Nie chce zeby ktoś odpowiadał na ten post. mozna go nawet ignorować. Chciałbym tylko się podzielić moimi przeżyciami i przygodami z alkoholem, moim zmaganiem z nim. Moze kogoś rozsmieszy, moze nie. Nie ważne. Czuje przymus wyrzucenia to z siebie:)
Zaczęło się od picia taniego alkoholu rozrabianego z napojami w czasach liceum, takie tam zbuntowane czasy (czemu mistrzu krzyż w tornistrze:) ), wiadomo, młodzieńcze przygody, pare razy mamuska na policje dzwoniła bo przepadałem na dwa dni leząc gdzies u kumpli pijany. Potem powrót w brudnych ciuchach do domu. To było liceum. Potem spokoj, po dwoch latach wyborowe towarzystwo, koncerty, picie wódki z gwinta na ulicy, ucieczka przed policją, pare razy spisanie za nietrzezwość. Raz kara pienięzna za nocke w izbie wytrzezwień. Ale cóż, zapłaciło sie i zapomniało. Wracało do normalnego życia. Niestety. Ilekroć przychodziło mi sie spotkać w towarzystwie na jakiejś imprezie zawsze było przeholowanie. Zapomniałem wspomnieć o mojej studniówce, gdzie już o 12 w nocy bylem w domu, odwieziony przez rodziców mojej partnerki, gdzie wypiłem hektolitry wodki, zwyzywałem wychowawczynie. Potem lądaowanie u dyrektora i przepraszanie, by do matury dopuscił. Albo jeszcze wydarzenie z przed paru tygodni: jestem w knajpie(klubie) i co robię: piję. Przed klubem oczywiscie trzeba było wypić, bo jak to tak na trzezwo pojsc, to nie ma zabawy. No i w w klubie robienie z siebie debila, ponoć krzyczałem ze chce sie przespać z klientką, a ona była hmmm niezbyt piękna... puszysta itd nie w moim typie. No cóz. darłem sie "Ave Szatan", aż ochrona się gapiła jak na debila. Potem dwudniowy kac. Moim problemem jest brak umiaru. Nie pije codziennie, mogę bez alkoholu zyć, o ile nie chodze nigdzie tzn po knajpach itp. Nie odczuwam przymusu picia, nie ciągnie mnie. Mogę wypić jedno piwo i nie chce więcej. Albo mam dni, w których wypiję poł i wiecej nie chce. Ale jak juz pojde gdzieś, czy to do knajpy, gdzie jest spotkanie towarzyskie, to się nie hamuję i wlewam w siebie, byle by było szmusko, by szumiało w głowce, by było hardkorowo. A potem sms "przesadziłes". Tak wiem, ze przesadziłem. Dlaczego nie mogę wypić trzech piw przez całą noc, tylklo musze wlewać w siebie, po to by się lepiej czuć, jak nie wypiję, czuję się niepewny siebie. Ot syndrom kretyna. Czy to poczatek alkoholizmu? ojciec mowi ze tak, on sam jest alkoholikiem, chodzi do aa i nie pije od dwoch lat. A zdarzały mu się makabryczne ciągi. Ale mnie to nie dotyczy. Nie wyobrazam sobie dwudniowego picia, jak juz po jednym mam serdecznie dość i mowie sobie nigdy więcej. Tyle.