Syzyfowa praca, czyli moje wyzwolenie z relacji

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez szczupły » 1 lut 2010, o 14:24

Są różne rzeczy, które zamierzają wyleźć spod dywanu, one potrzebują jakiejś przestrzeni. A jak jest się z ludźmi to automatycznie się je spycha. Bo trzeba reagować na to, co się dzieje. Wycofanie z towarzyskiego życia chyba chroni człeka przed "przegrzaniem styków".


...to jest chyba normalny stan.Trudno reagować wśród ludzi pozytywnie , normalnie bez spychania siebie,zajmować się kontaktami , różnymi sprawami, robić dobre miny na dobre rzeczy...i się nie przegrzać

(..jak to powiedziała kiedyś bardzo trafnie Anna Dodziuk w pewnej audycji radiowej ) "jak się ma nóż w brzuchu"
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez Maui » 9 lut 2010, o 12:26

Jestem na siebie wściekła. Byłam na kursie trenerskim, na którym bardzo mi zależało. Zbierałam na niego długo pieniądze, starałam się o dofinansowanie z różnych źródeł i udało się - dostałam się. Niestety na egzaminie zachowywałam się jak trzęsąca się galareta i nie ukończyłam kursu. Muszę go powtarzać. Mam żal do siebie, że po raz kolejny emocje czegoś mi nie pozwoliły zrobić. Fakt faktem egzamin był stresujący, ale gdy usłyszałam powód oblania "nieumiejętność panowania nad stresem" to aż się popłakałam. Drugą sprawą jest to, że w ośrodku, w którym odbywał się kurs, w ogóle nie było zasięgu - byłam całkowicie odizolowana od swojego środowiska. I zaczęło się robić coś dziwnego - dostałam drgawek, delikatnych drżeń mięśni całego ciała. Doszło do tego zmęczenie, bo mało co spaliśmy, ale te drgawki to dla mnie nowość, jeżeli chodzi o długość trwania. Do tej pory pojawiały się na chwilę i po kilku-kilkunastu minutach mijały. A teraz trwały prawie cały tydzień. Jak ktoś siadał koło mnie to pytał się czemu się tak trzęsę - ja zmyślałam, że mi zimno. Nie wiem co to było. Wiem, że się tego wstydziłam. I tak bardzo chciałam zachować sie dojrzale, gdy mi powiedzieli, że nie ukończyłam kursu, a tu co? Płacz...tak jakbym była dzieciakiem, który nie dostał wymarzonego lizaka :( W takich momentach tak bardzo brakuje mi normalności...
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Sansevieria » 9 lut 2010, o 12:56

Maui, nie jesteś w momencie życia, w którym panowanie nad stresem jest Twoją mocną stroną. Jesteś w terapii. Całe życie nad pewnymi rzeczami panowałaś, teraz własnie próbujesz je zobaczyć. Czyli zdjąć z nich wieloletnią kontrolę. Po terapii, ewentualnie w innym momencie terapii, zdając taki sam egzamin w takich samych warunkach zewnętrznych uzyskasz ocenę "perfekcyjne panowanie nad stresem", na pewno.
Drżenie to tzw. sygnał z ciała. Teraz z uwagi na pracę w terapii uruchamia się silniej, bo zdejmujesz kontrolę, o której pisałam wyżej. Ten sygnał z ciała jest ścieżką, po której dojdziesz do jakiejś informacji o sobie samej. Jest to ważna informacja, zapisana z przeszłości. Powiedz o tym w terapii.
"Normalność" o której piszesz, a którą ja wolę nazywać równowagą, przyjdzie. Będzie dobrze. Nie przyjdzie jutro ani pojutrze, ale za to jak już przyjdzie, zostanie z Tobą na zawsze. I o to warto powalczyć, a nawet poświęcić to czy tamto z codziennego życia.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Maui » 10 lut 2010, o 16:07

Sansevieria napisał(a): jak już przyjdzie, zostanie z Tobą na zawsze.


Twoje słowa dały mi dużą dawkę nadziei. tylko pojawia się we mnie takie okropne poczucie niesprawiedliwości - ja połowę życia muszę poświęcić na walkę o coś, co inni mają za free, od rodziców. Inni mogą iść do przodu, a ja muszę najpierw dobić do zera. Mam wrażenie, że kiedy już osiągnę ten poziom "0" (równowaga), to okaże się, że jestem znacznie do tyłu od innych. Bo inni wtedy, kiedy ja próbowałam "znormalnieć" - rozwijali się, szli do przodu. Przez to czuję się trochę "niedorozwinięta" i "upośledzona". A ja chciałabym też rozwijać się tak jak inni, a nie myśleć o tym, ile stracę i straciłam na tym, że muszę naprawiać błędy moich rodziców. Gdy o tym myślę, to rodzi się we mnie straszny bunt i żal. I zazdrość. O to, że innym się powodzi. O to, że moja koleżanka (choć ją bardzo lubię) urodziła dziecko, jest w szczęśliwym małżeństwie. Była już w szczęśliwym związku, gdy była w moim wieku, a ja zamiast budować szczęśliwe relacje muszę naprawiać coś czego nie umiem jeszcze naprawić. Boję się, że kiedy już to naprawię, to okaże się, że mam nie wiadomo ile lat, całe życie za mną i wszystkie szanse stracone...a całe otoczenie będzie miało już dzieci, mężów, domy, karierę zawodową. Nie umiem cieszyć się ze szczęścia innych ludzi, bo od razu wyrywa się ze mnie straszny żal. Bo ja też bym tak chciała. Nawet czasem myślę sobie, że chciałabym niektórym to szczęście zabrać! To straszne. Nowe dla mnie uczucie i czuję, że przez takie myślenie robię się niebezpieczna dla innych. Boję się, że z zazdrości zacznę podkładać innym świnie. I tymbardziej mam wrażenie, że się powinnam odizolować. Nie wiem co się ze mną dzieje.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Sansevieria » 10 lut 2010, o 18:00

Jak się potrzebujesz poizolowac to sie poizoluj. Zazdrość normalna rzecz. Ktoś mi w życiu nabałaganił, łagodnie rzecz ujmując, a ja muszę po nim sprzątać. Mało tego, nikt za mnie tego nie zrobi. Jest to sytuacja maksymalnie wk...wiająca. Absolutnie niesprawiedliwa. I juz. Rodzi się zdrowa złość na sprawców. Nie żeby to przyjemne było, ale przynajmniej adres złości się klaruje. Zabranie szczęścia innym niestety nic nie pomaga, to nie towar co go mozna przywłaszczyć :(
Wprawdzie mamy "do tyłu" w pewnych sprawach, ale, choć to zabrzmi może na razie niestrawnie dla Ciebie, będą też bonusy. Bo przepracowana trauma pozwoli Ci wykorzystać te umiejętności i cechy, które już masz wykształcone, natomiast jeszcze nie są w Twoim władaniu. Jakie... to się u Ciebie okaże.
Może umiejętnosć radzenia sobie w sytuacji kryzysowej. Może odporność na manipulacje. Może szczególna wrazliwośc na czyjeś cierpienie. Umiejętność walki w stopniu nieznanym ludziom zdrowym. Może coś innego...Bonusy w każdym razie gwarantowane, choć jeszcze nieznane. Taka nagroda na całe życie. Ty się też rozwijasz. Tylko nieco inaczej niż standardy. I efekt też będzie powalający :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Sanna » 10 lut 2010, o 18:28

Maui, sledzę Twój wątek i trzymam za Ciebie kciuki.
Chciałabym dodać Ci nadziei i dlatego ja też zaręczam, że przeszłam etap bolesnego uświadamiania sobie prawdy, etap buntu ,, dlaczego ja?", etap wściekłości ,, dlaczego zmarnowano mi tyle lat?". A teraz przyszedł spokój i zadowolenie ,, jak się cieszę, że przydarzyła mi się możliwość zrozumienia i wyprostowania życia na terapii, jaka jestem szczęśliwa z tego powodu, lepiej późno niż wcale". Mam 36 lat, trochę więcej niż Ty. A zazdrość wobec tych innych ,, normalnych" zastąpiło pocieszenie, że może dzięki takiej a nie innej historii życiowej, jestem trochę mądrzejsza, bardziej empatyczna, więcej rozumiem?
Kochana, to wszystko co trudne teraz minie. Przyjdzie dzień, że pogratulujesz sobie że podjęłaś taki wysiłek, bo naprawdę warto było.
Zaprawdę - powiadam Ci ! :wink:
Pozdrawiam.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez szczupły » 10 lut 2010, o 19:01

---------- 17:59 10.02.2010 ----------

Sansevieria napisał/a:
jak już przyjdzie, zostanie z Tobą na zawsze.


Twoje słowa dały mi dużą dawkę nadziei. tylko pojawia się we mnie takie okropne poczucie niesprawiedliwości - ja połowę życia muszę poświęcić na walkę o coś, co inni mają za free, od rodziców. Inni mogą iść do przodu, a ja muszę najpierw dobić do zera. Mam wrażenie, że kiedy już osiągnę ten poziom "0" (równowaga), to okaże się, że jestem znacznie do tyłu od innych. Bo inni wtedy, kiedy ja próbowałam "znormalnieć" - rozwijali się, szli do przodu. Przez to czuję się trochę "niedorozwinięta" i "upośledzona". A ja chciałabym też rozwijać się tak jak inni, a nie myśleć o tym, ile stracę i straciłam...


:pocieszacz:

Mi też słowa Sansevierii dały dużą nadzieje.

Mam wprost identyczne przemyślenia.Rozumiem Cie, ten stan jest bardzo trudny. Mam tak od dłuższego czasu i widze że wszyscy wokół którzy byli "za mną" mnie wyprzedzili a ja stoję w miejscu,... no jeszcze spadam w dół,zawaliłem chyba w życiu wszystko co można było zawalić przez ostatnie 5 lat,a głupi nie jestem.
Wiesz też się tego boję, zostać z tyłu... i też nie wiem co się ze mną dzieje.
Musimy sobie to jakoś przetrawić w głowach





:slonko:

---------- 18:01 ----------

Sansevieria napisał/a:
jak już przyjdzie, zostanie z Tobą na zawsze.


Twoje słowa dały mi dużą dawkę nadziei. tylko pojawia się we mnie takie okropne poczucie niesprawiedliwości - ja połowę życia muszę poświęcić na walkę o coś, co inni mają za free, od rodziców. Inni mogą iść do przodu, a ja muszę najpierw dobić do zera. Mam wrażenie, że kiedy już osiągnę ten poziom "0" (równowaga), to okaże się, że jestem znacznie do tyłu od innych. Bo inni wtedy, kiedy ja próbowałam "znormalnieć" - rozwijali się, szli do przodu. Przez to czuję się trochę "niedorozwinięta" i "upośledzona". A ja chciałabym też rozwijać się tak jak inni, a nie myśleć o tym, ile stracę i straciłam...


:pocieszacz:

Mi też słowa Sansevierii dały dużą nadzieje.

Mam wprost identyczne przemyślenia.Rozumiem Cie, ten stan jest bardzo trudny. Mam tak od dłuższego czasu i widze że wszyscy wokół którzy byli "za mną" mnie wyprzedzili a ja stoję w miejscu,... no jeszcze spadam w dół,zawaliłem chyba w życiu wszystko co można było zawalić przez ostatnie 5 lat,a głupi nie jestem.
Wiesz też się tego boję, zostać z tyłu... i też nie wiem co się ze mną dzieje.
Musimy sobie to jakoś przetrawić w głowach





:slonko:
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez Sansevieria » 10 lut 2010, o 19:08

Wiecie co, w czasie olimpiady w Pekinie "zaistniał" taki sprinter, który chciał startować z pełnosprawnymi mając dwie protezy nóg. Nie pozwolono mu. A czemu o tym piszę - ano osiągał ewidentnie lepsze czasy niż jakikolwiek zawodnik na nogach własnych. Może i jestesmy "upośledzeni" ale do diaska, nie znaczy gorsi !!!
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Maui » 10 lut 2010, o 19:53

No własnie - chyba ten lęk - przynajmniej u mnie - wynika z tego, że czuję się w jakimś stopniu gorsza. Że przez to, że nie mam wykształconych pewnych umiejętności to spieprzę sobie życie, że nie będę w stanie być na równi z innymi "zdrowymi" ludźmi, a już nie mówiąc o jakiejś tam "lepszości". Chciałabym działać, mam straszną potrzebę robienia czegoś - i społecznie, i dla siebie i w ogóle czegokolwiek - chce mi się być aktywną. Ale nie umiem. Nie umiem zacząć czegoś robić, a jak zacznę to nie kończę. Mam strasznie dużo planów, a z wieeeelkim trudem mi przychodzi ich realizowanie. Każdy z nich to dla mnie wyczyn. A gdy patrzę na innych znajomych, którzy robią to z łatwością - to tymbardziej czuję się jakaś ułomna i mam do siebie żal. Bo patrzę, jak mi czas przechodzi między palcami, jak mogłabym go konstruktywnie wykorzystać, a trzyma mnie albo jakieś cholerne lenistwo albo jakieś inne poczucie niemocy. W ogóle coś się za dużo wkurzam ostatnio. I własnie niebardzo mam określonego sprawcę czy adresata złości, bo złoszczę się "na cały świat". Tzn. niby złoszczę, a jednak nie umiem tego okazać. Złoszczę i nie złoszczę. Rozum się wkurza, ale emocje się nie ruszają. Stoją w miejscu i nic im się nie chce (tak bym to najprościej określiła).
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Sansevieria » 10 lut 2010, o 20:18

Nie masz wykształconych pewnych umiejętności to je wykształcisz. Wszystko dla ludzi. Poza tym bez przesady, kazdy jest inny, ma słabe i mocne strony. Ważne jest zmienienie tego, co Tobie przeszkadza, a nie osiągnięcie jakiegoś modelowego wzorca.
Zacznę a nie kończę - witaj w klubie. Mistrzowie rzeczy niedokończonych... też się zmienia. Ale nie rozumem. Wola ma to i owo do sprawy, ale siły woli nie jesteś w stanie w pełni uruchomić, bo Cię przeszłość trzyma. To jakby kula u nogi albo kajdany, które pozwalają Ci robić tylko niewielkie kroki i odejść na długość łańcucha. Za to próbując iść nieźle się można uszarpać. Kajdany należy zdjąć a siła zużyta na szarpaninę pójdzie w dobrym kierunku. Jesli już zaczynasz się wkurzać to chyba znak, że pora pomyśleć nad tym, dzięki komu masz tak, jak masz....
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Maui » 11 lut 2010, o 12:41

Sansevieria napisał(a):Wola ma to i owo do sprawy, ale siły woli nie jesteś w stanie w pełni uruchomić, bo Cię przeszłość trzyma.


Do tej pory myslałam, że jestem jakoś specjalnie leniwa w porównaniu z innymi ludźmi. Że duzo chcę, ale nie chce mi się tego realizować. Podziwiałam (i podziwiam) innych za ich pracowitość. Naczytałam się dużo książek nt. osiągania celów, niby wszystko jest proste i łatwe, ale w trakcie okazywało się, że mam słomiany zapał, albo...zapominałam o tym, że do czegoś dążę. Dlatego mam problem z wszelkimi nawykami, a raczej z wyrabianiem pozytywnych nawyków, np. regularna nauka języków obcych, codzienna gimnastyka - nigdy jeszcze nie udało mi się wytrwać w tym dłużej niż kilka dni. Bo mi się odechciewa, bo zapominam ,bo nie mam czasu - dużo powodów. Potem pojawia się samobiczowanie, że coś olałam, zaczyna się walka od nowa i znowu porażka. I tak w kółko. Aż w pewnym momencie zaprzestałam tego typu starań i zajmuję się raczej tym, gdzie ktoś stoi nade mną "z batem" - wtedy nie mam problemu, żeby coś robić regularnie. Ale moja automotywacja ma poziom mniej niż zero.


Jesli już zaczynasz się wkurzać to chyba znak, że pora pomyśleć nad tym, dzięki komu masz tak, jak masz....


Niby wiem, że to przez rodziców, a głównie przez ojca. I to jest bardziej tak, że to rozum mi mówi, że to jest złe i że powinnam się wkurzać. Wkurzam się bardziej na poziomie intelektualnym, ale emocji jako takich mało co ten fakt wywołuje. Czuje niby się denerwuję, ale jestem spokojna. Nie umiem wywołać jeszcze w sobie takiego wk...wienia czystej postaci, takiego porządnego, raz a dobrze. Bardziej pojawia się myślenie, a nie czucie "tu powinnam się zdenerwować". Ciężko mi opisać to słowami. Kiedyś nawet nie myslałam o tym, teraz trochę zaczyna dochodzić to do mojej świadomości. Pamiętam jak moja terapeutka wybałuszała oczy, gdy jej mówiłam o tym jak mnie mój były traktował, a ja się dziwiłam, czym ona się tak szokuje. Teraz to ja sama zastanawiam się, jak można być takim kretynem, ale nadal trudno mi w związku z tym przywołać jakieś emocje. Pojawiają się tylko w związku z jakimś odrzuceniem. Oj, to wtedy zalewają mnie łzy i mam wrażenie, że moja reakcja jest nieadekwatna do sytuacji. Oddzieliłam rozum od emocji, choć nadal te drugie kierują tym pierwszym i zaburzają moje spostrzeganie rzeczywistości.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Sansevieria » 11 lut 2010, o 13:13

Obawiam się, że nie jest tak, że tylko te drugie kierują tym pierwszym... jest bowiem równolegle tak, ze ten pierwszy trzyma te drugie. Innymi słowy jest tak zwany bałagan i brak rzetelnej współpracy między jednym a drugim. Wzajem sobie w paradę wchodzą.
Tak zwany słomiany zapał jest tak charakterystyczny że strach. Jest chyba właśnie pochodną bałaganu, o którym pisałam. I tu Cie pocieszę umiarkowanie. Stabilna realizacja czegokolwiek wprawdzie się pojawia, ale wyjątkowo wolno i opornie. Wymaga jak sądzę po sobie wcześniejszego ułożenia bardzo wielu rzeczy, jest jakby z tego pakietu końcowych osiągnięć w terapii. Wskazuje na to też to, że pojawia się absolutnie niezauważalnie. Żadnych fajerwerków. No ale pojawia się i o to w sumie chodzi. Mnie zaczęła wyłazić po prawie dwóch latach, ale może u Ciebie szybciej to pójdzie :)
Z wywołaniem wściekłości w pełnej postaci to czas i jeszcze raz czas. Rozum mówi, że ona jest. I nawet mówi, gdzie ją skierować. I jak sobie człowiek uświadomi, ile tego jest to się bać zaczyna. Ja miałam uczucie, że jak wypuszczę, to po prostu zrobię coś głupiego, nie zdołam powstrzymać fali, zabije mnie siła albo ilośc. W końcu nie miałam nijakiej wprawy w obcowaniu z tym uczuciem... Jesli już dopuszczasz, że w związku z czymś powinnaś się wkurzyć to jest krok do przodu, bo jak sama widzisz kiedyś tych miejsc nie widziałaś. Ale sytuacja oczekiwania "kiedy ja się wreszcie wścieknę raz a dobrze" to jest mi znana doskonale. Mocno irytujące oczekiwanie. No i złość na siebie samą, bo "przecież powinnam się zezłościć, wściec, a nie umiem". Są różne terapeutyczne sposoby na rozwalanie tego muru, ale to jest już do załatwienia w Twojej terapii, bo różne są sposoby dla różnych ludzi skuteczne. W każdym razie to zblokowanie, o czym piszesz, jest teoretycznie opracowane, natomiast kiedy i jakimi sposobami ulegnie rozwaleniu jest chyba bardzo indywidualne. Mnie pierwszy raz się udało na warsztatach terapeutycznych przy odtwarzaniu scenki z życia, mojej koleżance jak poszła do lasu i zaczęła "rozmawiać" ze sprawcą na głos, inne sytuacje też znam, a jest też wiele których nie znam. Wiesz, bardzo mi pomaga rozmowa z Tobą. Bo widzę, co już zrobiłam (strasznie jest to o czym piszesz podobne do tego, co pamiętam o sobie) i to jest bardzo wspierające. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez szczupły » 12 lut 2010, o 03:07

---------- 02:03 12.02.2010 ----------

Maui napisała:

Do tej pory myslałam, że jestem jakoś specjalnie leniwa w porównaniu z innymi ludźmi. Że duzo chcę, ale nie chce mi się tego realizować. Podziwiałam (i podziwiam) innych za ich pracowitość. Naczytałam się dużo książek nt. osiągania celów, niby wszystko jest proste i łatwe, ale w trakcie okazywało się, że mam słomiany zapał, albo...zapominałam o tym, że do czegoś dążę. Dlatego mam problem z wszelkimi nawykami, a raczej z wyrabianiem pozytywnych nawyków, np. regularna nauka języków obcych, codzienna gimnastyka - nigdy jeszcze nie udało mi się wytrwać w tym dłużej niż kilka dni. Bo mi się odechciewa, bo zapominam ,bo nie mam czasu - dużo powodów. Potem pojawia się samobiczowanie, że coś olałam, zaczyna się walka od nowa i znowu porażka. I tak w kółko. Aż w pewnym momencie zaprzestałam tego typu starań i zajmuję się raczej tym, gdzie ktoś stoi nade mną "z batem" - wtedy nie mam problemu, żeby coś robić regularnie. Ale moja automotywacja ma poziom mniej niż zero.


Wiesz Maui, zazwyczaj jak coś czytam to tak czytam to sobie w myślach.
Złapałem się na tym, że jak czytam Twój nick to mnie to strasznie irytuje :D bo za cholere nie potrafie tego wymówić, nawet w myślach.
:D
Ale do rzeczy. Tamat i tematy o których piszesz jest mi bardzo bliski.
Moim zdaniem te czytanie książek o której np piszesz nie ma chyba większego sensu na tym etapie.To tylko taka teoria. Kiedyś czytałem książki może nie dokładnie o tej tematyce, ale takie poradniki o rozwoju.Np powtarzanie sobie " jestem człowiekiem godnym szacunku", "znam swoją wartość i mocne strony", "jestem wartościowym człowiekiem" itp. No i co z tego zyskałem? No w sumie tylko irytowałem się bo czytałem to nie wiadomo ile dni,ile razy i w ogóle tego nie czułem. Nie wiem co to znaczy czuć się kimś ważnym i wartościowym. No niby tak powinno być ,ale tego uczucia, stanu brak. Właśnie ten słomiany zapał o którym piszesz (jestem w tym specjalistą więc jak chcesz jakieś rady... :wink: ) moim zdaniem wynika z niskiego poczucia własnej wartości, nieumiejętności planowania realnego i pragnienia silnych emocji i napięcia.
Tak sobie szczerze przeanalizowałem kilka rzeczy, które mnie zainteresowały i zacząłem robić....i nie skończyłem, albo nie moge skończyć. Wygląda to tak coś mnie zainteresowało,ale fajnie!, czuje dreszczyk, podniecenie,o bedzie to cos fajnego, nawet nie mysle jak to ma sie skonczyc i kiedy, ten stan daje mi pewne poczucie szczescia, nie tyle poczucie szczescia samym faktem, tylko jakby wyobrazeniem o tym co robie,tak sie nakrecam. Kiedy ten stan "euforii" zaczyna opadać zaczynam powoli odpuszczac, bo poziom poczucia szczescia opada, wycofuje sie, mysle eeeee nudne to, juz mnie to tak nie kreci, nie ma tych emocji. Nie mam tego stanu "szczęscia" w sobie i podświadomie szukam go w rzeczach zewnętrznych, co jak piszą mądre kksiązki i mówią madrzy ludzie jest nie do zdobycia,nierealne. To w pewnym sensie uzaleznienie od silnych emocji i poszukujac tych silnych emocji wchodze w cos nowego nie konczac starego.
No jak ktooś stoi nad głową z batem to adrenalinka jest i jakos sie bardziej chce. czuje to napiecie i to mnie trzyma przy dzialaniu. Poprostu w stanie spokoju sie dekoncentruje i zniechecam, stan spokoju jest moze i stanem szczesliwych ludzi, ale dla mnie obcym. No zycie w domu z alkoholikiem wiadomo...Krótko mówiąc skaczemy z kwiatka na kwiatek w poszukiwaniu tego dreszczyku i napięcia. Dłuższy stan spokoju jest niepokojący i droga ktora ide sie jakos rozłazi. No to smutne,ale wiesz to sie czasem udaje, udaje sie cos dokonczyc:) No a teraz bardziej pozytywnie :)
Mój sposób na to w chwili obecnej jest taki: mam coś do zrobienia, włącza mi się myslenie typu wyobrazam sobie jak to bede robil, jakie to bedzie miłe i przyjemne, takie wyobrażenie i kiedy i jaki bedzie koniec, (wyobrazenie jest lepsze od samego dzialania potem,albo jest tak nierealne ze rzadko sie spełnia). mówie STOP! (no nie zawsze) Myśle sobie, dobra nie mysl tyle o tym, nie podniecaj sie tak, poprostu zacznij to robic, tak nawet bez emocji i mysle sobie ze to robie tak tylko dla siebie, ze wynik przyjdzie. skupiam sie na tym co tu i teraz i nie próbuje sobie nic wyobrazac.Wogóle fajnie że zacząłem cos robic. Czasem trzeba na sile, zmusic sie , wiedzac ze to w tej chwili nie da mi poczucia szczescia, tak troche pocierpiec, a zazwyczaj efekt koncowy jest bardzo przyjemny i zadowalajacy(to daje taka siłe). Np. mam postanowienie chodzic na basen regularnie, no chodze. Czasem mam isc i mysle nie chce mi sie, po co , no i co poplywam w tej wodzie, co mi to da, no niby to fajne, i wroce i znow bede czul sie marnie. Ale mowie sobie w morde idz nie mysl o tym, poprostu idz, i jak juz tam jestem, jak sobie plywam, i jak koncze czuje sie naprawde fajnie,ze cos fajnego dla siebie zrobile, ze tak zadbalem o swoje zdrowie fizyczne i w jakims stopniu emocjonalne :)
Wiec chodz na te języki i sie gimnastykuj. Bedziesz sie czula pewnie w jakims jezyku, da Ci to kiedys ciekawa mozliwosc dzieki temu, no i bedziesz miala zgrabny tylek ;) Chodzi o to, że potem sobie powiesz, ano dobrze myslałam, dobrze robiłam, dzieki temu jest mi lepiej i to moja zasługa. To bardzo podnosi poczucie swojej wartosci i daje siłe na dalsze działania.To że chodzisz na terapie to przeciez robisz cos wspanialego dla siebie, wierzysz że to ma sens, no bo inaczej byś nie chodziła.

wiele Twoich wątków mnie tu zainteresowało, ale na reszte nie chce mi sie odpowiadać...na razie :)

---------- 02:05 ----------

Maui napisała:

Do tej pory myslałam, że jestem jakoś specjalnie leniwa w porównaniu z innymi ludźmi. Że duzo chcę, ale nie chce mi się tego realizować. Podziwiałam (i podziwiam) innych za ich pracowitość. Naczytałam się dużo książek nt. osiągania celów, niby wszystko jest proste i łatwe, ale w trakcie okazywało się, że mam słomiany zapał, albo...zapominałam o tym, że do czegoś dążę. Dlatego mam problem z wszelkimi nawykami, a raczej z wyrabianiem pozytywnych nawyków, np. regularna nauka języków obcych, codzienna gimnastyka - nigdy jeszcze nie udało mi się wytrwać w tym dłużej niż kilka dni. Bo mi się odechciewa, bo zapominam ,bo nie mam czasu - dużo powodów. Potem pojawia się samobiczowanie, że coś olałam, zaczyna się walka od nowa i znowu porażka. I tak w kółko. Aż w pewnym momencie zaprzestałam tego typu starań i zajmuję się raczej tym, gdzie ktoś stoi nade mną "z batem" - wtedy nie mam problemu, żeby coś robić regularnie. Ale moja automotywacja ma poziom mniej niż zero.


Wiesz Maui, zazwyczaj jak coś czytam to tak czytam to sobie w myślach.
Złapałem się na tym, że jak czytam Twój nick to mnie to strasznie irytuje :D bo za cholere nie potrafie tego wymówić, nawet w myślach.
:D
Ale do rzeczy. Tamat i tematy o których piszesz jest mi bardzo bliski.
Moim zdaniem te czytanie książek o której np piszesz nie ma chyba większego sensu na tym etapie.To tylko taka teoria. Kiedyś czytałem książki może nie dokładnie o tej tematyce, ale takie poradniki o rozwoju.Np powtarzanie sobie " jestem człowiekiem godnym szacunku", "znam swoją wartość i mocne strony", "jestem wartościowym człowiekiem" itp. No i co z tego zyskałem? No w sumie tylko irytowałem się bo czytałem to nie wiadomo ile dni,ile razy i w ogóle tego nie czułem. Nie wiem co to znaczy czuć się kimś ważnym i wartościowym. No niby tak powinno być ,ale tego uczucia, stanu brak. Właśnie ten słomiany zapał o którym piszesz (jestem w tym specjalistą więc jak chcesz jakieś rady... :wink: ) moim zdaniem wynika z niskiego poczucia własnej wartości, nieumiejętności planowania realnego i pragnienia silnych emocji i napięcia.
Tak sobie szczerze przeanalizowałem kilka rzeczy, które mnie zainteresowały i zacząłem robić....i nie skończyłem, albo nie moge skończyć. Wygląda to tak coś mnie zainteresowało,ale fajnie!, czuje dreszczyk, podniecenie,o bedzie to cos fajnego, nawet nie mysle jak to ma sie skonczyc i kiedy, ten stan daje mi pewne poczucie szczescia, nie tyle poczucie szczescia samym faktem, tylko jakby wyobrazeniem o tym co robie,tak sie nakrecam. Kiedy ten stan "euforii" zaczyna opadać zaczynam powoli odpuszczac, bo poziom poczucia szczescia opada, wycofuje sie, mysle eeeee nudne to, juz mnie to tak nie kreci, nie ma tych emocji. Nie mam tego stanu "szczęscia" w sobie i podświadomie szukam go w rzeczach zewnętrznych, co jak piszą mądre kksiązki i mówią madrzy ludzie jest nie do zdobycia,nierealne. To w pewnym sensie uzaleznienie od silnych emocji i poszukujac tych silnych emocji wchodze w cos nowego nie konczac starego.
No jak ktooś stoi nad głową z batem to adrenalinka jest i jakos sie bardziej chce. czuje to napiecie i to mnie trzyma przy dzialaniu. Poprostu w stanie spokoju sie dekoncentruje i zniechecam, stan spokoju jest moze i stanem szczesliwych ludzi, ale dla mnie obcym. No zycie w domu z alkoholikiem wiadomo...Krótko mówiąc skaczemy z kwiatka na kwiatek w poszukiwaniu tego dreszczyku i napięcia. Dłuższy stan spokoju jest niepokojący i droga ktora ide sie jakos rozłazi. No to smutne,ale wiesz to sie czasem udaje, udaje sie cos dokonczyc:) No a teraz bardziej pozytywnie :)
Mój sposób na to w chwili obecnej jest taki: mam coś do zrobienia, włącza mi się myslenie typu wyobrazam sobie jak to bede robil, jakie to bedzie miłe i przyjemne, takie wyobrażenie i kiedy i jaki bedzie koniec, (wyobrazenie jest lepsze od samego dzialania potem,albo jest tak nierealne ze rzadko sie spełnia). mówie STOP! (no nie zawsze) Myśle sobie, dobra nie mysl tyle o tym, nie podniecaj sie tak, poprostu zacznij to robic, tak nawet bez emocji i mysle sobie ze to robie tak tylko dla siebie, ze wynik przyjdzie. skupiam sie na tym co tu i teraz i nie próbuje sobie nic wyobrazac.Wogóle fajnie że zacząłem cos robic. Czasem trzeba na sile, zmusic sie , wiedzac ze to w tej chwili nie da mi poczucia szczescia, tak troche pocierpiec, a zazwyczaj efekt koncowy jest bardzo przyjemny i zadowalajacy(to daje taka siłe). Np. mam postanowienie chodzic na basen regularnie, no chodze. Czasem mam isc i mysle nie chce mi sie, po co , no i co poplywam w tej wodzie, co mi to da, no niby to fajne, i wroce i znow bede czul sie marnie. Ale mowie sobie w morde idz nie mysl o tym, poprostu idz, i jak juz tam jestem, jak sobie plywam, i jak koncze czuje sie naprawde fajnie,ze cos fajnego dla siebie zrobile, ze tak zadbalem o swoje zdrowie fizyczne i w jakims stopniu emocjonalne :)
Wiec chodz na te języki i sie gimnastykuj. Bedziesz sie czula pewnie w jakims jezyku, da Ci to kiedys ciekawa mozliwosc dzieki temu, no i bedziesz miala zgrabny tylek ;) Chodzi o to, że potem sobie powiesz, ano dobrze myslałam, dobrze robiłam, dzieki temu jest mi lepiej i to moja zasługa. To bardzo podnosi poczucie swojej wartosci i daje siłe na dalsze działania.To że chodzisz na terapie to przeciez robisz cos wspanialego dla siebie, wierzysz że to ma sens, no bo inaczej byś nie chodziła.

wiele Twoich wątków mnie tu zainteresowało, ale na reszte nie chce mi sie odpowiadać...na razie :)

---------- 02:07 ----------

o matko!,czy ja sie nie potrafie krótko i zwięźle wysłowić? :shock:
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez Sansevieria » 12 lut 2010, o 19:04

Szczupły, wysławiasz się bardzo fajnie, natomiast dwukrotne wysyłanie tego samego faktycznie zwiększa objętość tekstu :D
A poza Tym, choć z przyczyn oczywistych nie mogłeś mieć tego zamiaru, udało Ci się perfekcyjnie dopełnić mi mój schemat powstawania mojego "słomianego ognia". Który wprawdzie mam już wygaszony w dużym stopniu, ale miałam wrażenie, że jeszcze coś mi w temacie tkwi. W związku z tym jestem Ci strasznie bardzo wdzięczna, bo zamknięcie schematu to dla mnie oznacza kolejny krok naprzód. Pokazałeś mi pisząc o sobie taki czynnik, który mój "słomiany ogień" może uruchomić, a na co nie wpadłam sama. Hura :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez szczupły » 13 lut 2010, o 15:18

A poza Tym, choć z przyczyn oczywistych nie mogłeś mieć tego zamiaru, udało Ci się perfekcyjnie dopełnić mi mój schemat powstawania mojego "słomianego ognia". Który wprawdzie mam już wygaszony w dużym stopniu, ale miałam wrażenie, że jeszcze coś mi w temacie tkwi. W związku z tym jestem Ci strasznie bardzo wdzięczna, bo zamknięcie schematu to dla mnie oznacza kolejny krok naprzód.



Aby był to krok praktyczny :)
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 140 gości