, to chyba proste, ze już mnie nie chce. I co nagle mu by się zachciało? Już pomijam fakt, że nie znosze niezdecydowanych mężczyzn, hi, to przecież nie jestem jakąś poczekalnią, w której mozna sobie zostawić kawałek siebie, na wypadek gdyby kiedyś był potrzebny, albo cos innego nie wyszło.
Poza tym nie da się nikogo zmusić do miłości. Można się starać ze wszystkich sił, a to i tak nic nie zmieni.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez echo » 17 wrz 2007, o 21:29

no więc ja jestem pozytywnym przykładem, znam też parę innych osób, które po przejściach stworzyły tzw. "nową jakość". Ostatnio zresztą w moim otoczeniu mam 2 takie przykłady, może to mój wpływ ;). Żartuję. ale i tak fajnie.

Pytanie brzmi: "Dlaczego dajemy szanse komus, kto nas zawiodl, przekreslajac szanse na bycie szczesliwym z kims innym? Czy to nie jes taby tak z obawy, ze się zostanie samemu? ".

Po pierwsze Dajemy tę szansę z miłości, bo miłość (nie mylić z zauroczeniem fazy wstępnej związku) polega na docenianiu pewnych zalet, ale też na pogodzeniu się z wadami i błędami. Nikt z nas nie jest ideałem, wszyscy popełniamy błędy różne i pytanie jest "czy gdybym ja schrzaniła związek z różnych powodów (bo one zawsze są po obu stronach i obiektywizmu tu bardzo brakuje, a powody są bardzo wyolbrzymiane) i chciała go naprawić i naprawdę starała się naprawic to, co zepsułam - czy JA chciałabym dostać tę JEDNĄ jedyną szansę?
No więc ja chciałabym. Dlatego potraktowałam mojego męża tak jak ja chciałabym być traktowana. Myślę że to uczciwe.

Po drugie, kto powiedział, że z kimś innym będzie się naprawdę szczęśliwym ? Gwarancji brak, niestety. Gdyby takowe były pewnie bym go rzuciła w pierony ;).

Po trzecie, mam dziecko. I to jest dla mnie bardzo ważny powód, żeby zawalczyć o rodzinę (jest niezłym ojcem, tfu, tfu ), bo ja akurat pełną rodzinę bardzo cenię. Uważam że to naprawdę duża wartość.

No i po czwarte, chyba bardzo ważne, ja nie zostałam porzucona, ba żyłam w błogiej nieświadomości 7 lat ;), więc gdy się mąż wygadał - (za co go przeklinałam, bo mógł dla siebie zachować te rewelacje, ale chciał być szczery), - poza tym że uznałam go za mięczaka bez charakteru, miałam również jako kontrę wiele lat dobrego związku juz po akcji "skok w bok". Trochę się przez te lata zrehabilitował i sprawa była odgrzewana.

Po piąte Sprawa zostania samemu chyba też jakiś wpływ miała, chociaż ja szczerze mówiąc miałam wybór, ale nie skorzystałam ;).

a poza tym ja mam taki charakter , że staram się szukać dobrych stron w ludziach, pozytywów w różnych doświadczeniach. Ba uważam wręcz to pozostanie w rodzinie za mój sukces, bo kiedyś byłam bardzo porywcza, zawzięta i mściwa, a teraz więcej we mnie zgody na los i czuję się z tym lżejsza i szczęśliwsza. Choć akurat porywczośc mi została ;). No nie ma ideałów ;)
Fakt, że okupiłam to wielomiesięczną "nieleczoną depresją", ale to już przeszłość i w akcie desperacji podjęłam drugie studia tym razem moje wymarzone i zmieniłam branżę, więc nie ma tego złego ;). Bez tej desperacji na pewno nie zdecydowałabym się na tak radykalny krok.

pozdrawiam mocno
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez ewka » 17 wrz 2007, o 22:53

echo napisał(a):no więc ja jestem pozytywnym przykładem

I na to czekałam, buźka Echo :cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez echo » 18 wrz 2007, o 16:58

buźka Ewcia ;)
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Pytajaca » 18 wrz 2007, o 20:59

---------- 18:45 18.09.2007 ----------

agik napisał(a):Jeśli któś odszedł ode mnie, ale odszedł na prawde, ze wszystkimi konsekwencjami- to powrotu nie ma. Przynajmniej jak dla mnie.


No to mamy takie same zdanie :) Pozdrawiam!

---------- 18:48 ----------

echo napisał(a): czy JA chciałabym dostać tę JEDNĄ jedyną szansę?
No więc ja chciałabym. Dlatego potraktowałam mojego męża tak jak ja chciałabym być traktowana. Myślę że to uczciwe.


Ano wlasnie. Zgadzam sie w plni. Po tym, co zrobil moj ex i bedac na jego miejscu nawet nie mialabym odwagi prosic o powrot, spotkanie itd., bo potraktowal mnie nieuczciwie, i to na wszystkich poziomach. Dlatego bedac nim, nie dalabym sobie tej szansy i wiedzialabym, dlaczego jej sobie nie daje :)

---------- 18:53 ----------

echo napisał(a): Po drugie, kto powiedział, że z kimś innym będzie się naprawdę szczęśliwym ? Gwarancji brak, niestety. Gdyby takowe były pewnie bym go rzuciła w pierony ;).


Ano nie ma. Ale roznica jest taka, ze nowa osoba jeszcze nie zawiodla Twego zaufania, a ja w calosci je daje nowej osobie, z odrobineczka zdrowej rezerwy. Ale jesli ten ktos, kto Cie zawiodl zaczyna byc pepkiem swiata i na sile stara sei z nim cos odbudowac, to mysle, ze szanse kolejnego niepowodzenia sa o wiele, wiele wyzsze niz w przypadku kogos, komu sznse dajemy, bo moze wlasnei ta osoba NIGDY Cie nei zawwiedzie. Komu dalabys wieksza szanse - osobie, ktora zdradzila i Cie niewiadomo czy kochala czy tez nowemu partnerowi, ktoremu ufasz, nawet jesli znasz go tylko troche i ktory moze ma szanse na to, by byc zawsze lojalnym i Cie pokochac?

---------- 18:56 ----------

echo napisał(a): Po trzecie, mam dziecko. I to jest dla mnie bardzo ważny powód, żeby zawalczyć o rodzinę (jest niezłym ojcem, tfu, tfu ), bo ja akurat pełną rodzinę bardzo cenię. Uważam że to naprawdę duża wartość.


Nie mam dziecka i zdaje sobie sprawe, ze dziecko wprowadza kolejny element do rozwazan i to mocny. W moim przypadku decyzja byla prosta.

---------- 18:59 ----------

echo napisał(a): No i po czwarte, chyba bardzo ważne, ja nie zostałam porzucona,


I po czwarte i najwazniejsze - nie zostalas porzucona, zaufanie nadszarpniete, ale zwiazek podtrzymany, a wiec wszystko jasne. W takich przypadkach wybacza sie i stara zaponmniec szybciej. Jesli zas partner zawodzi jako czlowiek i przyjaciel dodatkowo - szans powrotu naprawde nie widze.

Rowniez cieplo pozdrawiam!
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez echo » 18 wrz 2007, o 23:48

też pozdrawiam ;)
zaznaczę tylko , że wcale nie jestem zwolenniczką trzymania się za wszelką cenę faceta, który jest kompletną porażką. Przy czym kiedyś byłam bardziej radykalna w swych poglądach i twierdziłam, że jeden poważny błąd z jego strony wystarczy aby zakończyć związek, jednak życie zweryfikowalo moje teorie ;).
dobranoc
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: erioduquijm i 116 gości

cron